Przybyszewski Stanisław - Requiem aeternam.pdf

(380 KB) Pobierz
Stanisław Przybyszewski
Requiem aeternam
Trzecia księga Pentateuchu
Opracowanie informatyczne: Mirosław Kukla
w ramach Niezależnego Portalu Kultury i Sztuki
Exerim.pl.
Zdjęcie na okładkę: Mirosław Kukla.
Exerim 2017
0006-I | 2017-6 | V-PDF
2
Requiem aeternam
Trzecia księga Pentateuchu
Na początku była chuć. Nic prócz niej, a wszystko w niej.
To nieskończoność Anaksymandra, co wszystko z siebie wyłoniła, święty
ogień Heraklita, który pochłania niknące światy i nowe byty z nich
wyprowadza, Duch Boży, co się unosił nad wodami, gdy jeszcze nic nie było
prócz Mnie.
Chuć to prasiły życia, rękojmia wiecznego rozwoju, wiecznego odchodzenia
i wiecznego powrotu, jedyna istota bytu.
To siła, co sprowadza mięszanie się i rozdzielanie, twórczyni, pokarm
i niszczycielka.
To siła, z którą Ja-Bóg, gdym świat ze siebie wyrzucił, atomy na siebie
ciskałem, to zaciekłość, z jaką się z sobą sprzęgały, w pierwiastki się wiązały
i w światy całe łączyły.
To siła, co w eterze się rozpaliła pragnieniem, by morze swych fal rozkiełznać,
jedną falę z drugą połączyć w wściekłym uścisku, wprawić je w rozkoszne
drgania, rozszaleć je w podrywach krzyczącej lubieży, kurcze pragnienia
ukajać w czołgających się dreszczach upojenia, aż się światło z nich porodziło.
To powrotna siła, z jaką się strumień elektryczny sam ze sobą spaja,
drobinom pary od siebie odbijać się każe, — i takoż jest chuć życiem, światłem,
ruchem.
3
I bez granic rozszalała się jej potęga. Stworzyła sobie tysiączne ramiona,
którymi wszystko zagrabiała i w siebie wchłaniała, stworzyła tysiączne
naczynia, lejki, otwory, potworne usta i narządy, by cały świat wssać w siebie,
stworzyła sobie plazmę, by nieskończoną powierzchnią rozkosz w się
wdychać, wszystkie siły życiowe skupiła, w jeden węzeł je w sobie spętała,
swą wolą ujarzmiła, by jej tylko były poddane i wieczny głód jej żądz koiły.
I ciskała się w konwulsjach bezgranicznych porodów i wiecznych rozwojów,
wczołgała się w bezliczne formy, rozbijała je jak skorupy, i w nowe łączyć jęła,
przetwarzała się w wiecznie nowych i odmiennych kształtach, a zaspokoić się
nie mogła.
Szalała za szczęściem, gdy sobie trochita stworzyła, rżała za rozkoszą, gdy
rozdarła pierwsze żyjątko i z siebie samej odrębną płeć stworzyła, by
w wiecznej męce, gniewie a bólu znowu się łączyć i w wiecznych zmianach
coraz to nowe kształty, nowe istoty, coraz wyższe, coraz doskonalsze
wytworzyć, co by jakąś nową i doskonalszą orgią lubież jej nasycić mogły.
Aż wreszcie stworzyła mózg.
To było arcydzieło jej żądnego pragnienia. Gniotła go, kręciła, tworzyła zwoje,
rozdzieliła i znowu połączyła bezlicznymi pasmami, pojedyncze części
przeistoczyła na zmysły, rozerwała ciągłość, rozdarła całość na cząstki, jeden
zmysł rozczłonkowała na zmysły pojedyncze, rozcięła ich związki i więźby
pomiędzy sobą, by móc jedno wrażenie odczuwać we wszystkich
przemianach, jeden świat wchłaniać w siebie pięcioraką, tysiąckrotną
rozkosz, a pierś matczyna, która kiedyś jednę siłę karmiła, tysiące sił teraz
sycić musi.
Tak się dusza porodziła.
4
A siła wiecznych przemian i rozrodów ukochała duszę. Siliła ją karmnym
mlekiem swej piersi, była dla niej tętnicą, przez którą krew wszechbytu silną
falą się przelewała, tysiącem spójni przywiązała ją do wszechłona
matczynego, była dla duszy ogniskiem soczewnym, przez które patrzała,
zaklętym kołem, w którym krążyła i w powrotnych kołowaniach swą
najwyższą rozkosz i najwyższy ból odczuwała, była objętością, w jakiej się
świat cały jako dźwięki, barwa, ruch w duszy przeobrażał.
O biedna, głupia chuć, o biedna, niewdzięczna dusza.
Chuć, co światło z siebie wyłoniła, wszystkiemu życiu początek dała, duszę
stworzyła, miała skonać w miażdżącym uścisku zdradliwego dziecka.
Co miało być środkiem, stało się celem dla siebie, władcą i panem.
Spoisty granit mego bytu począł się rysować i kruszyć.
Zmysły, które miały posłużyć ku doskonalszemu doborowi płciowemu, by
nowy i doskonalszy rodzaj wytworzyć, poczęły być samoistne, jęły się z sobą
łączyć i pętać nierozerwalnie. To, co było górą, stało się dołem, dźwięk —
barwą, środowisko — objętością, powonienie — wrażeniem mięśni, porządek
— anarchią i rozpoczęła się wściekła walka pomiędzy matką a dzieckiem.
Pomnę, pomnę tę rozpaczną walkę biednej matki z swym dzieckiem.
Chciała je opanować, ujarzmić; wpiła swe szpony matczyne w jego ciało,
szarpała je, nęciła rozkoszą, syciła lubieżą i żądzą, rozpościerała obrazy
najwyuzdańszej rozpusty, rzuciła je w namiętne, krzyczące uściski rodzącej
bestii, ten jeden wielki narząd płciowy — zalewała mu oczy nawrotami krwi,
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin