Trish Wylie - Kto się śmieje ostatni.pdf

(589 KB) Pobierz
TRISH WYLIE
Kto się śmieje ostatni
Tłumaczenie:
Małgorzata Zipper
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tyler nie był jedyną osobą, która śledziła każdy jej ruch. Tyle że akurat jemu nie
sprawiało to żadnej przyjemności. Nie miał jednak wyboru.
Pewnie w innej sytuacji świetnie by się bawił, bo było na czym zatrzymać oko.
Zmysłowo kołysała biodrami, poruszając się w rytm muzyki na parkiecie rozświetlonym
pulsującymi punkcikami kolorowego światła. Ciało stworzone do grzechu, pomyślał. Była
wysoka i szczupła, o pełnych piersiach. Srebrna, opięta minisukienka podkreślała perfekcyjną
figurę, odsłaniając lekko opalone, jakby muśnięte słońcem ramiona i niesamowicie długie nogi.
Efekt potęgowały białe botki na platformie, sięgające kolan. Stylizację uzupełniała śnieżnobiała
peruka o równiutko przyciętej grzywce, oczy podkreślone czarnymi kreskami i usta pomalowane
ciemnoczerwoną szminką.
Poruszała się bez najmniejszego wysiłku, jakby płynęła w takt muzyki. Bez trudu
wyobraził sobie ją w roli zawodowej tancerki występującej na scenie w świetle reflektorów.
Widać było, że się świetnie bawi. Z pewnością zdawała sobie sprawę, jak bardzo zwraca na
siebie uwagę, i zdecydowanie nie miała nic przeciwko temu. Wyróżniała się na tle wirującego
tłumu. Ten fakt niepokoił Tylera. Miała szczęście, że nikt jej do tej pory nie rozpoznał. Niestety
to tylko kwestia czasu.
Niespodziewanie spojrzała prosto na niego. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że od samego
początku była świadoma jego obecności.
Mimo to
poczuł nagły przypływ gorąca. Starał się to zignorować, jako naturalną reakcję
fizyczną mężczyzny na widok zmysłowej dziewczyny. Postanowił spokojnie czekać na rozwój
sytuacji.
Wytrzymała jego spojrzenie. Bardzo powoli oblizała wargi i uśmiechnęła się znacząco.
Mógłby odebrać to jako nieme zaproszenie na parkiet, ale nie umiał tańczyć. A nawet
gdyby
umiał, nie był typem faceta, który leciał na każde skinienie atrakcyjnej kobiety. Jeśli chciała
zamienić kilka słów, powinna sama podejść. Uniósł kąciki ust, odwzajemniając uśmiech.
Mógłby pójść o zakład, że będzie wściekła, kiedy się dowie, z kim próbowała flirtować.
Po chwili rzuciła mu przez ramię kolejny uwodzicielski uśmiech i powoli ruszyła przed
siebie, kołysząc biodrami. Mimowolnie skierował wzrok na kształtną pupę.
Po chwili przywołał się do porządku i rozejrzał po sali. Wiedział, że nie będzie łatwo.
Przeczuwał to od samego początku, jeszcze zanim ją zobaczył.
Uniósł butelkę piwa i pociągnął długi łyk. Skrzywił się z niesmakiem, spojrzał na etykietę
i dopiero wtedy zauważył, że to lekki napój bezalkoholowy. Paskudztwo.
Odruchowo spojrzał jeszcze raz na oddalającą się zgrabną sylwetkę i siłą woli szybko
odwrócił wzrok. Był na służbie, ale przecież nie płacono mu za to, żeby ślinił się na
widok
podopiecznej. Powinien obserwować tłum i rozpoznawać ewentualne zagrożenie. Tak atrakcyjna
kobieta to problem sam w sobie. Nie potrzebował więcej kłopotów, szczególnie teraz, kiedy
waliły się na niego jak lawina.
Z rozrzewnieniem wspominał czasy, kiedy bardziej kontrolował swoje życie. Jak to się
stało, że wszystko poszło nie tak? – zastanawiał się.
Bez trudu mógł odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego został skierowany akurat tu.
Zbyt mocno zaangażował się w śledzenie pewnego przestępcy, dlatego zaczęto przebąkiwać, że
zostanie przydzielony do pracy za biurkiem albo wysłany na przymusowy urlop. Brak skruchy
z pewnością mu nie pomógł. Uważał, że ukarano go zbyt dotkliwie. Nie nadawał się na niańkę.
Oczywiście, posiadał pełne kwalifikacje, ale nie miał zamiaru tracić czasu, pilnując, by
żądna przygód, bogata panienka nie popadła w tarapaty.
Znajoma twarz przykuła uwagę Tylera akurat w momencie, kiedy ku uciesze
zgromadzonego tłumu zaczęli grać szybszy kawałek. Natychmiast wzmógł czujność, bacznie
rozglądając się po sali. Wtedy rozpoznał kolejną osobę.
Musiał ją stąd natychmiast wyciągnąć.
Odstawił butelkę, zmierzył wzrokiem parkiet, ale nie dojrzał tam tej, której szukał. Po
chwili zlokalizował dwie damskie sylwetki, zmierzające w stronę baru. Bez trudu odszukał
najbliższe wyjście ewakuacyjne i wstał.
Dzieliły go zaledwie dwa kroki od celu, kiedy nagle urwała się muzyka, a w jej miejsce
rozległy się okrzyki:
– Policja stanowa, pozostać na miejscu, nie ruszać się.
Odwrócona plecami, obserwowała rozwój sytuacji w drugim końcu sali. Nic dziwnego, że
odskoczyła jak oparzona, kiedy mocno chwycił ją za rękę.
O co chodzi?
– spytała przestraszona.
– Tędy – krzyknął, ciągnąc ją za sobą.
– Puść mnie – nalegała, opierając się.
– Chcesz, żeby cię aresztowali?
Nie,
ale…
– Więc, nie
dyskutuj.
Szarpnął drzwiami i znaleźli się w słabo oświetlonym korytarzu. W panującym półmroku
zauważył, że znajdowały się tu toalety, automat telefoniczny i schody, prawdopodobnie
prowadzące do piwnicy. Ktoś walił mocno w drzwi. Najpewniejsza droga ucieczki prowadziła
przez podziemie, pod warunkiem, że znajdowało się tam wyjście na zewnątrz. Zanim zdążył to
sprawdzić, usłyszał trzask wyważanych drzwi. Nie miał ani chwili do stracenia.
Niewiele myśląc, przyparł ją do ściany i zaczął całować.
Poważny błąd.
Napięcie nagromadzone podczas całego wieczoru znalazło gwałtowne ujście. Ogarnięty
pożądaniem, nie był w stanie trzeźwo myśleć. Tym bardziej że odwzajemniała pocałunki.
W tym momencie nie liczyło się, że za chwilę mogą zostać nakryci w kompromitującej
sytuacji. Czy jej bielizna jest równie seksowna, jak sukienka? A może w ogóle nie nosi bielizny?
– Spójrz, co się tu dzieje – rozległ się głos od drzwi.
– Stać – krzyknął ktoś
inny.
Odsunął się, zaczerpnął głęboko powietrza i zmrużył oczy, oślepiony snopem światła
skierowanym bezpośrednio na nich. Zrobił krok do przodu, zasłaniając ją sobą.
– Nie ruszaj się. – Tym razem głos był znacznie
ostrzejszy.
Tyler wiedział, z kim ma do czynienia. Podniósł ręce, nakazując sobie spokój. W tej
sytuacji
słowa były zbędne. Nieznacznie pokręcił głową. Kiedy światło latarki zostało
skierowane w inną stronę, uznał, że osiągnął zamierzony cel. Powoli opuścił ręce, nadal
zasłaniając kobietę.
– Jakieś problemy, panie władzo?
Nalot na klub, chyba
zauważyłeś?
Chyba nie.
– Nietrudno zgadnąć dlaczego – chrząknął znacząco uzbrojony po zęby policjant. –
Macie
narkotyki?
– Nie potrzebujemy prochów. Bez tego jesteśmy na haju. – Uśmiechnął się
porozumiewawczo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin