dyskurs19_SlawomirMagala.pdf

(289 KB) Pobierz
POCZUCIE
HUMORU
W SZTUCE
Sławomir magala
Dzięki Bogu jestem ateistą
– ostatnie westchnienie
umierającego Louisa Buñuela
Kultura, a więc nieustająca rozmowa ludzkoś-
ci samej z sobą, każdego z każdym, jest jak nieustanny przepływ
cieczy i prądów w pajęczynie rur i drutów, które oplatają muzeum
sztuki nowoczesnej, czyli Centre Beaubourg, czyli Centre Pompidou
w centrum Paryża. „Memy” kultury to nieudolne wyobrażenie tego,
co w tych przepływach dostrzegamy. Kultura bowiem, jak światło,
jest badana oraz opisywana jakby się składała z oddzielnych, dają-
cych się łatwo wyizolować cząsteczek, a tymczasem ma raczej cha-
rakter falowy, pulsujący, zaś związki przyczynowe nie są bynajmniej
najważniejsze, jeśli chodzi o wpływ na ewolucyjne przekształcenia
naszych rozmów, zwane właśnie kulturą. Sztuka to zawartość jednej
ze splątanych rur oraz podłączonych pod inne przewodów, światło-
wodów, drutów. Płyną tymi rurami nasze przesłania, marzenia, wy-
obrażenia, a widzialne światłowody i niewidzialne fale, widzialne
satelity i niewidzialne wirtualne chmury pomagają nawijać i snuć
nici intymnych albo publicznych porozumień oraz nieporozumień.
Jeśli pożeglujemy (posurfujemy) pod chmurami wiedzy otaczają-
cymi naszą planetę, to zauważymy, że kliknąwszy na hasło „humor
w sztuce” z łatwością natrafimy na długie szeregi poustawianych wir-
tualnie wypowiedzi znanych dostawców humorystycznych i ich dow-
cipnych, zabawnych wypowiedzi – Marka Twaina, Oskara Wilde’a albo
Woody Allena, Sławomira Mrożka czy Andrzeja Mleczki i wielu, wielu
innych. Poczucie humoru w sztuce przejawia się na wiele sposobów,
spośród których na uwagę zasługują te, które nas subtelnie, lecz sta-
nowczo skłaniają do zastanowienia się nad sobą, do powtórzenia za
Gogolowskim Horodniczym, że przecież z samych siebie się śmiejemy
i że nam to na dłuższą metę wychodzi na psychiczne zdrowie. Wpis
Hugona Steinhausa w podaniu paszportowym w PRL (Czy
obywatel
92
S ławomir Magala
wyjeżdżał za granicę? Nie, ale granica dwa razy wyjechała za mnie)
to
przykład humoru sytuacyjnego, choć ta mało zabawna sytuacja pod
tytułem PRL trwała prawie pół wieku, bo od 1944 do 1989 roku. Może
i zabawna nie była, ale reagowano na nią humorem, także czarnym.
Jak to dziadek streszcza historię Polski wnukowi na rysunku Mleczki?
Więc najpierw nas ochrzcili, potem były rozbiory i druga wojna świato-
wa, ale prawdziwe jaja zaczęły się dopiero później.
Kiedy Joanna Szczep-
kowska zrobiła dowcip państwowej telewizji, mówiąc, że w wyniku
wolnych wyborów skończył się w Polsce komunizm, okazało się to
dowcipne, ale po chwili także prawdziwe, czyli ta wypowiedź wcale
zwykłym, bo fikcyjnym, wymyślonym dowcipem nie była.
Zacznijmy jednak od początku. Z czego się śmiejemy? Najkrócej
rzecz ujmując, śmiejemy się z chwilowego przełamania tabu, które
wciąż jeszcze milcząco uznajemy za słusznie obowiązujące. Śmie-
jemy się z chwilowego uniesienia zasłony milczenia. Śmieszne jest
zatem przełamanie tabu. Najlepszym przykładem głębokiego, wie-
lopiętrowego, subtelnego humoru w sztuce jest szereg scen z filmu
Luisa Buñuela
Widmo wolności.
Film składa się z serii luźno ze sobą
powiązanych epizodów, bez specjalnej dbałości o związki przyczyno-
wo-skutkowe, które, jak wiadomo, zostały właśnie w filozofii nauki
XXI wieku przecenione, gdyż w zawyżonej przez neopozytywistów
cenie nie znalazły nabywców. Widz musi się – jak zwykle u Buñuela –
nastawić na ekstrawaganckie zasadzki ze strony reżysera. Opowia-
danie w tym właśnie epizodzie zaczyna się od przybycia wykładowcy
na zajęcia w szkole policyjnej. Zajęcia trudno prowadzić, bo co chwila
ogłaszany jest alarm, którego skutkiem część słuchaczy wyjeżdża
na miejsca nagłych wypadków – jednym słowem – zaczyna zagrażać
chaos. Dopiero kiedy do niemal opustoszałej sali wykładowej (zo-
stała dwójka policjantów) wkracza komendant i zasiada obok wykła-
dowcy, patrząc surowo na swoich podopiecznych – wykładowca może
podjąć swoją opowieść bez obaw, że słuchacze go wyśmieją, spłatają
93
POCZUCIE HUMORU W SZTUCE
mu figla, przyprawią gębę. Autorytet nauki jest zatem zagwaranto-
wany autorytetem władzy mającej monopol na użycie przemocy – jej
uosobieniem jest komendant policyjnej szkoły.
Opowieść wykładowcy, któremu tak trudno zacząć, jest niezwy-
kła, głęboka i bardzo śmieszna, choć śmiech, jaki w nas wzbudza,
wydaje się, po czterdziestu latach, niezwykle, wręcz złowieszczo
proroczy. Oto elegancka para typowych przedstawicieli klasy śred-
niej przybywa do znajomych na kolację. W przedpokoju gości wita
pokojówka, zabiera paszcze, prowadzi do salonu. W salonie witają
się z pozostałymi gośćmi, a następnie zasiadają do stołu. Ale nie
zasiadają bynajmniej na krzesłach. Wszyscy opuszczają spodnie lub
podciągają sukienki, ściągają majtki i zasiadają na sedesach, opiera-
jąc łokcie na stole, na którym stoją popielniczki i leżą papierosy. Po-
kojówka krąży z papierem toaletowym w ręku, a goście wypróżniają
się albo oddają mocz, jednocześnie prowadząc swobodną rozmowę
towarzyską. Tematem tej rozmowy, jak się nietrudno domyślić, jest
problem przetwarzania naturalnych odpadów, a mianowicie ludzkich
odchodów, których objętość rośnie wraz z rozwojem urbanizacji oraz
wzrostem liczby mieszkańców globu. Kiedy mała dziewczynka gło-
śno skarży się mamie, że jest głodna, mama ją strofuje, pouczając, że
o takich rzeczach się przy ludziach nie mówi głośno. Jeden z gości
wstaje, przeprasza i dyskretnie pyta pokojówkę, gdzie jest „to” miej-
sce. Idzie na koniec korytarza, otwiera drzwi do małego pomieszcze-
nia, siada na umieszczonej tam ławeczce, opuszcza przymocowany
do ściany składany stół i otwiera windę w ścianie. Wyjmuje z niej
posiłek, który zjada, starannie wycierając usta, nim dołączy do towa-
rzystwa w salonie. Kiedy inny gość chce też wejść do tego samego
pomieszczenia jadalnego, mężczyzna szybko mówi zza zamkniętych
drzwi – „zajęte”.
Humorystyczne jest tutaj przestawienie akcentów: w naszej cywi-
lizacji ukształtowało się pozytywne podejście do jedzenia i picia oraz
94
S ławomir Magala
negatywne podejście do wypróżniania się oraz oddawania moczu.
Dlatego budujemy nasze społeczne interakcje, tworzymy nasze spo-
łeczne rytuały wokół wspólnego spożywania posiłków oraz popijania
napojów. Wydalanie kału oraz moczu skazujemy na towarzyską bani-
cję, toteż w celu wykonania jednej z tych czynności musimy się udać
na osobność, w ustronne miejsce, do ustępu, na stronę, tam, dokąd
nawet król chodzi na piechotę, do ubikacji, do wygódki, najchętniej
eufemistycznie zawiadamiając resztę towarzystwa, że idziemy umyć
ręce albo przypudrować nosek. Nikt nie nawiązuje stosunków towa-
rzyskich zapraszając drugą osobę na wspólne sranko albo zbiorowe
siusianie w doborowym towarzystwie. Ale nasz śmiech, którym wi-
tamy tę scenę w filmowym dziele sztuki hiszpańskiego mistrza, za-
miera po pewnym czasie, zastyga, znika pod wpływem rosnącego
niepokoju. Niepokój wywołuje fakt, że uświadamiamy sobie przynaj-
mniej dwie okoliczności, dwa sztylety przemycone pod płaszczykiem
niewinnego żarciku.
Po pierwsze – zdajemy sobie nagle sprawę z niesłychanej, ko-
smicznej przypadkowości, dowolności, arbitralności, z jaką przez stu-
lecia opowiadaliśmy się za towarzyską kanonizacją jedzenia i picia,
głosowaliśmy na wspólne zasiadanie do stołu, a zarazem na samotne
składanie wizyt w ubikacjach. Czy oznacza to, że nasza cywilizacja
opiera się na arbitralnym narzuceniu porządku (ale co to za porządek
i jak go uzasadnić, skoro jest całkiem przypadkowy i arbitralny?) za
cenę zamykania oczu na coś, co jest równie konieczne, ale co posta-
nowiliśmy schować oraz przemilczeć? Czy to, co przemilczane, nie
zemści się na nas, właśnie za to zepchnięcie na drugi plan? Freud,
ale z lekka uogólniony, podszyty lekcjami kontestacji, kontrkultury,
Illicha i Gombrowicza.
Po drugie, co jeszcze bardziej niepokoi, gdy sobie odtwarzamy
sceny, z których się śmialiśmy, oglądając film, to ekologiczne dru-
gie dno. Zaczyna nas wciągać rozmowa o tym, jak sobie poradzić
Zgłoś jeśli naruszono regulamin