Jak kochac to tylko w Rzymie - Clare Connelly.pdf

(616 KB) Pobierz
Clare Connelly
Jak kochać to tylko
w Rzymie
Tłumaczenie:
Anna Dobrzańska-Gadowska
PROLOG
– No dobrze, wyjaśnijmy to sobie. – Pietro popatrzył na
siedzącego po drugiej stronie biurka mężczyznę, którego od
blisko dwudziestu lat uważał za wzór człowieka i biznesmana. –
Chcesz, żebym ożenił się z twoją córką, która jest młodsza ode
mnie o trzynaście lat i którą ledwo znam, czy tak? Dlaczego
właściwie miałbym przystać na tę propozycję, jak sądzisz?
Col poruszył się, podniósł głowę i spojrzał mu prosto w oczy.
– Emmeline jest piękną i inteligentną młodą kobietą –
powiedział. – Dlaczego moja sugestia tak cię uraziła, co?
– W ogóle nie mam zamiaru się żenić, po prostu. – Pietro
umiejętnie uniknął bezpośredniej odpowiedzi.
– To nawet lepiej – zauważył Col. – Małżeństwo z Emmeline
nie pozbawi cię romantycznych uniesień.
– Nie będzie żadnego małżeństwa.
Col uśmiechnął się w odpowiedzi na błyskawiczną ripostę.
Najwyraźniej rozkazujący ton, którego zazwyczaj obawiali się
biznesowi adwersarze Pietra, zupełnie na niego nie działał.
– Kocham cię jak syna, mój drogi. Ty i Emmeline jesteście dla
mnie najważniejsi, i właśnie dlatego zależy mi, żebyś ją
poślubił.
– Ale skąd wziął się ten pomysł? W dodatku tak nagle? –
Pietro nie spuszczał czujnego wzroku z twarzy starszego
mężczyzny.
– Zacząłem o tym myśleć wiele tygodni temu.
– Dlaczego? – nie ustępował Pietro, świadomy, że nie widzi
pełnego obrazu sytuacji.
Col powoli wypuścił powietrze z płuc i odwrócił wzrok.
– Emmeline chce pójść na uniwersytet w Rzymie.
Powiedziałem jej, że może podjąć studia, z moim
błogosławieństwem, ale tylko jeśli wyjdzie za ciebie.
– I co ona na to? – pogardliwie prychnął Pietro.
Nie miał cienia wątpliwości, że córka jego przyjaciela okazała
się głupią lalą, która posłusznie przyjmuje wszystkie polecenia
ojca.
– Wymagało to pewnej siły perswazji, ale się zgodziła –
szorstko przyznał Col. – Emmeline zawsze zrobi to, czego od
niej zażądam. Dobra z niej dziewczyna.
Dobra dziewczyna? Pietro z trudem powstrzymał się, żeby nie
przewrócić oczami. Grzeczne dziewczynki są absolutnie
przewidywalne i bezbrzeżnie nudne, pomyślał.
– No, ale po co całe to zamieszanie? – zaśmiał się
z niedowierzaniem. – Mogę zaopiekować się twoją córką, nie
żeniąc się z nią, prawda?
– To nie wystarczy, do cholery! – eksplodował senator.
– Dlaczego nie? – Pietro zmrużył oczy. – Czegoś mi nie
mówisz, widzę to!
Col rzucił mu wściekłe spojrzenie, lecz po chwili milczenia
powoli skinął głową.
– To, co ci teraz powiem, musi zostać między nami.
Przysięgnij, że zachowasz to dla siebie.
– Oczywiście.
Pietro nie miał pojęcia, na co się zgadza, więc nie było mu
trudno podporządkować się życzeniu senatora.
– Poza mną wiedzą o tym jeszcze tylko dwie osoby. Emmeline
niczego nie podejrzewa.
Po plecach Pietra przebiegł zimny dreszcz. W milczeniu
czekał na dalsze słowa Cola.
– Nie da się ubrać tego w przyjemne słowa – zaczął Col. –
Umieram.
Pietro zamarł. Miał wrażenie, że jego ciało ogarnął paraliż.
– Co takiego? – wykrztusił wreszcie.
– Umieram. Mój onkolog twierdzi, że zostało mi jeszcze parę
miesięcy, ale nie będzie to łatwy okres. Chcę, żeby Emmeline
przebywała w tym czasie jak najdalej ode mnie. Chcę, żeby była
szczęśliwa, spokojna i bezpieczna, i żeby do końca nie
wiedziała, co się ze mną dzieje.
Pietro poczuł się tak, jakby na jego klatkę piersiową spadł
nagle spory ładunek cegieł, wyciskając powietrze z jego płuc.
Dwadzieścia lat wcześniej jego ojciec także padł ofiarą raka.
– To niemożliwe. – Przesunął dłonią po twarzy. – Przecież
wyglądasz zupełnie normalnie… Radziłeś się innego lekarza?
– Nie ma takiej potrzeby. – Senator wzruszył ramionami. –
Widziałem prześwietlenia, skany i wyniki badań. Rak jest
wszędzie.
Pietro zaklął pod nosem. Już dawno nie czuł się tak
kompletnie bezradny.
– Bardzo mi przykro…
– Nie zależy mi na twoim współczuciu, ale na pomocy. Więcej,
błagam cię o pomoc.
Przez głowę Pietra przemknęła myśl, że chyba nie ma takiej
rzeczy, jakiej nie zgodziłby się zrobić dla swojego mentora
i przyjaciela. Ale małżeństwo z jego córką…?
– Z pewnością Emmeline wolałaby sama wybrać sobie męża…
– Kogo? – warknął Col. – Jakiegoś łowcę fortun? Po mojej
śmierci będzie warta kilka miliardów dolarów. Miliardów,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin