PRZETRWALAM KOBIETY W CZASACH N - Maria Bukowska.docx

(6213 KB) Pobierz
PRZETRWAŁAM KOBIETY W CZASACH NAZIZMU I KOMUNIZMU Maria Bukowska


Cover

ŁAM

doświadczenia kobiet więzionych w czasach nazizmu i stalinizmu

. I-H . bpotkan Lilii Z Historią
 

 

Wy b rj r i u :> f d C rj\\ a ni a

PRZE TRWA ŁAM ■

Maria Buko

Katarzyna Madoń-Mitzner Magda Szymańska

□ crri S fJ O t k łJ II f V \ I u r in

warszawa 2CiSt7

 

 


00057.jpg

Więźniarki uwolnione z Ravensbruck czekają na transport do Szwecji na stacji w Padborgu. Kwiecień

1945.

Fot. zbiory United States Holocaust Memorial Museum (USHMM)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PAMIĘĆ

opowiadana Sylwia Chutnik

Przestań, wszyscy to przeżyliśmy.

Zawsze myślałam, że pamięć i historia są jak dwie siostry: jedna tka

opowieści, druga umiejscawia je w konkretnych rejonach. Obie grają do jednej bramki: chcą ujarzmić i opisać przeszłość. Obie walczą z zapomnieniem i amnezją. Tymczasem historia okazuje się nazbyt często wyniosłą damą, która rości sobie prawo do bycia uniwersalnym autorytetem. Z nią się w ogóle trudno dyskutuje. Opiera się na faktach, tekstach źródłowych i wielkich księgach, a z nimi nie da się polemizować. Wobec zbiorowych narracji trudno również stawiać indywidualne głosy. Brzmią one cicho, nie zawsze są dostrojone do ogólnego. Dlatego też szczególnie ważne jest wysłuchiwanie i zbieranie opowieści tych, którzy przedstawiają historyczne wydarzenia ze swojej, prywatnej perspektywy.

„Pamięć jest fenomenem wiecznie aktualnym, więzami łączącymi nas z wieczną teraźniejszością” - pisał historyk Pierre Nora. O jej fenomenie myślę zawsze wtedy, kiedy czytam wspomnienia dotyczące czasów sprzed kilku dekad. Szczegółowość przywoływanych obrazów, emocji, zdarzeń nie tylko pozwala przenieść się odbiorcy w czas opisywany, ale mrozi swoją jaskrawością. Intensywne doznania wyostrzyły zmysły, sprawiły, że wewnętrzna nagrywarka była włączona nieustannie i rejestrowała każdy szczegół.

Te historie są straszne, tych historii zapomnieć nie można. Chociaż niektóre bohaterki niniejszej książki starały się „odwołać historię”: przyjąć strategię życia tutaj i teraz. Bez zbędnego dla nich grzebania się w ranach.

Nie chciały nikomu opowiadać o przeszłości, wspominać jej, jeździć w miejsca zbrodni i w ogóle przyznawać się do tego, co tam przeżyły. A wszystkie przeżyły piekło:      obozów koncentracyjnych, prac

przymusowych, łagrów i więzień stalinowskich. To jak panorama koszmaru.

Część z nich została wywieziona do Niemiec, do Ravensbruck, obozu koncentracyjnego dla kobiet. Pracowały w fabrykach, zajmując się szyciem, tkaniem czy wyplataniem. W pobliżu obozu firma Siemens & Halske zbudowała wiele hal, gdzie więźniarki przymusowo produkowały części do pocisków. Zresztą Siemens opracował także projekty krematoriów w Auschwitz-Birkenau i zamontował w nich urządzenia gazowe. To jedna z tych firm, które dorobiły się na wojnie. Część kobiet stała się w Ravensbruck przedmiotem eksperymentów. Wołali na nie „króliki”. Poddawane były niekończącym się operacjom, krojono i wycinano im ciało, mięśnie, kości. Zszywano i rozpruwano na nowo. Jakby się te kobiety miały nigdy nie zagoić. Większość z nich skutki eksperymentów odczuwała również po wojnie. Część dziwi się, że „to się tak ładnie zagoiło”.

Czy zagoiła się ich pamięć? Niektóre próbowały żyć tak, żeby nie pamiętać. Były przecież młodymi dziewczynami, które po wyswobodzeniu z obozu wróciły do kraju, do rodzin. Chciały żyć tak, jak powinny od kilku lat: chodzić na zabawy, zakochiwać się. Albo zwyczajniej: jeść i spać, kiedy czuły taką potrzebę. Tylko że jedna poszła na dansing i szybko chciała z niego wrócić: „Chociaż tańczyłyśmy, to cały czas byłyśmy w Ravensbruck” - mówiła. Druga zwierzała się: „Dzisiaj, kiedy na ulicy słyszę, jak ktoś za mną idzie, to muszę się zatrzymać, zobaczyć kto, i przepuszczam...”. Kolejna nie mogła spać, a jak już zapadła w sen, to budziła się z „wielkim lękiem”. Zanim uświadomiła sobie, że to nieprawda, że wszystko jest dobrze - zawsze mijało sporo czasu. Sporo czasu, żeby znowu poczuć się wolnym człowiekiem. Bezpiecznym. U siebie. Ale inna przyznaje za to, że: „Jak byłam młodziutka, po wojnie, to byłam bardzo zajęta życiem”. Miała iść na własną egzekucję, wszy i pluskwy zjadały jej ciało. A potem wszystko się skończyło i ona chciała być kimś zupełnie innym. Pierwsza z bohaterek została aresztowana w 1939 roku, ostatnia z nich w 1954 - prawie dwie dekady, a tak niewiele się zmieniło.

Noblistka Swietłana Aleksijewicz napisała książkę Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Jedna z jej bohaterek konstatuje: „Stamtąd, nawet jeśli się wraca żywą, to dusza będzie chora”. Wydaje się, jakby nie było wyjścia z tej wojny, ona wrzyna się i wrasta w każdą część jestestwa, nie pozwala się z siebie wyswobodzić. Nawet my, po latach czytający wspomnienia z tamtych granicznych doświadczeń, czujemy się obklejeni wojną. Nie możemy oddychać. Jesteśmy każdą z tych kobiet po kolei i razem z nimi walczymy, aby przetrwać. To nie jest uzurpowanie sobie prawa do cudzych doświadczeń, to raczej empatia, która każe nam współodczuwać ból innej osoby. Tylko że nic nie da się już zrobić. Historia jest na tyle perfidna, że nie można jej zmienić.

Bohaterki próbowały szukać ukrytego sensu w tym, co się stało. Nawet jeśli nie udało się zapomnieć, to można było wszystko relatywizować: „Bo ja wiele rzeczy zrozumiałam inaczej poprzez to cierpienie. Przestałam myśleć tylko o sobie, myślę o rzeczach innych, ogólnych i ja sobie potrafię teraz wiele wytłumaczyć. A gdybym tego nie przeżyła, może bym tak nie rozumowała. Takie ciężkie doświadczenia są czasem człowiekowi potrzebne”. Wojenne i obozowe doświadczenie jako lekcja pokory, to pewne. Ale też jako moment oderwania się od siebie: tożsamość została tak bardzo zdeptana, że trudno stawiać ją w centrum. Tożsamość została tak zmieniona, że trudno ją teraz sobie przypomnieć. Skoro kolejna bohaterka wspomina: „Nie wiem, jak człowiek czuje się przed śmiercią. Ja byłam jak kamień”, to myślę sobie, że taki stupor może trwać nadal i że trudno się z niego wybudzić. Bo i po co? W nowym świecie nie ma miejsca na emocje, na ludzkie reakcje. Nikt nie zwróci na nie uwagi i nikt ich nie doceni. „Ja sobie powiedziałam, że nie będę płakać - przyrzeka jeszcze inna kobieta - ścisnęło mnie mocno w sercu, ale łzy nie uroniłam. To niedobre, lekarz powiedział mi, że powinnam krzyczeć, ale przecież wariatki nie będę z siebie robić. Teraz już nie robi to na mnie takiego wrażenia. Przeżywam, ale nie tak mocno”. Powinnam krzyczeć, ale nie zrobię z siebie pośmiewiska. Zresztą, przy kim tu krzyczeć: przy innych, którzy doświadczali podobnych spraw? „Przestań, wszyscy to przeżyliśmy” - powiedziała kobiecie lekarka i przepisała jej walerianę. Nie róbmy scen, przecież całe nasze pokolenie jest pokiereszowane wojną. A w takim zbiorowym doświadczeniu, w takiej zbiorowej pamięci nie słychać pojedynczych głosów. Owszem, wszyscy wspominają lub w jakiś sposób odnoszą się do tego, co się stało, ale mówią chórem. Trzeba mocno nadstawić uszu, aby wychwycić pojedyncze doświadczenia.

Niektóre z nich od początku były przeżywane z pozycji zdziwienia. Jaka wojna, czemu? Czemu ja? Jedna z bohaterek była pewna, że jej nie zaaresztują, bo przecież „Niemcy nie mogą mieć do mnie żadnej urazy, bo jestem sprawiedliwa”. Kiedy wywożą ją z Pomorza, próbuje przemówić im do rozsądku: „Proszę panów, to jest nielegalne, ja protestuję. Będziecie mieli z tego wielką nieprzyjemność”. O tak, cała ta wojna była nielegalna i przecież żadna z nich, młodych dziewcząt, nie naraziła się bezpośrednio Niemcom. To czego oni od niej chcieli? We wspomnieniach jawią się jako opętani kaci, którzy nawet nie patrzą na swoje ofiary. W końcu „były takie momenty, że człowiek był zdolny do wszystkiego”. W zawirowaniach militarnych trudno było mówić o ludzkim zachowaniu. Wszystko musiało mieć nowe definicje.

Jedna z kobiet po wyzwoleniu musiała szczypać się w rękę, bo nie wierzyła, że to już koniec. Raz, dwa, trzy odwołujemy wojnę i wszystko to, co ze sobą przyniosła. Człowiekowi się trudno przestawić, tak nagle znów wejść na utarte ścieżki poprzedniego życia. Tego sprzed obozu, sprzed głodu i umierania. Bo przecież: „Śmierć tam była pozbawiona godności i to mnie najbardziej bolało [...] Taki miałam żal, że mi zabrali... że mi zabrali wiarę w człowieka”. I ona nie wracała, chociaż teoretycznie powinna włączyć się niczym tryb w maszynie. Wajcha w lewo: bitwa o przetrwanie, wajcha w prawo: humanizm i koniec wojny, tak po prostu. Tylko że tu w ogóle nie znajdujemy żadnych prostych historii i rozwiązań. Tu wszystko wygląda jak obrazek dziecka, które złapało flamaster i teraz bazgrze nim po pustej kartce. Bazgrołów nie rozplączesz, nikt nie znalazł na to żadnego sposobu. Przecież: „Teraz nie widać tamtej grozy”. Jej już nie ma oficjalnie, bo wojna była kilka dekad temu i okryła się przeszłością po czubek głowy.

A mimo to groza łypie na nas okiem i ściska mocno za gardło. Kiedy czytamy wspomnienia tych, których miało wśród nas już nie być. Dla których przygotowano zupełnie inny scenariusz. A mimo wszystko go zmieniły. Przetrwały: sprytem, szczęściem, losem, wiarą. Doczekały nowych dni. Zdobyły się również na odwagę mówienia, wspominania. Po co to zrobiły? Aby pamięć z historią znowu mogły podać sobie ręce. Aby znów mogły iść jedną ścieżką, przy której będziemy stać i przyglądać się przywoływanym obrazom, modląc się jednocześnie, aby już nigdy nie powróciły.

„No, przeżyłam, byłam. Po prostu. Czasami wydaje mi się, że ja to widziałam gdzieś na filmie, czy może jakiś sen miałam albo gdzieś czytałam o tym. Ale nie, to jest prawda”.

 


00114.jpg

Więźniarki z Ravensbruck przywiezione transportem Czerwonego Krzyża. Kreuzlingen, 1945.

Fot. zbiory Yad Vashem, 2500/19

 

 

 

 

 

 

 

 

WPROWADZENIE

Maria Buko

Katarzyna Madoń-Mitzner Magda Szymańska

Przedstawiamy piętnaście kobiecych opowieści

z Archiwum Historii

Mówionej. Łączy je jedno - bohaterki mówią po latach o trudnych i bolesnych doświadczeniach, które zaważyły na ich życiu, o przejściu przez niemieckie obozy koncentracyjne, sowieckie łagry, więzienia w stalinowskiej Polsce, o pracy przymusowej, zesłaniu, przesiedleniach.

Pracując od wielu lat z tym ogromnym zbiorem, przy wyborze relacji do druku brałyśmy pod uwagę przede wszystkim różnorodność doświadczeń, narracji, osobowości, szukałyśmy także możliwie pełnych opowieści biograficznych. Nie miałyśmy żadnej z góry założonej tezy. Chciałyśmy oddać głos kobietom, które przeżyły te graniczne sytuacje, pokazać, co i jak pamiętają, w jaki sposób opowiadają. Jak udało im się przetrwać i z jaką traumą musiały się zmagać przez resztę życia.

Poprzednia książka ze zbiorów Archiwum Historii Mówionej, Ocaleni z Mauthausen (oprac. Katarzyna Madoń-Mitzner, wyd. DSH, Karta, Warszawa 2011), to montaż wielu uporządkowanych tematycznie fragmentów z ponad stu relacji byłych więźniów obozów nazistowskich systemu Mauthausen-Gusen. O swoich przeżyciach opowiadają w niej przede wszystkim mężczyźni (nieliczne więźniarki trafiły do Mauthausen na bardzo krótko, w latach 1944-1945). Tym razem postanowiłyśmy odwołać się do pamięci kobiet, pełnej szczegółów i emocji, i opracować do druku całe ich relacje, dzięki czemu publikacja ma bardziej panoramiczny charakter.

W ostatnim czasie ukazało się niemało wspomnień polskich kobiet, które przeżyły II wojnę światową na zesłaniu na Syberii, w łagrach czy
w niemieckich obozach, działały w ruchu oporu, walczyły w Powstaniu Warszawskim, w powojennym podziemiu. Wydaje się jednak, że nikt dotąd nie zestawił ze sobą tak różnych kobiecych historii, które jednocześnie tyle łączy.

 

Większość relacji, zaprezentowanych tu w zredagowanej formie, została nagrana jako wywiady autobiograficzno-narracyjne. Oznacza to, że nasze bohaterki miały możliwość samodzielnego skonstruowania historii swojego życia. To ich opowieść i ich perspektywa były dla nas najważniejsze. W pierwszej części wywiadu rozmówczynie mówiły o wszystkim, co uznały za istotne w swoim życiu i czym chciały się podzielić, nagrywający byli wówczas tylko aktywnymi słuchaczami. W drugiej części były dopytywane chronologicznie o najróżniejsze wątki - te, które już zostały poruszone, ale nagrywający chciał je pogłębić, i te, których z różnych powodów (np. przeoczenia, przemilczenia) zabrakło. Historia życia była więc opowiadana niejako dwukrotnie: najpierw spontanicznie, a następnie wracała pod wpływem pytań. Część narracji to autoprezentacja, nierzadko wcześniej przemyślana czy niejednokrotnie powtarzana, część to obrazy odnalezione w dawno nieodwiedzanych zakamarkach pamięci, jeszcze inne wątki to efekt dopytywania przez nagrywających, sięgania do najgłębszych warstw pamięci, do trudnych przeżyć i bolesnych emocji.

Siłą historii mówionej nie jest faktografia, lecz przybliżenie indywidualnych doświadczeń. Danych na temat systemów represji poszukiwać należy raczej gdzie indziej - w dokumentach, monografiach i podręcznikach (chociaż bywa i tak, że wywiady oral history są jedynym czy podstawowym źródłem w badaniach historycznych[1]). Tu chodzi o ludzki wymiar przeszłości, o obrazy i emocje, przenoszące odbiorcę z poziomu Historii na poziom konkretnego człowieka, na to, co niepowtarzalne, osobne i w pewien sposób nieoczywiste.

Równocześnie, opowiadając historię z perspektywy indywidualnej, mamy dostęp tylko do tego, co rozmówca chciał o sobie powiedzieć; osoba nagrywająca nigdy nie była prokuratorem łapiącym nagrywanego za słówka, punktującym jego pomyłki, przeinaczenia, nie zawsze też udawało się w fazie pytań wypełnić luki biograficzne w opowieści. Przy pracy nad książką, poszukując śladów jej bohaterek, które w większości już nie żyją, dowiadywałyśmy się czasem zaskakujących dla nas rzeczy, które nie pojawiły się w relacjach. Warto być świadomym, że nasze rozmówczynie podzieliły się swoimi historiami, ponieważ czuły swoistą misję mówienia

0 przebytych prześladowaniach, także w imieniu tych kobiet, które nie przeżyły. Ta misyjność wiąże się z reguły z ochroną pamięci polskich więźniarek jako grupy - a więc z pewną autocenzurą.

Na kształt opowieści miały też wpływ inne czynniki, choćby takie jak płeć nagrywających oraz czas, w jakim powstały nagrania. Relacje prowadzone przez mężczyzn często pozbawione są ważnych wymiarów kobiecego doświadczenia. Na pewno trudniej było i rozmówczyniom, i prowadzącym poruszać wątki dotyczące fizyczności, seksualności; nie było szans na porozumienie się na poziomie wspólnoty kobiecego losu. Istotny jest również czas nagrania - wiek narratorek miał wpływ na ich zdolność do podjęcia refleksji biograficznej, a także na szczegółowość narracji. Widać to na przykładzie relacji byłych łagierniczek nagranych pod koniec lat 80. Są to przede wszystkim opowieści na temat świata, o którym wówczas niewiele jeszcze wiedziano, bo po prostu nie wolno było o nim oficjalnie pisać czy mówić. Osoby nagrywane często starannie przygotowały się do złożenia świadectwa (czasami wręcz jakby wygłaszały przygotowane wcześniej wypowiedzi), a do tego były wówczas dużo młodsze - historie te obfitują zatem w detale na temat łagrowego życia, a niekoniecznie na temat biografii narratorek. W ogóle warto pamiętać o szerszym kontekście składania świadectw - jaki wpływ mogła mieć na nie obecność (lub nie) danego wątku z historii XX wieku w dyskursie publicznym czy polityce historycznej.

Dlaczego prezentujemy w książce całe biografie, po co czytać historie z dzieciństwa czy o życiu w PRL? Chcemy pokazać bohaterki jako pełnowymiarowe osoby, a nie tylko ofiary totalitaryzmów. To, jak były wychowywane, jak uformowały je dom, szkoła, kościół, harcerstwo, pierwsze przyjaźnie i miłości, czy były zaangażowane w ruch oporu, czy nie, pozwala lepiej je zrozumieć, a także uzmysłowić sobie, z jakimi zasobami emocjonalnymi i społecznymi trafiały do obozów i więzień. W tych nieludzkich warunkach spędzały często kilka lat, tam kształtowały się jako osoby i jako kobiety. Wejście w ten świat wiązało się z natychmiastowym atakiem na cielesność, intymność, a przez to i psychikę dziewczyn, które przeżywały szok. Obnażone, upokorzone, wystawione na widok obcych, mężczyzn, najczęściej pierwszy raz widzące inne nagie osoby, rewidowane, brutalnie dotykane, golone, pozbawiane atrybutów kobiecości

1 elementarnych warunków higienicznych, skazane na rolę ofiary, czuły się poniżone i uprzedmiotowione. Niektóre z nich, nieuświadomione seksualnie, w więzieniach czy obozach zazwyczaj pierwszy raz spotykały się z brutalnym erotyzmem (przede wszystkim wśród kryminalnych osadzonych w łagrach), z homoseksualizmem, same także padały ofiarą wielopoziomowej przemocy. Dla więźniarek niemieckich obozów koncentracyjnych i robotnic przymusowych samo odzyskanie wolności nie oznaczało odzyskania poczucia bezpieczeństwa, bowiem w drodze powrotnej do kraju często były narażone na gwałty.

Po wojnie niemal każda z naszych rozmówczyń miała poczucie, że wróciła z „innej planety” i nie umie porozumieć się z tymi, którzy nie mieli podobnych doświadczeń. Trudno było wypełnić tę bolesną wyrwę w biografii, uporać się z fizycznym i emocjonalnym spustoszeniem. Mówią

0 problemach z odnalezieniem się w powojennym świecie, również tym najmniejszym, rodzinnym, o tym, że musiały z trudem uczyć się żyć na nowo. Traumy wpływały na losy całych rodzin, a czasem powodowały, że życia osobistego nie udawało się poukładać w ogóle, że najbliższe pozostawały koleżanki z obozu czy więzienia.

To, co działo się z bohaterkami tej książki po odzyskaniu wolności, to niezwykle ważny zapis tego, jak przetrącone emocjonalnie było po wojnie nasze społeczeństwo, z jakim bagażem doświadczeń zakładano rodziny

1 próbowano żyć normalnie. Jedna z naszych rozmówczyń, która wraz z matką czas wojny przeżyła na zesłaniu na Syberii i w Uzbekistanie, opisuje, jak po powrocie do Warszawy czuła się niezrozumiana przez ojca, dźwigającego własną, obozową traumę, i przez warszawskie środowisko, pielęgnujące pamięć Powstania. Wątek rywalizacji ofiar to temat rzadko poruszany. Warto jednak pamiętać, że nasz kraj po wojnie zamieszkiwały rzesze ludzi obarczonych tragicznymi doświadczeniami, z których tylko część mogła mówić o swoich przeżyciach (więźniowie obozów koncentracyjnych), a wielu przez kilkadziesiąt lat musiało milczeć, tłumiąc tak istotny element swojej tożsamości (łagiernicy, zesłańcy, więźniowie polityczni okresu stalinizmu).

Opowieści naszych bohaterek, tak okrutnie doświadczonych, paradoksalnie są manifestem kobiecej siły. A także solidarności i przyjaźni, które pomogły przeżyć w najtrudniejszych warunkach. Każda z tych relacji to świadectwo niezwykłego hartu ducha i woli przetrwania.

* * *

Punktem wyjścia dla tej książki był projekt historii mówionej „Kobiety wobec totalitaryzmu” realizowany przez Ośrodek KARTA w 2003 roku, w którym nagrywaliśmy byłe więźniarki kacetów i łagrów oraz stalinowskich więzień. Ravensbruck, Workuta, Fordon - te nazwy powracały jako symboliczne miejsca represji wobec polskich kobiet. Sięgnęłyśmy także do relacji z Archiwum Wschodniego1, do wywiadów z polskiej części międzynarodowego projektu ISFLDP (2005/2006)[3] oraz z naszych zbiorów z lat późniejszych. Są to zapisy audio oraz wideo. Te piętnaście wybranych świadectw to okruch zbiorów Archiwum Historii Mówionej Domu Spotkań z Historią i Ośrodka KARTA, zawierających ponad pięć tysięcy relacji (z czego ponad dwa tysiące to relacje kobiet). Większość z nich dotyczy generacji, dla której doświadczenie II wojny było kluczowe i która przez lata z różnych powodów o nim milczała. Najstarsze nagranie wykorzystane w książce pochodzi z 1989 roku, a ostatnie z 2012. Opowieści ułożyłyśmy chronologicznie, według daty aresztowania bohaterek. Najmłodsza z nich miała wówczas szesnaście lat, najstarsza - trzydzieści. Jedne były więzione przez kilka miesięcy, inne przez kilka lat. Jest taka, która została aresztowana 1 września 1939 i spędziła w niemieckim obozie całą wojnę. Dwie przeżyły w łagrach na północy ZSRR aż osiem lat.

O swoich przeżyciach opowiadają kobiety z różnych środowisk, z różnymi kompetencjami językowymi, wspomnienia nie zawsze układają się w linearny ciąg zdarzeń, pewne wątki powtarzają się, mieszają. W książce to, co opowiedziane, zostało zapisane. Wymagało to redakcyjnego opracowania języka mówionego i przerobienia go na język pisany, a także uporządkowania wątków biograficznych (choć w kilku relacjach świadomie pozostawiłyśmy specyficzny rytm i meandryczność przywoływanych wspomnień). Starałyśmy się zachować indywidualny styl każdej opowiadającej, a także, przez zaznaczenie w nawiasach emocji takich jak płacz czy śmiech, zasygnalizować specyfikę tych opowieści.

Książce towarzyszy płyta, która umożliwia kontakt z materiałem źródłowym - fragmentami relacji audio i wideo w oryginalnej wersji. Publikacja bazuje na transkrypcjach, które są zaledwie mapami świadectw. Historia mówiona to więcej niż tekst. To emocje, przekaz pozawerbalny: mimika, gesty, znacząca cisza... Dlatego warto sięgnąć do płyty, na której prezentujemy większość naszych bohaterek oraz dwie dodatkowe relacje - Krystyny Cieliszak i Haliny Górskiej.

Ponadto zamieściłyśmy w książce nieprezentowane dotąd szerokiej publiczności fotografie przedstawiające więźniarki obozów koncentracyjnych i więźniów Workuty. Zdjęcia dokumentujące wyjazd byłych więźniarek KL Ravensbruck, ofiar eksperymentów pseudomedycznych, do Stanów Zjednoczonych, pochodzą przede wszystkim ze zbiorów Muzeum Lubelskiego. Ikonografię na temat przybycia ocalonych do Szwecji znalazłyśmy w archiwach szwedzkich muzeów i gazet. Fotografie byłych łagierników z Workuty czekających na powrót do Polski znane były dotąd w większym wyborze głównie z wystawy Tomasza Kiznego Ocaleni z Gułagu oraz z publikacji w kwartalniku „Karta”.

Uzupełnieniem wyboru relacji jest posłowie historyczne autorstwa dr hab. Anny Zapalec, profesor Uniwersytet...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin