Kokainowa_milosc_e_c0fe.pdf

(672 KB) Pobierz
Lipiec tego roku był wyjątkowo upalny i ciągnął się niczym
leniwe wody Amazonki albo ostatni miesiąc szkoły podsta-
wowej, w którym właściwie nic już się nie dzieje. Jerry Jones
siedział na plaży nad brzegiem oceanu pod dużym okrągłym
parasolem przeciwsłonecznym; od ponad dwóch tygodni prze-
śladował go syndrom „białej kartki”. Czyżbym się już wy-
pisał, kompletnie stracił wenę? – pytał sam siebie, próbując
napisać chociaż pierwsze zdanie. – Przecież za równy miesiąc
przyjedzie tu ten laluś, agent literacki, i zgodnie z podpisaną
umową będzie chciał odebrać ode mnie tekst nowej książki,
która jak wszystkie moje powieści ma się stać bestsellerem.
Bijąc się z myślami, mocno podirytowany zamknął po raz
kolejny tego dnia laptopa i boso udał się po rozgrzanym pia-
sku do drewnianego domu, który przed laty wybudował wraz
z panem Mitchemem i Elizabeth pośrodku wydm. Wszedł
do środka, wlał w siebie całą butelkę wody mineralnej z lo-
dówki i usiadł w kuchni przy oknie, wpatrując się w niewielkie
fale oceanu, leniwie uderzające o piaszczysty brzeg południo-
wego wybrzeża Kalifornii.
Kryminał już nie wchodzi w grę – zastanawiał się. – O gan-
gach narkotykowych napisałem już trzy. Afera w Białym
Domu, sztuka o nieubezpieczonej dziewczynce ze slamsów
Nowego Jorku umierającej na raka też już była. Co ja w to
I
6
upalne lato i to w trzydzieści dni mam wymyślić? Po co ja
właściwie tę umowę podpisywałem? Mam przecież za co żyć,
a z czasem pomysł przyszedłby sam i to na pewno lepszy, niż
temat wymyślony w pośpiechu. Jednak miał rację John, który
na początku mojej kariery mówił mi, że sukces w pisaniu jest
gorszy od narkotyków. – Zawsze ci będzie mało i mało – po-
wtarzał. Jeszcze ci idioci z wydawnictwa w telewizji puścili
zwiastun nowej książki, choć jej przecież tak naprawdę jeszcze
nie ma. A może tak pogadać z doktorem Bergiem, żeby wziął
mnie do szpitala na obserwację, bo podejrzewa u mnie jakąś
bardzo poważną chorobę, której opinii publicznej nie może
ujawnić? Bądź co bądź, za datki na jego szpital jest mi przynaj-
mniej winien mały rewanż, więc tym bardziej powinien się bez
większego problemu zgodzić. Jak do jutrzejszego wieczoru nie
zacznę pisać, to tak zrobię. – Jerry uśmiechnął się zadowolony
ze swojego pomysłu i dalej wpatrywał się w bezkres oceanu.
Do najbliższego domu na wydmach, w którym mieszkali
latem mocno starsi już państwo Mitchem, było ponad trzy ki-
lometry, a tuż za jego domem po drugiej stronie wąskiej dróż-
ki biegnącej przez wydmy znajdował się niewielki parking na
cztery samochody, gdzie zawsze, kiedy przyjeżdżał tu pisać,
zostawiał swój samochód. W domu za sprawą nowego urzą-
dzenia klimatyzacyjnego, niedawno zakupionego, panował
przyjemny chłód. Wszystkie okna były zasłonięte ciemnogra-
natowymi żaluzjami, aby lejący się z nieba żar nie wdzierał
się do jego azylu ciszy i spokoju, pozwalającego mu tworzyć
kolejne wybitne dzieła. Tylko kuchenne okno wychodzące na
plażę przed domem było zupełnie odsłonięte i nie wisiała
w nim nawet firanka. Jerry wyjął z lodówki kolejną wodę so-
dową i zasiadł za stołem tuż przy dużym kuchennym oknie.
7
Kup książkę
Wpatrzony w parasol nagle zobaczył dwóch wysokich, barczy-
stych mężczyzn w ciemnych garniturach, fizjonomią i ubio-
rem raczej nie przypominających turystów. Pośrodku szła
popychana przez nich dobrze ubrana trzydziestoparoletnia
kobieta. Zatrzymali się tuż nad brzegiem oceanu. Wymie-
nili parę słów i mężczyzna stojący po prawej stronie kobiety
szybko wyjął pistolet i strzelił jej w pierś. Kobieta upadła,
a egzekutor dobił ją strzałem w głowę. Asystujący mu drugi
zabójca mimochodem rzucił okiem na dom Jerrego i w ku-
chennym oknie dostrzegł kontur jego postaci. Obaj mężczyźni
biegiem skierowali się w kierunku domu. Przez głowę Jerrego
przeleciało tysiące myśli, aż w końcu przypomniał sobie jedną
z pierwszych swoich książek. Podbiegł do kuchenki gazowej,
ostrym nożem odciął plastikowy przewód doprowadzający gaz
do palników, zamknął od wewnątrz drzwi na klucz i wyczołgał
się przez luk dla nieżyjącego już od dwóch lat psa. Pochylony
biegł przed siebie w kierunku rzadkich zarośli na wydmach.
Rzucił się w nie i zaczął z góry obserwować dalsze poczynania
mężczyzn, którzy przed chwilą z zimną krwią zabili bezbron-
ną kobietę. Usłyszał dwa bardzo mocne kopnięcia w drzwi
swojego domu, a zaraz po tym strzały z broni automatycznej.
Strzały na chwilę umilkły i po chwili ponownie rozległy się
ze zdwojoną siłą. Dom, który dwadzieścia lat temu stawiał
ze swoją zmarłą w wypadku samochodowym żoną Elizabeth
jako jeszcze nikomu nieznany pisarz, nagle eksplodował jak
zdetonowana mina-pułapka. Drewno przy temperaturze wy-
buchu zaczęło się bardzo intensywnie palić i po pół godzinie
z jego twórczego azylu zostały tylko dymiące się zgliszcza. Jer-
ry jeszcze przez dłuższą chwilę leżał przerażony w zaroślach
i nie widząc już mężczyzn, wolno zaczął czołgać się, niczym
8
Kup książkę
wytrawny żołnierz, w stronę parkingu. Rozchylił delikatnie
krzaki i obok swojego lincolna zobaczył dużego czarnego je-
epa. W samochodzie nie było nikogo. Wstał i podbiegł, aby
upewnić się czy aby wzrok go nie zawodzi – jeep był zamknięty
i zupełnie pusty. Na chwilę spadł mu kamień z serca. Dosko-
nale wiedział, że powinien jak najszybciej stąd uciekać, ale nie
miał czym, gdyż kluczyki od jego samochodu zostały w domu,
a na tym kompletnym odludziu jedno auto przejeżdżało raz
na parę dni. Przez chwilę czuł się zupełnie zdezorientowany. –
A może ona jeszcze żyje – zaczął się zastanawiać. Zawahał się
przez parę sekund, aż w końcu puścił się krokiem średniej klasy
biegacza długodystansowca w kierunku leżącej kobiety. Kiedy
przebiegał obok swojego spalonego domu, zobaczył dwa zwę-
glone ciała. W jednej chwili zrobiło mu się niedobrze, ale siłą
woli powstrzymał odruch wymiotny i biegł dalej w kierunku
leżącej kobiety. Widok, jaki zastał na miejscu, był po stokroć
bardziej wstrząsający niż wszystkie makabryczne opisy mor-
derstw, którymi epatował swoich czytelników w niezliczonych
książkach. Patrząc błędnym wzrokiem w pewnym momencie
nie wytrzymał i wypróżnił całą zawartość żołądka do oceanu.
Opadł z sił i usiadł na rozgrzanym piachu jakieś dwa metry
od zabitej przez oprawców Mary, kobiety z którą od pewne-
go czasu się spotykał. Sytuacja zupełnie go przerosła. Nigdy
wcześniej oprócz filmów i fleszów telewizyjnych nic podobne-
go nie widział. Bezradnie siedział na piachu, nie wiedząc, co
dalej robić. Jeżeli zgłoszę się na policję, to oskarżą mnie o po-
dwójne morderstwo pierwszego stopnia i dostanę karę śmier-
ci – pomyślał, analizując swoje trudne położenie. – Jeżeli zaś
zacznę uciekać, to i tak mnie znajdą, bo przecież moją twarz
zna cała Ameryka. Kątem oka spojrzał na odłamany obcas buta
9
Kup książkę
kobiety i wystający z niego jakiś srebrny przedmiot. Pomimo
wrodzonego wstrętu do osób już zmarłych, ciekawość pisarza
wzięła górę. Zerwał jej z nogi but i ukręcił obcas, w którym
znajdował się mały schowek, a w nim sześciocentymetrowy
srebrny kluczyk z wyrytym na boku numerem 333. Wspaniały
pomysł na książkę, gdyby to nie działo się naprawdę – pomy-
ślał. Schował kluczyk do kieszeni i plażą poszedł do państwa
Mitchemów pożyczyć samochód. Pół godziny później wsiadł
w starą półciężarówkę sąsiadów i jak oszalały zaczął gnać przed
siebie. – Muszę dostać się do swojego mieszkania w Los Ange-
les, zanim w tym wszystkim połapie się policja. Wezmę z do-
mowego sejfu karty bankowe, obligacje, wyciągnę wszystkie
pieniądze i gdzieś na chwilę się ukryję.
Po trzech godzinach zajechał na podjazd tuż przed swoim
garażem. Wyskoczył z samochodu, szybko sforsował drzwi
i otworzył sejf. W czarną dyplomatkę, w której zawsze trzy-
mał każdą swoją nową książkę wydrukowaną na drukarce la-
serowej, włożył wszystkie potrzebne mu papiery wraz z pasz-
portem. Rozejrzał się po domu i zamykając za sobą drzwi,
ponownie wskoczył za kierownicę samochodu. Wyjechał
na autostradę i skierował się w stronę Meksyku. Po drodze
skręcił do śródmieścia, podjechał pod bank i szybkim krokiem
wszedł do środka. Pobrał dwa miliony dolarów, a całą resztę
pieniędzy przelał na swoje prywatne konto w Szwajcarii. Kiedy
minął granicę Los Angeles, napięcie nerwowe trochę ustąpiło.
Muszę jak najszybciej przedostać się do Meksyku i tam po-
czekać na dalszy rozwój wypadków – pomyślał, pędząc za dużą
czerwoną ciężarówką na meksykańskich numerach. Po paru
godzinach znalazł się na granicy amerykańsko-meksykańskiej.
Podjechał do celników i udając zadowolonego, uśmiechnięte-
10
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin