Yaoi-Project rozdział 2 - Love Addiction (15.12.2018) [NIEUKOŃCZONY].doc

(1133 KB) Pobierz

YAOI-PROJECT

Rozdział drugi: „Love Addiction[1]

 

 

~Pokój nr 11~

 

No wchodźże, nie wstydź się – ponaglił Shivę Pandora, na siłę wpychając go do pokoju. Sam się przywitał już od progu i szybko szturchnął Shivę, nie przejmując się tym, czy to pasuje dostojnikowi niebiańskiemu.

Dzie… Dzień dobry! Mi… Miło mi panów poznać! – zakłopotany Shiva tylko tyle zdołał wydukać.

Najwyraźniej Arima jeszcze nie wrócił ze stołówki, bo na miejscu zastali tylko dwóch panów – czerwonowłosego wysokiego chłopaka w mundurku szkoły Ayanagi oraz zwyczajnie ubranego czarnowłosego chłopaka, który akurat twarz skrywał w cieniu kaptura i popijał coś z butelki.

O, czy to nie nasz mały uciekinier? – Tengenji Kakeru, który miał największe mniemanie o sobie i zarazem był najurokliwszym elementem Zespołu Otoriego, ucieszył się na widok Shivy. Tacy jesteśmy straszni, że uciekłeś na nasz widok? Wiem, że jestem olśniewający, ale żeby od razu uciekać w popłochu? Nie spodziewałem się takich reakcji w innym świecie!

Pandora skrzywił się z niesmakiem i niezadowolonym spojrzeniem zmierzył Shivę. Jego wice najwyraźniej jak wpadł do swojego pokoju, tak szybko z nie wypadł, ani nie racząc się przywitać, przedstawić czy kiwnąć.

Shiva tylko odwrócił twarz, pąsowiejąc co nie miara.

Bardzo za niego przepraszam – kajał się Pandora, kłaniając się w pas. – Mój wice jest taki nieśmiały, że nie miał nawet odwagi przywitać się z panami. Musiałem obiecać mu pomoc, żeby w ogóle odważył się tu wejść drugi raz. Nazywam się Pandora i jestem szefem posłanników Zeusa-dono. Ten uroczy nicpoń to Shiva, mój wice na okresie próbnym. – Lekko pociągnął go za ucho, dając mu do zrozumienia, że w tej chwili traktuje go jak niegrzecznego dziesięciolatka, nie prawie równego statusem posłannika.

Shiva tylko jęknął z bólu, ale ani na chwilę nie odwrócił wzroku od podłogi. Gapiąc się w nią cały czas, zauważył jednak coś ciekawszego niż nowi koledzy. Czarny jak noc kot właśnie łasił mu się między nogami.

To tu wolno mieć zwierzaki? – zdziwił się na głos. Jakiś ty uroczy! Śliczniutki!

Tavian odpowiedział mu pięknym dźwięcznym „miau”. Skrzydlaty od razu wziął kota na ręce, a ten zaczął się tulić, jakby miał do czynienia z dawno niewidzianym przyjacielem, a nie całkiem obcym człowiekiem, przepraszam, aniołem. Głaszcząc zwierzę z całych sił, Shiva wreszcie miał co robić z rękami i przestał się aż tak stresować.

Gdy wszedł do jedenastki po raz pierwszy, zobaczył dwóch obcych chłopaków – Tengenjiego i Kaneshiro – którzy już rozmawiali ze sobą, jakby znali się lata. Nie umiejąc wydukać ani słowa, na pytanie, czy jest nowym współlokatorem, kiwnął tylko głową, a potem postał parę minut i czym prędzej czmychnął za drzwi. Z całych sił pragnął się z nimi zapoznać, lecz był zbyt wielkim tchórzem. Dlatego teraz ukradkiem z szacunkiem i wdzięcznością spoglądał na Pandorę, który ze spokojem i elokwencją godną niebiańskiego posłannika rozmawiał z obcymi ludźmi. Słowami nie umiałby wyrazić, jak bardzo jest wdzięczny Pandorze za to, że ten z nim wszedł do środka. Wcześniej nie miał odwagi prosić go o coś podobnego. Był niezmiernie szczęśliwy, że ma kogoś, kto go wspiera nawet w czymś tak pozornie błahym, jak poznanie nowych ludzi.

– To mój Tavianek – wyjaśnił Tengenji, wstając i głaszcząc kota trzymanego przez nowego kolegę. – Jak się zorientowałem, że został całkiem sam w moim świecie, poszedłem prosto do organizatorów i powiedziałem, że jak mi kota nie sprowadzą, to się stąd wynoszę, choćbym miał im przetrząsnąć całą chałupę do góry nogami. Ten taki długowłosy piękniś-Bóg twierdził, że jeśli minie zbyt wiele czasu w danym wymiarze, to oni się zajmą pupilami uczestników, ale jeśli naprawdę nie potrafię bez niego żyć, mogą mi przynieść mojego aniołka w każdej chwili. Na szczęście, bo nie wiem, jak bym wytrzymał bez tego kota.

Aniołka? Przecież to zwierzątko, a nie anioł – zauważył Shiva, wciąż trzymając tulącego się kota.

Shiva, to tylko taka przenośnia. Nadal nie rozumiesz ludzkich niuansów językowych, a chcesz być moim wice?

Przepraszam, ale nie jesteście ludźmi, prawda? – odezwał się drugi z chłopaków, Kaneshiro Goshi, członek zespołu Thrive ze świata pod tytułem „B-Project”, równie muzycznego jak „Starmyu” Tengenjiego. Miłość do muzyki była zresztą pierwszym wspólnym ogniwem, która połączyła te dwa wbrew pozorom całkiem podobne charaktery – uroczego, lecz wyniosłego i w gorącej wodzie kąpanego Tengenjiego oraz uroczego, nieśmiałego i lekko kłótliwego Kaneshiro zwanego przez niektórych przyjaciółKaneciątkiem. – Tak kojarzę, że to z wami rozmawiał jeden z Zeusów… Jesteście tymi no… aniołami, tak?

Ach, tak, przepraszam, od tego powinienem zacząć. Zawsze wydaje mi się to oczywiste, ale wy przecież nie wyczuwacie aury jak normalnie istoty nadprzyrodzone… Pandora wyjaśnił, kim dokładnie są i że nie muszą w związku z tym być traktowani jakoś inaczej niż pozostali uczestnicy. Po tym jak Tengenji i Kaneshiro się przedstawili, wrócił także do sprawy, która najbardziej go interesowała. – Nie chciałbym wam odbierać nowego kolegi, ale bardzo byście mnie ucieszyli, gdyby Shiva był ze mną w pokoju. Sami widzicie, jaki on jest. Wolałbym go mieć na oku. Wasz kolega, Arima-dono, już wyraził chęć zamiany, ponieważ akurat w moim pokoju jest ktoś z jego świata. Nie będziecie mieli nic przeciwko, jak wezmę Shivę, a przyprowadzę wam pana Kusatsu?

– Wiemy już, że Arima chciał, by ktoś się zamienił z jego przyjacielem. Byłem gotów to zrobić, ale skoro już mamy chętnego, nie widzę problemu – odpowiedział Tengenji. – Mnie do szczęścia wystarczy Tavian. Nie muszę na siłę być z tymi prostaczkami z mojego zespołu.

– Ale ja widzę problem zaoponował pod nosem Shiva.

A to niby jaki?! – zapytał ze specjalną ironią Pandora.

Bo… podoba mi się ten kot! Chcę tu zostać! – skłamał z miejsca wice szef posłanników.

Aha, jasne. Mój uroczy wice chce być w pokoju z naszym Yudą-dono, a nie ze mną. Jakie to przykre, że woli ode mnie kogoś, kto go nie chce! Pomóżcie mi przekonać tego chłopaka, że powinien się do mnie przeprowadzić.

Ależ… Pandora, ja wcale nie chciałem To zabrzmiało, jakby Pandora poczuł się zraniony, więc Shivie zrobiło się głupio. Widząc zadowolony uśmieszek Pandory, szybko jednak stwierdził, że nie może dać mu się manipulować. Jego to przecież wcale nie boli. Po prostu udaje wrażliwego przed moimi współlokatorami, żeby mu współczuli i mu ze mną prędzej pomogli.

Zignorowawszy próbę wytłumaczenia się Shivy, Pandora kontynuował przez chwilę rozmowę, aż ktoś mu przerwał.

              Gochin! Tutaj jesteś! Wszędzie cię szukałem!Bez pukania czy jakiejkolwiek zapowiedzi do pokoju wpadł niski, rozwrzeszczany chłopaczek o krótkich różowych włosach i z uroczymi piegami na twarzy.

              Ashu! Czego ty już chcesz?! – odparł wręcz opryskliwie Kaneshiro.

              Ashu Yuta, jego kolega z zespołu, miał zwyczaj nazywania ludzi przezwiskami, przy czym każdemu potrafił w inny sposób przekształcić imię.

              Ach, przepraszam, że tak wpadam! – Ukłonił się przed obcymi chłopakami. – Ale na dziedzińcu grają! Jakiś zespół wyszedł na scenę i śpiewa!

              Co takiego?! Kto?! Nie mów, że to już MOONSi wbili się na parkiet?!

              No właśnie nie! Nie mam pojęcia kto to! Jakaś czwórka na oko szesnastoletnich dzieciaczków!

              Czwórka dzieciaków? No chyba nie Hoshitani i reszta? Poszliby tak beze mnie?! No co za prostaki! Jak to oni, to ich o… ochrzanię z góry na dół! – wkurzył się Tengenji. – Zajmiesz się chwilę moim Taviankiem? – zwrócił się z prośbą do Shivy, który wciąż nie puszczał kota, nawet gdy ten już zaczął się szarpać. Tengenji pogłaskał kota, tak samo czule, jak się do niego zwracał, mimo że jeszcze przed sekundą wkurzał się na nie wiadomo kogo.

              Oczywiście!

              – Zaraz wracamy! Tylko sprawdzimy, kto to nam już fanów podpiernicza! – oznajmił Kaneciątko.

              – W rzeczy samej! Chcę zobaczyć tych prostaków! – przytaknął Tengenji.

              I co? Aż tak źle było? – spytał z typowym dla siebie sarkazmem Pandora, gdy obaj idole wylecieli za Yutą z pokoju.

              – Nie, chyba nie – przyznał z zakłopotaniem Shiva i puścił wreszcie kota.

Objął się rękami i tak stał, zastanawiając się nad swoją sytuacją. Właśnie został sam na sam z Pandorą. Nie pierwszy, nie ostatni raz, ale i tak miał wrażenie, że powinien albo go wyprosić – wszak był w swoim pokoju – albo czym prędzej stamtąd uciekać. Zanim Pandora zacznie coś kombinować.

              – Wydają się dobrymi chłopakami. Trochę prostackimi, ale dobrymi. Łatwiej takimi manipulować niż takim Arimą albo Ruim. Ci ostatni są na to zdecydowanie zbyt inteligentni… No nie patrz tak na mnie. Tak naprawdę nie chcę nikim manipulować. Chciałbym tylko, żeby ktoś mi z tobą pomógł. Inaczej niż prośbami nie będę tego załatwiać.

              Shiva zastanawiał się przez chwilkę, przygryzając wargę. Wciąż miał problem z odgadnięciem prawdziwych intencji Pandory.

              Ale i tak zrobisz wszystko i wykorzystasz każdego, byle tylko dopiąć swego?

              Pomarańczowe oczy Pandory aż zalśniły.

              – Tak – odpowiedział bez namysłu. – Zrobię i powiem wszystko, byle to nikogo nie skrzywdziło. A przynajmniej postaram się, by nikt nie ucierpiał.

              W ogóle co będę miał z tego, jeśli się zgodzę?

              Moją dozgonną wdzięczność? – Wzruszył ramionami, samemu nie będąc pewnym, czy to Shivie wystarczy za odpowiedź. – Shiva, wiem, że wolisz mieszkać z kimś znajomym niż nawet z najlepszymi, ale obcymi ludźmi.

              A dlaczego ty nie pójdziesz do Cassandry? Albo do którejkolwiek Świętej Bestii? A dlaczego… Dlaczego nie masz osobnego pokoju ani nie mieszkasz z Zeusem-dono? Wiem, że nie mieliśmy być wyjątkowo traktowani, ale wydaje mi się, że Zeus-dono wolałby cię mieć przy sobie. – Umysł Shivy zalała fala pytań i wątpliwości, lecz przede wszystkim szukał jakiejkolwiek drogi ratunku, która pomogłaby mu odmówić Pandorze.

              Może i wolałby, nie wiem. Sam sobie takie zasady ustalił. Grunt, że ja nie wolałbym mieszkać z nim. Wierz mi, Shiva, już dość… mu się nasłużyłem. – Ostatnie słowa wypowiedział z widoczną nutą żalu i goryczy w głosie. Tak wielką, że Shiva nie mógł nie zauważyć, że kryje się za tym coś więcej. – Chodź ze mną na chwilę. Przypomniawszy sobie o kamerach, Pandora chwycił swojego wice za rękę i wyprowadził z jedenastki. Na zewnątrz udał się do pokoju zerowego, w którym – zgodnie z ustaleniami – miało nie być żadnych kamer. Przestraszony Shiva nie od razu skontaktował, dokąd idą, i tylko dlatego dał się tam zaprowadzić.

              Gdzie jesteśmy? – Pomieszczenie było niewielkie, skromne, lecz ładne. Nie posiadało okien, a jedynie wejście do osobnej łazienki. Na środku stało duże, podwójne łóżko, po bokach komódka z lampką i stolik z krzesłami.

              W pokoju bez kamer i podsłuchów. Posłuchaj, Shiva… Pandora zbliżył się na niebezpieczną odległość. Shiva, zobaczywszy jego przymrużony koci wzrok, od razu odskoczył i odwrócił się w stronę wyjścia. – Nie uciekaj, durniu. – Szef posłanników złapał go za rękaw, a klucz w drzwiach szybko przekręcił i rzucił na łóżko, by ani nikt im nie wszedł, ani Shivie łatwo nie przyszła ucieczka. – Nic ci przecież nie zrobię. Nie patrz tak podejrzliwie. Nie zaciągnąłem cię tu w niecnych zamiarach.

              Co… Co to znaczy „niecnych”?

              Jak będę takie miał, to pierwszy się o nich dowiesz, mogę cię zapewnić. – Pandora westchnął, by nie stracić cierpliwości do tego nadmiernie niewinnego chłopca. – Posłuchaj, Shiva. Naprawdę mylisz się, jeśli sądzisz, że kocham Zeusa-dono z całej duszy i wszystko, co mi każe, wykonuję z radością i nabożną czcią. Owszem, kocham go. Kochałem nawet wtedy, gdy zaczął świrować i kazał zsyłać ledwie czemuś winne anioły do Lasu Ciemności. Nawet gdy zesłał Yudę-dono i Rukę-dono do Piekła, a resztę Bestii pozwolił zamienić w kamień. Zawsze byłem pierw...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin