Siedem dni dla wiecznosci A5.pdf

(2909 KB) Pobierz
Marc Levy
Siedem dni dla wieczności
Przełożyła z francuskiego: Krystyna Sławińska
Tytuł oryginalny: Sept jours pour une éternité...
Rok pierwszego wydania: 2003
Rok pierwszego wydania polskiego: 2004
ON ma urok diabła...
ONA ma siłę anioła...
Tematem powieści jest odwieczna walka dobra i zła. Aby tę
sprawę ostatecznie rozwikłać, Bóg i Szatan postanawiają posłać
na Ziemię parę swoich najlepszych agentów. Przez siedem dni
Zofia - wysłanniczka Nieba, mająca siłę i moc anioła, oraz Lucas -
wysłannik Lucyfera, będą przebywać na Ziemi. Komu uda się
przeciągnąć ludzkość na swoją stronę? Zarządzanie nowym
światem przypadnie zwycięzcy. Agenci mają przed sobą zaledwie
siedem dni. Bóg i Lucyfer przewidzieli wszystko, oprócz
jednego...
-2-
Przypadek to forma, jaką przybiera Bóg, żeby
pozostać incognito
Jean Cocteau
Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.
I tak upłynął wieczór i poranek...
-3-
Dzień pierwszy.
Leżąc na łóżku, Lucas patrzył na gwałtownie mrugającą diodę
beepera. Zamknął książkę, odłożył na bok, zachwycony. Po raz
trzeci w ciągu czterdziestu ośmiu godzin przeczytał tę historię i
jak sięgał pamięcią, żadna lektura dotychczas nie sprawiła mu
takiej przyjemności.
Koniuszkiem palca pogłaskał okładkę książki. Ten Hilton chyba
zostanie jego ulubionym autorem. Znowu wziął książkę do ręki,
zadowolony, że jakiś gość zostawił ją w szufladce nocnego stolika
właśnie w tym hotelu, po czym celnym ruchem wrzucił ją do
otwartej walizki leżącej w drugim końcu pokoju. Zerknął na
zegar, przeciągnął się i wstał z łóżka. „Stań i idź”, powiedział
wesoło. Przed lustrem szafy podciągnął węzeł krawata, poprawił
marynarkę od czarnego garnituru, wziął ciemne okulary, które
leżały na stoliku obok telewizora, i wsunął je do górnej kieszonki.
Beeper przyczepiony w pośpiechu do paska spodni nie przestawał
wibrować.
Pchnął nogą drzwi jedynej w pokoju szafy i podszedł do okna.
Rozsunął nieruchomą szarawą zasłonę, aby spojrzeć na
wewnętrzne podwórko; nie było wiatru, który przewiałby
zanieczyszczone powietrze, wypełniające dolny Manhattan aż po
TriBeCa
1
. Zapowiadał się skwarny dzień, Lucas uwielbiał słońce,
a kto bardziej niż on świadom był szkodliwości jego promieni? Na
wyschniętych ziemiach pozwala na rozwijanie się wszelkich
zarodków i bakterii, w oddzielaniu słabych od silnych jest bardziej
bezlitosne niż sama kostucha. „I stało się światło!”, zanucił,
podnosząc słuchawkę. Poprosił recepcję, aby przygotowano mu
rachunek, bo jego pobyt w Nowym Jorku został skrócony, po
czym opuścił pokój.
1
Dzielnica na południu Manhattanu.
-4-
W końcu korytarza wyłączył alarm przy drzwiach
prowadzących na schody ewakuacyjne.
Gdy dotarł na podwórko, wyjął książkę, walizkę wrzucił do
dużego kontenera na śmieci i swobodnym krokiem wyszedł na
ulicę.
Na wąskiej uliczce SoHo, pokrytej nierównym brukiem, Lucas
łakomym wzrokiem wpatrywał się w balkonik z kutego żelaza,
który opierał się pokusie oberwania tylko dzięki łaskawości
dwóch zardzewiałych nitów. Lokatorka z trzeciego piętra,
młodziutka modelka o zbyt kształtnych piersiach, wyzywająco
płaskim brzuchu i mięsistych ustach, wyszła właśnie z mieszkania
i usiadła na leżaku, niczego się nie obawiając, i tak powinno być.
Za kilka minut (jeśli nie mylił go wzrok, a nie mylił go nigdy) nity
odpadną. Ślicznotka wyląduje trzy piętra niżej, jej ciało zostanie
zmiażdżone. Krew wyciekająca z ucha do szczelin w bruku
podkreśli wyraz strachu na jej twarzy. Ładna buzia
znieruchomieje z tym grymasem, aż rozłoży się w jodłowej
skrzynce, w której rodzina panienki ją zamknie, a potem wrzuci
pod kamienną płytę i uroni kilka niepotrzebnych łez. Drobne
zdarzenie, o którym dzielnicowa gazetka wspomni w czterech źle
napisanych linijkach, a które zakończy się procesem wytoczonym
administratorowi budynku. Osoba odpowiedzialna za stan
techniczny straci pracę w urzędzie miejskim (zawsze trzeba
znaleźć winnego), jej zwierzchnik ukręci łeb całej sprawie,
stwierdzając, że doszłoby do tragedii, gdyby pod balkonem
znajdowali się przechodnie - że niby Bóg czuwa na tej ziemi, a to
właśnie jest największym problemem Lucasa.
Dzień mógłby zacząć się doskonale, gdyby w głębi przytulnego
mieszkanka nie zadzwonił telefon komórkowy, który ta głupia gęś
zostawiła w łazience. Bezmyślna łepetyna wstała i poszła po
niego: stanowczo więcej rozumu jest w pierwszym lepszym
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin