Liang Diane Wei Oko jadeitu A5.pdf

(1832 KB) Pobierz
Diane Wei Liang
Oko jadeitu
Tłumaczenie: Kinga Dobrowolska
Tytuł oryginału: The Eye of Jade.
Wydanie oryginalne 2007
Wydanie polskie 2007
Powieść, której akcja toczy się we współczesnym Pekinie.
Narratorką i bohaterką jest Mei, niezwykła dziewczyna o bogatej,
złożonej osobowości, z ogromnym potencjałem, który chce
wykorzystać w swojej pracy prywatnego detektywa. W agencji
pomaga jej asystent i przyjaciel Gupin.
Przeszłość Mei i jej rodziny okrywa wielka tajemnica, która
przykuwa czytelnika do lektury od pierwszej do ostatniej strony.
Autorka pokazuje świat współczesnych Chin, jednak sięga do
mrocznej przeszłości, do czasów rewolucji kulturalnej, z którymi
wiąże się tajemnica jej rodziny.
Postaci występujące w powieści są wyraziste, pełne emocji,
temperamentu. Stosunki Mei z siostrą Lu są napięte i najeżone
trudnościami, a z drugiej strony łączy je siostrzana miłość.
-2-
1.
W rogu biura mieszczącego się w staroświeckim budynku w
pekińskiej dzielnicy Chongyang buczał głośno wentylator, jak
staruszek poirytowany swoją własną niemocą. Mei i Shao
siedzieli na wprost siebie, po przeciwnych stronach biurka. Oboje
pocili się niemiłosiernie. Na dworze prażyło słońce, panował
nieznośny skwar.
Pan Shao otarł czoło chusteczką. Nie chciał zdjąć marynarki.
- Pieniądze to żaden problem. - Odchrząknął głośno. - Ale musi
pani zabrać się za to od ręki.
- W tej chwili prowadzę inne sprawy.
- Chce pani, żebym zapłacił więcej, czy o to chodzi? Chce pani
dostać zaliczkę? Mogę dać pani już teraz tysiąc juanów. - Shao
sięgnął po portfel. - Podróbki pojawiają się tak szybko, że nie
nadążam z produkcją oryginałów, a są sprzedawane za połowę
moich cen. Dziesięć lat pracowałem na swoje nazwisko, dziesięć
lat pełnych potu i krwi. Tylko nie chcę, żeby rozmawiała pani o
tym ze swoimi dawnymi kolegami z ministerstwa, rozumiemy
się? Chcę, żeby policja trzymała się od tego z daleka.
- Nie robi pan nic nielegalnego, prawda? - Mei zastanawiała się
w duchu, dlaczego jest taki chętny do wypłacenia zaliczki. To
niecodzienne u tak przedsiębiorczego biznesmena jak pan Shao.
- Pani Wang. Co dzisiaj jest legalne, a co nie? Wie pani, jak to
mówią: partia prowadzi swoją strategię, a ludzie mają własne
kontrstrategie.
Pan Shao wpatrzył się w Mei swymi wąskimi oczyma.
- Chińska medycyna jest jak magia. Paragrafy są dobre dla
produktów, które nie zadziałają. Moje produkty leczą. To dlatego
ludzie chcą je kupować.
-3-
Parsknął cichym śmieszkiem, ale nie udało mu się rozładować
napięcia. Mei trudno było ocenić, czy Shao jest cwanym
biznesmenem czy zwykłym oszustem.
- Nie lubię policji... bez urazy, panno Wang, wiem, że kiedyś
była pani jedną z nich. Kiedy zaczynałem, sprzedawałem na
ulicach zioła. Policja zawsze siedziała mi na karku, konfiskowali
towar i zabierali mnie na posterunek, jakbym był jakimś
przestępcą. Towarzysz Deng Xiaoping powiedział: ge ti hu... że
indywidualni sprzedawcy przyczyniają się do budowy socjalizmu.
Ale co to obchodziło policję? To ciemniaki. Teraz jest trochę
lepiej. Powiodło mi się i ludzie mnie szanują. Ale jeśli chce pani
znać moje zdanie, policja nie zmieniła się ani trochę. Kiedy
człowiekowi potrzeba ochrony, nie potrafią pomóc. Poprosiłem,
żeby zbadali sprawę tych podróbek. Wie pani, co mi powiedzieli?
Powiedzieli, że nie zajmują się takimi sprawami. Ale za każdym
razem, kiedy zmieni się polityka, będzie jakaś czystka lub
inspekcja, założę się, że rzucą się na mnie jak wygłodzone psy.
- Czy się panu podoba policja, czy nie, musimy grać według
reguł - odparła Mei niezbyt przekonującym głosem.
Praca prywatnego detektywa była w Chinach zakazana. Mei,
podobnie jak inni działający w tej sferze, uciekła się do
kontrstrategii i zarejestrowała agencję jako biuro konsultingowo-
informacyjne.
- To oczywiste - zgodził się pan Shao. Na twarzy rozlał mu się
uśmiech szeroki jak ocean.
Kiedy pan Shao opuścił biuro, Mei podeszła bliżej wentylatora.
Słabiutki powiew przenikający przez jedwabną koszulę zaczął ją
powoli chłodzić.
-4-
Otworzyły się drzwi. Do środka wtoczył się Gupin, asystent
Mei, który wyglądał teraz jak gotowany homar. Bez słowa pognał
do swego biurka w przedpokoju i wychylił duszkiem szklany
dzbanek pełen zimnej herbaty, która stała tam od rana. Zsunął z
ramienia wojskowy worek i opuścił go na podłogę.
- Czy ten człowiek, który właśnie wychodził, to pan Shao, Król
Odżywki na Porost Włosów? - zapytał, odzyskawszy oddech, i
podniósł na nią wzrok. Mówił z leciutkim, jednak słyszalnym
akcentem, który zdradzał w nim chłopca z prowincji.
Mei przytaknęła skinieniem głowy.
- Weźmiesz jego sprawę?
- Powiedziałam mu, że tak, ale teraz sama nie wiem. Jest coś
dziwnego w tym człowieku.
- Nosi peruczkę.
Gupin podszedł do niej z niewielkim, zawiniętym w gazetę
pakiecikiem.
- Odebrałem od pana Su pięć tysięcy juanów gotówką. -
Uśmiechnął się. Twarz, wciąż jeszcze zaczerwieniona z wysiłku,
jaśniała teraz dumą.
Mei odebrała paczuszkę i ścisnęła ją lekko palcami. Była dość
twarda. Odsunęła się, by zrobić dla Gupina miejsce przy
wentylatorze.
- Robił trudności? - zapytała.
Gupin stał teraz obok niej, nagim ramieniem omalże dotykając
jej ramienia. Czuła zapach jego potu.
- Z początku. Ale nie udało mu się mnie nastraszyć ani zamydlić
mi oczu swoimi sztuczkami. Niejedno w życiu widziałem i takich
cwaniaków spotkałem nieraz. Ludzie czują się zagrożeni, kiedy
widzą imigranta na moim stanowisku. - Wymawiane z akcentem
Gupina, słowo „cwaniaków” zabrzmiało szczególnie paskudnie.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin