Agata Mojcner - Maskarada.pdf

(1690 KB) Pobierz
MASKARADA
AGATA MOJCNER
Wydawca: IT Solution Ridero
Data wydania: 25 lipca 2017
Jeśli znasz siebie i swego wroga, przetrwasz pomyślnie sto
bitew. Jeśli nie poznasz swego wroga, lecz poznasz siebie, jedną
bitwę wygrasz, a drugą przegrasz. Jeśli nie znasz ni siebie, ni
wroga, każda potyczka będzie dla Ciebie zagrożeniem.
Kiedy nieprzyjaciel atakuje, cofamy się; kiedy nieprzyjaciel
zatrzymuje się, nękamy go; kiedy nieprzyjaciel chce uniknąć
bitwy, atakujemy; kiedy nieprzyjaciel uchodzi, następujemy za
nim.
-
Sun Zi
Prolog
Toruń, Polska
Zegar ratuszowy wybijał właśnie drugą w nocy, gdy samotna
postać przemierzała wąskie, brukowane uliczki Starego Miasta.
Szła szybkim krokiem, trzymając się mniej oświetlonych miejsc,
by skutecznie wtopić się w ciemność. O tej porze roku
większość ulic była wyludniona, co stanowiło zupełne
przeciwieństwo tego, co działo się tu latem. Choć z natury była
samotniczką, pomyślała, że właśnie teraz przydałby się jej
tłum, z którym mogłaby się zmieszać. Bez niego było ją widać
jak na tacy. Nie mogła jednak nic na to poradzić, bo nie ona
stawiała tu warunki.
Nie tym razem.
Oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nic nie
było tu przypadkowe. Wybrał wszystko z rozmysłem, począwszy
od pory roku, pozbawiając ją osłony; poprzez niby
losowo
wybrane miasto, aż do samego miejsca spotkania. Z trudem
powstrzymała chęć zazgrzytania zębami ze złości. Wiedziała,
jakie były zasady i że oboje musieli się ich trzymać, lecz
wyraźnie grały na jego korzyść, nie jej. A wszystko przez ten
cholerny ranking.
Na placu Rapackiego minęło ją trzech pijanych chłopaków,
nieco młodszych od niej. Mieli szczęście, że nie próbowali jej
zaczepiać. Nie, żeby ją to obchodziło; nie znała też polskiego.
Była po prostu w takim stanie napięcia nerwowego, że nie
ręczyła za siebie i swoje reakcje, a tej nocy miała zginąć z jej
ręki tylko jedna osoba.
Powoli zbliżała się do celu. Znała miasto dość dobrze, bo w
dzieciństwie często odwiedzała z rodzicami jednego z kolegów
ojca, który od trzydziestu lat mieszkał w Toruniu. Jednak
Siergiej nie wiedział nic o jej dzisiejszej wizycie. Prawdę mówiąc,
poza jej wrogiem, tylko najbliższy i w zasadzie jedyny przyjaciel
dziewczyny miał pojęcie, gdzie jej szukać. Zapewne umierał ze
strachu, czekając na wiadomość w której miała oznajmić mu,
że wciąż żyje. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie kwaśno.
Powiedziała Igorowi o dzisiejszym pojedynku tylko dlatego, by
wiedział skąd ewentualnie ma sprowadzić jej ciało. Biedak
pewnie zużył już kilka ziołowych tabletek uspokajających,
jednak równie dobrze jak ona wiedział, że nie mogła nie podjąć
wyzwania. Takie były zasady. Gdy ktoś znajdujący się w
rankingu wyżej niż ty wyzywał cię, nie istniało coś takiego jak
prawo odmowy. Pakowałeś manatki i jechałeś w wyznaczone
miejsce. I tyle.
Dotarła do końca długiej, gęsto oświetlonej latarniami alei i
skręciła w mroczny wjazd, prowadzący do kilku opuszczonych,
starych kamienic. Doskonale znała topografię terenu, co było
wielką zasługą Igora, który jako pierwszorzędny haker wykradł
dla niej plany architektoniczne budynków z najbliższej okolicy.
Była doskonale przygotowana i wiedziała o tym. Nie
pozostawało do zrobienia już nic więcej. Nic poza jednym -
przeżyciem tej nocy.
Skontrolowała, czy wszystkie elementy uzbrojenia znajdują
się tam, gdzie powinny i skierowała się ku wejściu do obdartego
budynku. Jak na ironię była pełnia, a światło księżyca padało
dokładnie na częściowo wyrwane z zawiasów drzwi. Czyżby i ta
iluminacja została zaplanowana? Nie przyjechała tu jednak
podziwiać ani piękna natury, ani starego budownictwa.
Starając się zachować niezmąconą ciszę, podeszła do jednego z
zasłoniętych tekturą okien, które znajdowały się w mroku. Nie
zamierzała mu niczego ułatwiać.
Dostanie się do środka nie stanowiło żadnego problemu, w
końcu robiła bardziej skomplikowane rzeczy i to setki razy. Bez
przeszkód dotarła do klatki schodowej i zachowując wzmożoną
czujność zaczęła wspinać się na górę. Umówili się na dachu o
drugiej trzydzieści. Była druga dwadzieścia pięć, a więc
nadszedł najwyższy czas, by założyła kominiarkę.
Jej przeciwnik już na nią czekał. Oparty swobodnie o jeden z
kominów z rękoma założonymi na piersi, wyglądał niemal
nonszalancko. Ubrał się podobnie jak ona - czarny,
dopasowany strój, kominiarka. I broń, oczywiście. Podczas
pojedynku wolno im było używać tylko noży, pistoletów z
tłumikiem oraz własnego ciała. Jakiekolwiek ulepszenia - rzutki
shuriken czy azjatyckie miecze chociażby - były zakazane. Kto
by pomyślał, że płatni mordercy mają swój kodeks honorowy?
Cóż, owszem. Mieli. Przynajmniej ci najlepsi, do których grona
oboje należeli.
- Przed czasem - zaśmiał się - A myślałem, że dziewczyny
mają w zwyczaju się spóźniać.
- Nie ja - ucięła, płynnie przechodząc na angielski. Na
szczęście już dawno pozbyła się charakterystycznego dla swoich
rodaków akcentu - Trochę się różnię od innych dziewczyn.
Mamy inne definicje zabawy.
- Skoro tak twierdzisz, numerze dwa. Czy może wolisz:
Meduzo?
- To nieistotne,
Seth
- powiedziała z naciskiem. Prędzej
rzuciłaby się z dachu, niż nazwałaby go
numerem jeden.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin