Sarah M. Anderson - Chcę cię mieć na zawsze.pdf

(855 KB) Pobierz
Sarah M. Anderson
Chcę cię mieć na zawsze
Tłumaczenie:
Katarzyna Ciążyńska
ROZDZIAŁ PIER WSZY
Jak zwykle odebrał telefon po pierwszym dzwonku.
– Słucham?
Nie rozpoznał numeru. Głos przeciwnie.
– Lee! Wiedziałem, że cię znajdę, żałosny draniu.
– Brian – rzekł Daniel, ukrywając niezadowolenie.
Brian White wyłowił Daniela prosto z politycznego wiecu
na kampusie Northwestern i  nauczył go wszystkiego, co
sam umiał. Pracowali razem blisko czternaście lat przy
rozmaitych
kampaniach
politycznych.
Brian
był
człowiekiem bez zasad, moralności i  skrupułów. Dzięki
temu mógł się pochwalić zdumiewającymi osiągnięciami,
jeśli chodzi o  budzących zastrzeżenia kandydatów na
publiczne urzędy.
– Co słychać? – spytał Daniel, grając na zwłokę.
Telefon Briana w  tym momencie mógł oznaczać tylko
jedno: zatrudniono go do prowadzenia kolejnej kampanii
wyborczej i chciał mieć Daniela u boku. Mimo że Daniel Lee
odszedł z  polityki i  dał jasno do zrozumienia, że nigdy do
niej nie wróci.
– Mam dla ciebie robotę – oznajmił Brian.
Trudno było zaskoczyć Daniela. Zdziwiła go za to jego
fizyczna reakcja. Jak twierdzili jego polityczni wrogowie,
był człowiekiem bezwzględnym, a  tymczasem poczuł ucisk
w sercu, który mógłby uznać za wyraz poczucia winy.
– Mam robotę.
– Kierujesz działem marketingu browaru. Daj spokój, Lee.
Obaj wiemy, że się marnujesz.
Daniel przewrócił oczami. Brian nie miał pojęcia
o  biznesie – ani o  lojalności. Daniel nie tylko kierował
działem marketingu browaru – on prowadził rodzinny
biznes. Nie nosił nazwiska Beaumont, ale tak czy owak był
jednym z nich.
Ilekroć
pomyślał
swojej
pozycji
Browarze
Beaumontów – a  był zastępcą szefa, swojego przyrodniego
brata Zeba Richardsa – żałował, że jego dziadek Lee Dae-
Won nie dożył tej chwili i  nie zobaczy, że Daniel zajął
należne mu miejsce w rodzinnej firmie – nawet jeśli nie była
to firma rodziny Dae-Wona.
– Już powiedziałem, że przestało mnie to interesować.
Mówiąc to, zaczął szukać w  internecie, dla kogo pracuje
Brian.
– Tak, tak. Ale obaj wiemy, że nie mówiłeś tego serio. Tym
razem będzie superzabawa, mamy carte blanche. Już
znalazłeś?
Cholera. Brian zna go zbyt dobrze.
–  Możesz mi sam powiedzieć – odparł w  chwili, gdy
znalazł odpowiedź.
„Senator Missouri odchodzi w  niesławie; towarzystwo
męskiej prostytutki mówi wszystko”.
Missouri? Włoski stanęły Danielowi na karku. Brian chyba
nie myśli poważnie...
– Clarence Murray chce cię zatrudnić w swojej kampanii.
Stara się o  fotel senatora stanu Missouri niedawno
opuszczony
przez
skompromitowanego
Struthersa
oznajmił Brian z entuzjazmem.
Daniela niełatwo było zaskoczyć, ale na chwilę osłupiał.
– Żartujesz sobie. – Nie minęły dwa lata, odkąd zniweczył
starania Murraya o posadę gubernatora Missouri. – Murray
to szaleniec.
–  Niezależnie od tego, ile w  tym prawdy, nie brak mu
finansowego wsparcia.
–  Uważasz, że po tym, co zrobiliśmy dwa lata temu, ktoś
na niego zagłosuje? – zadając to pytanie, Daniel znał
odpowiedź Briana.
– Nie do mnie należy decyzja, czy ktoś na niego zagłosuje.
Murray i  ci, którzy finansują jego kampanię, uważają, że
może wygrać, więc moim zadaniem jest doprowadzić do
tego, żeby został wybrany. Dlatego do ciebie dzwonię.
Daniel nadal szukał w  sieci. Zdawało się, że Murray
spędził większą część minionych dwóch lat, przeczekując
w  ukryciu i  odbudowując poparcie. Clarence Murray był
kaznodzieją popularnym na konserwatywnym Południu
i  miał solidną protestancką bazę. Ale jego poglądy były
ekstremalne i nigdy nie zdobyłby szerszej aprobaty.
– Nie – powiedział Daniel.
–  Daj spokój, Lee, będzie zabawa. Już dochodzą mnie
szepty, że Demokraci są pewni wygranej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin