Duncan Dave F03 - Niebo Mieczy.pdf

(3730 KB) Pobierz
Dave Duncan
Niebo mieczy
Opowieść o królewskich fechtmistrzach Tom 3
Przełożył: Michał Jakuszewski
Tytuł oryginału: The Sky of Swords
Wersja oryginalna: 2000
Wersja polska: 2001
Młodzi, odtrąceni przez rodziny chłopcy znajdują schronienie w
Żelaznym Dworze. Po latach uciążliwych treningów opuszczają
go jako najwspanialsi szermierze świata - słynni Królewscy
Fechtmistrze. Naukę kończy magiczny rytuał, podczas którego
król lub wybrany przez niego dostojnik przebija serce młodego
szermierza. Od tej chwili ofiarę i kata łączy nierozerwalna więź,
silniejsza nawet niż śmierć...
Bohaterką trzeciego tomu „Opowieści o Królewskich
Fechtmistrzach” jest księżniczka Malinda, córka króla Ambrose'a,
która wstępuje na tron po śmierci ojca. Młodą królową czekają nie
lada wyzwania. Chival znajduje się na skraju wojny domowej, na
dworze roi się od zdrajców i skrytobójców. Do granic zbliżają się
wrogie armie. W tych ciężkich czasach ostatnią nadzieją Malindy
są słynni Królewscy Fechtmistrze, ale nawet oni mogą okazać się
bezsilni w obliczu zagrażających krajowi przeciwników...
-2-
Od autora.
Podobnie jak
Pozłacany łańcuch
i
Władcę Ognistych Krain
książkę można czytać jako niezależny utwór. Niemniej jednak
wszystkie trzy tomy tworzą większą całość i ten, kto przeczyta
tylko dwa, zauważy sprzeczności, które może wyjaśnić jedynie
znajomość całej trylogii.
-3-
Proces. Dzień pierwszy.
Malinda weszła do komnaty, mając wysoko uniesioną brodę i
poruszając energicznie ramionami. Szła szybko, zmierzając prosto
ku wielkiemu inkwizytorowi, jakby chciała go udusić. Gdy
strażnicy przyśpieszyli kroku, by za nią nadążyć, rozległ się stukot
uderzających o kamienną posadzkę obcasów oraz szczęk metalu.
Ruchy utrudniały im piki i napierśniki, a do tego żaden z nich nie
dorównywał jej wzrostem.
Komnata Chorągwi w Bastionie była stara i obskurna. Ze swymi
ścianami z gołych kamieni i podłogą z desek nawet w
najpogodniejsze dni przypominała posępną stodołę. W ten
wietrzny, wiosenny poranek podmuch unosił z kominka białe
obłoki i poruszał poczerniałymi od sadzy strzępami starożytnych
flag, zawieszonych wysoko na krokwiach. Setka lamp i
kandelabrów budziła tylko słaby błysk na wytwornych strojach
dygnitarzy, którzy zasiadali za przykrytymi szkarłatnymi
narzutami stołami. Szereg trzynastu członków komisji zajmował
niemal całą szerokość sali. Centralne miejsce przypadło
wielkiemu inkwizytorowi.
Proste, pozbawione ozdób krzesło ustawione pośrodku sali było
zapewne przeznaczone dla Malindy, wyminęła je jednak i
zatrzymała się dopiero przed stołem, naprzeciwko tego okropnego
starucha. Zbrojni stanęli tuż za nią i na moment zapadła cisza.
Już w wejściu poznała go po wzroście. Nawet siedząc, górował
nad pozostałymi.
Był najwyższym człowiekiem, jakiego w życiu widziała,
prawdziwą ludzką szubienicą.
Wszyscy inkwizytorzy ćwiczyli szklane spojrzenie bez jednego
mrugnięcia, które miało przypominać o ich magicznej zdolności
wykrywania kłamstw, lecz jego podobne do czaszki oblicze nigdy
-4-
nie wyrażało żadnych uczuć. Ojciec Malindy mianował go głową
Czarnej Izby, a ona po wstąpieniu na tron potwierdziła tę
nominację, był więc jednym z tych, którzy ją zdradzili.
Zdrada z pewnością mu się opłaciła - nagrodzono go wyższą
pozycją. Czerwone szaty i złoty łańcuch na szyi świadczyły, że
jest teraz lordem kanclerzem Chivianu. Malinda od wielu
miesięcy przebywała pod kluczem i nie miała pojęcia o ostatnich
wydarzeniach.
- Jakim prawem traktujecie mnie tak podle? - zapytała. -
Kazaliście przyprowadzić mnie tu pod strażą jak pospolitą
przestępczynię!
- Wolałabyś zostać w celi? - wyszeptał. - Malindo z Ranulfów -
dodał głośniej - wezwaliśmy cię w imieniu króla...
- W imieniu uzurpatora!
Ciemne niegdyś oczy kanclerza przesłaniało bielmo, jakby polał
je sobie mlekiem, a spod czerwonego kapelusza wysuwały się
pasemka białych włosów, wiek jednak nie złagodził jego
usposobienia.
- Jesteś oskarżona o zdradę stanu, liczne morderstwa, złe i
nielegalne czary, utrzymywanie nielegalnych stosunków
płciowych, nadużycie stanowiska, spisek w celu...
- Biorąc pod uwagę mój wiek. musiałam się zdrowo natrudzić.
Jako prawowita królowa Chivianu nie uznaję prawa tego
trybunału do sądzenia mnie w tej czy w innych sprawach.
Owej nocy, gdy poprzysiągł jej wierność, nosił nazwisko
Horatio Lambskin. Teraz, jako kanclerz, z pewnością był lordem
jakimś tam. Zawsze pozował na bezkrwistego sługę państwa,
altruistyczne narzędzie służące jedynie wspólnemu dobru.
Zapewne sam wierzył we własne kłamstwa i nie uważał swej
zdrady za zbrodnię, a jedynie za przejaw wyższej lojalności. W tej
chwili jego misją było doprowadzenie do skazania jej na śmierć.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin