Cykl Nina Warwiłow 01- Dom bez klamek.pdf

(1263 KB) Pobierz
Plik jest zabezpieczony Twoim wewnętrznym identyfikatorem transakcji:
f3a17c12553d5e9a069f0a06c89e33f6
Już ​w księgarniach:
Thomas Enger Bóle fantomowe
Lotte ​i Søren Hammer ​
Wszystko ma swoją cenę
Matti ​Rönkä Przyjaciele z daleka
Kjell Ola ​Dahl Wierny przyjaciel
Bernhard Jaumann Godzina szakala
Johan ​Theorin Święty Psychol
Friedrich ​Ani ​
Ludzie za ścianą
Lars Kepler ​
Świadek
Thomas ​Enger ​
Żądza krwi
Kjell ​Ola ​Dahl Lodowa kąpiel
Bernhard ​Jaumann ​
Kamienista ziemia
Jean Luc ​Bannalec Śmierć w Pont-Aven
Lars ​Kepler Piaskun
Johan Theorin ​
Duch na wyspie
Johan Theorin ​
Zmierzch (wyd. 2)
Martín Solares ​
Czarne minuty
Jean-Luc ​Bannalec Sztorm na ​
Glenanach
Johan Theorin Nocna ​
zamieć ​
(wyd. 2)
Wojciech ​Chmielarz Wampir
Anna Kańtoch Łaska
Lars ​Kepler ​
Stalker
Wojciech ​Chmielarz Podpalacz(wyd. ​2)
Wojciech Chmielarz Osiedle ​
marzeń
Wojciech ​Chmielarz ​
Farma lalek (wyd. 2)
Wojciech ​Chmielarz Przejęcie (wyd. ​2)
Wojciech ​Chmielarz Zombie
Anna ​Kańtoch Wiara
Więcej ​informacji: ​c z a r n e . c o m . p l
Jędrzej Pasierski
Dom bez klamek
Wszelkie ​powielanie lub ​wykorzystanie niniejszego ​pliku elektronicznego ​ inne niż autoryzowane
​pobranie ​w zakresie własnego użytku stanowi ​naruszenie praw autorskich i podlega ​
odpowiedzialności
cywilnej oraz karnej.
Projekt ​okładki Magdalena Palej
Projekt typograficzny ​Robert Oleś ​/ d 2 d . p l
Fotografia na okładce ​© ​by Mark ​Owen ​/ ​Trevillion ​Images
Fotografia Autora © by ​Mikołaj Starzyński
Copyright ​© ​by Jędrzej Pasierski, 2018
Redakcja ​Wojciech ​Górnaś / r e d a k t o r n i a . c o m
Korekta ​Ewa ​Ostafin / d 2 d . p l , ​Anna ​Gancarczyk / d 2 d . p l
Redakcja techniczna ​Robert Oleś / ​d 2 d . p l
Skład Agnieszka ​Frysztak / d 2 d . p l
Skład wersji ​elektronicznej d 2 d . p l
I S B N 9 7 8 - 8 3 - 8 0 4 9 - 7 1 0 - 8
1
O siódmej rano ​budzono pacjentów na leki. ​Wydawano je ​w plastikowych
​kubeczkach. Na podłodze ​leżało później sporo ​porozrzucanych ​tabletek,
​które po wieczornym ​myciu podłogi lądowały w śmieciach.
Większość pacjentów wracała potem do łóżek, część czekała w jadalni na
śniadanie złożone z zupy mlecznej, kromek chleba z mielonką, czasem
odrobiny marmolady i kawy zbożowej. Chorzy ustawiali się w kolejkę już
kilka​naście minut przed przybyciem wózka. Stali, milcząc, najczęściej
w piżamach, niektórzy czyści i schludni, inni niedomyci.
Pokój numer dwa dla mężczyzn znajdował się najbliżej wejścia na oddział
i dyżurki pielęgniarskiej; wąski, ale dość obszerny jak na standardy szpitala
w Weseliskach. Przeznaczony był dla pacjentów, którzy stanowili największe
zagrożenie, przede wszystkim dla samych siebie. Na pierwszy rzut oka nie
było tego widać: trzej rezydujący tam mężczyźni przeważnie spali, czasem
czytali, siedzieli na łóżkach, a nawet – choć z rzadka – konwersowali.
Każde łóżko na oddziale miało swój numerek i tak też nazywani byli
pacjenci: „piątka spod siódemki”, „trójka spod dwójki” i tym podobnie.
Niektórych pacjentów oddziału przyjmowanych na okres nawrotu choroby
traktowano jak stałych bywalców w lokalnym barze. Pielęgniarze używali ich
imion, często zdrobniałych. Ci pacjenci wiedzieli, gdzie można palić i kiedy
przemycić na oddział coś do picia, które produkty ze wspólnej lodówki są do
wzięcia, kiedy wystawiają chleb i gdzie nie zostawiać papierosów. Mieli pod
kontrolą pilota w sali telewizyjnej i zajmowali najwygodniejsze fotele.
Codzienność oddziału C8 z podziałem na „nowych” i „starych” nie różniła
się wiele od świata zewnętrznego.
We środę 12 grudnia o siódmej pięć rano pielęgniarka Barbara Traczyk
stała nad „jedynką spod dwójki”. Wysoka, o szerokich barkach byłej
pływaczki, pracowała na oddziale C8 na pół etatu, a resztę wyrabiała na
neurologii. Już poprzedniego wieczoru nie mogła pacjenta dobudzić,
obawiała się też, że rozrzucił swoje tabletki i wziął najwyżej połowę.
Zdenerwowała się. Lekarze jeszcze nie przyszli na obchód, do tego czasu
oddział był we władaniu pielęgniarzy. Traczyk nie patyczkowała się
z trudnymi pacjentami, miała renomę tej, na której można polegać
w kryzysowych sytuacjach.
„Jedynka spod dwójki”, czyli pan Piotr, wciąż spał na brzuchu, szczelnie
przykryty kołdrą i kraciastym kocem. Gdy słowa nie wystarczyły, potrząsnęła
go lekko za ramię. Nie zareagował, ciało było zimne i nieruchome. Zwęziła
oczy i mocnym, zdecydowanym ruchem przekręciła pacjenta na plecy.
W życiu widziała już wiele martwych ciał, choć oddział psychiatryczny
z pewnością dostarczał ich mniej niż neuro​logiczny. Kiedy jednak zobaczyła
zmasakrowany korpus „jedynki”, z głębokim westchnieniem osunęła się
ciężko na ziemię.
Obchód zawieszono i czekano na przybycie policji. Ordynator wezwał
rezydentów do gabinetu – niewielkiego, wysokiego pomieszczenia, z którego
wyszli po piętnastu minutach. Policja przez telefon nakazała zabezpieczyć
miejsce zbrodni i niczego nie ruszać, należało więc ewakuować pozostałych
pacjentów z pokoju numer dwa. Oddział jednakże był obłożony, i to
nadmiernie, jak zwykle o tej depresyjnej porze roku – z powodu braku
wolnych łóżek dwóch pacjentów wciąż leżało na korytarzu. W związku z tym
ordynator podjął jedyną możliwą decyzję: pozostałych pacjentów z dwójki
również wyprowadzi się na korytarz, ale na razie posadzono ich na krzesłach
w jadalni, gdzie pielęgniarze mieli na nich oko.
Wieść o morderstwie szybko obiegła niewielki oddział. Niektórzy
pacjenci reagowali na nią jak na wszystko inne: całkowitą obojętnością. Inni,
w stanie manii, zaczynali na tej podstawie snuć teorie spiskowe, szybko
oddalając się od źródła i zapominając, co się naprawdę stało. Kilkoro bardziej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin