Czas milosci A5.pdf

(4065 KB) Pobierz
Colleen McCullough
Czas miłości
Przełożyła z angielskiego: Bożena Krzyżanowska
Tytuł oryginalny: The Touch
Rok pierwszego wydania: 2003
Rok pierwszego wydania polskiego: 2005
Sydney, rok 1872. Szesnastoletnia Elisabeth wysiada ze statku,
na którym przybyła z dalekiej Szkocji, by poślubić swego kuzyna.
Nigdy go nie widziała. Wie tylko, że jest znacznie starszy i że w
młodości uciekł z jej miasteczka w poszukiwaniu lepszego losu.
Inteligentny, ambitny i oczytany Alexander przemierzył cały
świat i jest człowiekiem sukcesu: czego się w życiu tknie, obraca
się w złoto. Ale majątek nie przynosi mu szczęścia, a Elisabeth
nie jest w stanie go pokochać. Ta „trzecia” to Ruby, kochanka
Alexandra, właścicielka domu publicznego i jego bystra
wspólniczka w interesach.
Wspaniała love story i jednocześnie saga rodzinna, przesycona
przygodą, namiętnością, tragedią i patosem, wpisana w
egzotyczną rzeczywistość XIX-wiecznej Australii.
Spis treści:
CZĘŚĆ I. 1872 - 1885....................................................................................................................................................3
CZĘŚĆ II. 1888 - 1893...............................................................................................................................................338
CZĘŚĆ III. 1897 - 1900..............................................................................................................................................525
-2-
CZĘŚĆ I. 1872 - 1885.
1. ODMIANA LOSU.
- Twój kuzyn Alexander przysłał list z prośbą o żonę -
powiedział James Drummond, unosząc wzrok znad kartki papieru.
Wezwanie na rozmowę z ojcem we frontowym salonie spadło
na Elizabeth jak grom z jasnego nieba; zwykle była to zapowiedź
upomnienia z powodu niesubordynacji i zwiastun odpowiedniej
kary. Prawdę mówiąc, dziewczyna wiedziała, na czym polegało
jej przewinienie: tego ranka przesoliła owsiankę; zdawała sobie
również sprawę, jaka czeka ją za to kara - do końca roku będzie
musiała jeść owsiankę bez choćby odrobiny soli. Ojciec nie lubił
niepotrzebnie wydawać pieniędzy - nie miał zamiaru kupować ani
o jeden kryształek soli więcej, niż było to konieczne.
Elizabeth splotła więc ręce za plecami i stała nieruchomo przed
zniszczonym krzesłem z wysokim oparciem. Usłyszawszy słowa
ojca, otworzyła usta ze zdumienia.
- Prosi o Jean. To czysta głupota! Czy on myśli, że czas stoi w
miejscu?!
James z oburzeniem machnął listem, potem przeniósł wzrok z
kartki papieru na swoją najmłodszą pociechę, która stała w
promieniach słońca wpadających przez okno. Starszy pan siedział
w cieniu.
- Masz wszystko, co powinna mieć kobieta, więc wyślę mu
ciebie.
- Mnie?
- Jesteś głucha, dziewczyno? Taak, ciebie. Czy jest tu ktoś inny?
- Ależ, ojcze, jeśli Alexander prosi o Jean, nie będzie mnie
chciał!
-3-
- Sądząc po tym, co dzieje się tam, skąd pisze twój kuzyn,
zadowoli go każda cnotliwa i odpowiednio wychowana młoda
kobieta.
- A skąd on pisze? - spytała, zdając sobie sprawę, że ojciec nie
pozwoli jej przeczytać listu.
- Z Nowej Południowej Walii - burknął James z wyraźnym
zadowoleniem. - Wygląda na to, że Alexandrowi dopisało
szczęście i dorobił się niewielkiej fortunki w jakiejś kopalni złota.
- Czoło starszego pana pokryło się zmarszczkami. -
A przynajmniej - grał na zwłokę - zarobił tyle, że może sobie
pozwolić na żonę.
Gdy początkowe zaskoczenie minęło, Elizabeth poczuła
konsternację.
- Czy nie prościej by było, ojcze, gdyby sobie poszukał żony
tam na miejscu?
- W Nowej Południowej Walii? Podobno nie ma tam nikogo
oprócz ladacznic, kobiet zesłanych do kolonii za karę i angielskich
snobek. Podczas ostatniego pobytu w domu widział Jeannie.
Bardzo przypadła mu wówczas do gustu. Poprosił nawet o jej
rękę. Odmówiłem. No cóż, nie widziałem powodu, dla którego
miałbym oddawać zaledwie szesnastoletnią córkę niemrawemu
uczniowi kotlarza z Glasgow. Była wtedy dokładnie w twoim
wieku. Dlatego jestem pewien, że mu się spodobasz - lubi młode
dziewczęta. Chce mieć szkocką żonę, z którą łączyłyby go więzy
krwi i której mógłby zaufać. Tak przynajmniej twierdzi. - James
Drummond wstał, obszedł córkę i skierował się do kuchni. - Zrób
herbatę.
Kiedy Elizabeth wrzucała suche liście do podgrzanego dzbanka
i zalewała je wrzątkiem, ojciec wyjął butelkę whisky. James
Drummond był prezbiterianinem - starszym w zborze - w związku
z tym nie pijał, a już z całą pewnością nigdy się nie upijał.
-4-
Zdarzało mu się natomiast, że dolewał sobie nieco whisky do
herbaty, ale robił to tylko przy wyjątkowych okazjach lub po
otrzymaniu jakiejś wspaniałej wiadomości - na przykład, gdy
urodził mu się wnuk. Czy jednak była to taka wspaniała
wiadomość? Jak starszy pan poradzi sobie bez córki, która
dotychczas się nim zajmowała?
Co naprawdę było w liście? Pragnąc przyspieszyć parzenie
herbaty, Elizabeth mieszała ją łyżeczką. Po cichutku liczyła na to,
że dzięki whisky zdoła się czegoś dowiedzieć. Po pewnej ilości
alkoholu ojciec stawał się o wiele rozmowniejszy. Może coś
zdradzi.
- Czy Alexander napisał coś jeszcze? - spytała, gdy James
nalewał sobie drugą filiżankę herbaty.
- Niewiele. Nie jest zbyt wylewny, jak wszyscy
Drummondowie. - James prychnął. - Też mi Drummond! Zresztą
wcale już się tak nie nazywa, chociaż aż trudno w to uwierzyć.
Gdy był w Ameryce, zmienił nazwisko na Kinross. W związku z
tym nie będziesz panią Alexandrową Drummondową, tylko panią
Alexandrową Kinrossową.
Elizabeth nawet nie próbowała protestować przeciwko
arbitralnej decyzji, która dotyczyła jej przyszłości; nie sprzeciwiła
się jej również nieco później, gdy była już w stanie spojrzeć na
wszystko z większym spokojem. Jakakolwiek myśl o tym, że
mogłaby sprzeciwić się ojcu w tak ważnej sprawie, była bardziej
przerażająca niż wszystko, co dziewczyna potrafiła sobie
wyobrazić - z wyjątkiem nagany wielebnego Murraya. To wcale
nie znaczyło, że Elizabeth Drummond brakowało odwagi czy
charakteru; raczej wynikało z faktu, że jako najmłodsze,
pozbawione matki dziecko przez całe życie była tyranizowana
przez dwóch okropnych starców: ojca i pastora.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin