Beata i Eugeniusz Dębscy - Dwudziesta trzecia(1).pdf

(1267 KB) Pobierz
Redakcja: Paweł Sajewicz
Korekta: Jola Gomółka
Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz
Opracowanie graficzne: Elżbieta Wastkowska
Redaktor prowadząca: Katarzyna Kubicka
ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa
Copyright © Agora SA, 2021
Copyright © Beata Dębska & Eugeniusz Dębski, 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone
Warszawa 2021
Wydanie II, poprawione
ISBN: 978-83-268-3699-2
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał
praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom
bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej
fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją,
rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Spis treści
Karta tytułowa
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
Karta redakcyjna
ROZDZIAŁ 1
O
dzyskała przytomność i od razu krzyknęła przerażona.
Czy może…
Chciała krzyknąć?
Nie usłyszała nic.
Mrok jakby całkowicie pochłonął dźwięk. Panika cęgami chwyciła ją za
gardło. Drugi okrzyk zrodził się w głowie i w niej pozostał. Nie miała siły
krzyczeć. Nie miała siły oddychać.
Usiłowała poruszyć ręką, palcem choćby. Nie udało się. Podniosła
głowę, ale nie była w stanie długo utrzymać jej uniesionej. Opadła,
stuknęła głośno i boleśnie w coś twardego, na czym ona leżała. Myśli,
gęste, kleiste, wolno, z wysiłkiem snuły się pod czaszką.
Dla… czego…? Co tu jest… Gdzie… czemu ja…
Zacisnęła zęby i zaczęła oddychać głęboko i szybko, z jakiegoś powodu
uznała, że przyspieszając oddech, przyspieszy obieg krwi, a to
przyspieszy… A to…?
Druga fala paniki zalała ją niespodziewanie i gwałtownie. Znowu
usiłowała krzyknąć, ale zdławione gardło nie wypuszczało dźwięków. Nie
słyszała nawet swojego oddechu. Zacisnęła powieki. Kilka razy mrużyła
mocno oczy i otwierała, wytrzeszczając z całej siły.
Zobaczyła coś.
W ciemnościach czaiły się jaśniejsze plamy. Usiłowała skoncentrować
się na nich, zrozumieć, czym są. Ale nie dało się. Po prostu gdzieniegdzie
mrok ustępował miejsca nieregularnym plackom czegoś nieco jaśniejszego.
Nieruchomego.
Uniosła głowę i pozwoliła jej opaść, a potem kilka razy to powtórzyła.
Bólu nie czuła, słyszała tylko, jak głowa uderza w coś twardego,
a wewnątrz jakby coś się przesuwało pod wpływem uderzeń.
Potem nagle dotarło do niej, że w statycznym otoczeniu, w mroku, coś
się poruszyło. Usiłowała zrozumieć, co się zmieniło. Przez długą chwilę
mózg nie nadążał za zachodzącymi w ciemnościach zmianami, potem
podpowiedział: „Plamy znikają!”.
Rzeczywiście – plamy zaczęły się pojawiać i znikać. Jakby…
Ktoś-coś się poruszało, przesłaniało je na krótką chwilę i odsłaniało po
sekundzie.
Kto…
Rozbłysło światło.
Dokoła panowała biel. Białe ściany, biały sufit. Dwie blaszane,
błyszczące chromowanym wnętrzem rynny z podwójnymi rurami
jarzeniówek nad głową. Przemknęła wzrokiem po suficie, chciała obejrzeć
Zgłoś jeśli naruszono regulamin