Dehnel Jacek - Il sogno (Historia jednego wiersza).pdf

(81 KB) Pobierz
Jacek Dehnel
WIERSZ O TYTULE, KTÓREGO NIE MA. NA MARGINESIE VILANELLI
Autorski komentarz Jacka Dehnela w ramach cyklu „Historia jednego wiersza”, towarzyszący premierze
książki
Seria w ciemność,
wydanej w Biurze Literackim 8 lutego 2016 roku.
Il sogno
Te codzienne, conocne, te żmudne ćwiczenia,
te pasaże pod górkę „bycia-dwojgiem-ludzi”,
gdzie zmiana każdej nuty bardzo wiele zmienia;
to budzenie się rano ze ścierpłym ramieniem,
bo całą noc się spało tak, by cię nie zbudzić.
Te codzienne, conocne, te żmudne ćwiczenia:
gemmy francuskich kremów, pianek do golenia,
by mniej drapać policzki, by mniej je utrudzić
w pocałunkach – a taka zmiana wiele zmienia
w ulepszaniu techniki – jak szlifu kamienia,
bo każdy blask się w końcu może nieco znudzić.
Te codzienne, conocne, te żmudne ćwiczenia
w łagodzeniu – jak spory zręcznie pouziemiać,
w jak najmniejszej ilości ruchów je obrócić
na nice lub choć na nice (ton tak wiele zmienia,
dobór słów, ruchy ramion). Głaskać. Ukorzeniać
to, co jeszcze kiełkuje, dopiero się budzi
wśród dziennego, nocnego, żmudnego ćwiczenia.
I jeszcze ta świadomość, że coś się utlenia,
bezpowrotnie rozpada, nieustannie studzi.
Te codzienne, conocne, te żmudne ćwiczenia
by wszystko, odmienione, mogło się nie zmieniać.
Warszawa, 9 VI – 10 VII 2005
Czasem kończy się wiersz z przekonaniem – niekoniecznie zresztą słusznym – że jest udany. Kiedy
indziej, jak w przypadku
Il Sogno,
dopiero po latach okazuje się, że to tekst z tych istotniejszych.
Z początku była to warsztatowa wprawka, gdzieś na marginesie czytania vilanelli, zwłaszcza
One
Art
Elizabeth Bishop i villanelli Barańczakowych – wprawka w
poszerzaniu
czy też
osłabianiu
formy zwartej, wysoce repetytywnej, a przez to, w swoim układzie kanonicznym, z powtarzaniem
pełnych wersów, często nieco jałowej (takie rozplątywanie węzłów jest zresztą, wydaje mi się, dość
typowe dla poetów używających dziś form tradycyjnych, by wspomnieć choćby sonety z
Kolonii
Tomasza Różyckiego czy niektóre wiersze Maćka Woźniaka). Zacząłem tę wprawkę pisać,
odłożyłem, ale potem wpasowała mi się ładnie w pomysł na
Powiślańską szkołę fortepianową
Czernego. Pięć krótkich utworów,
cykl wierszy o codzienności, domowości związku.
Zaczęło się wcześniej, od osobnego wiersza
Sezon grzewczy,
który wyszedł osobno (bez tytułu)
w
Żywotach równoległych
(ale już w zbiorczych
Wierszach
został pominięty, bo przeniosłem go do
cyklu, który ukazał się w przygotowywanej wtedy do druku
Brzytwie okamgnienia).
Z czasem
jednak i związek, i nasza wspólna domowość w mieszkaniu na rogu Browarnej i Lipowej (z oknem
wychodzącym na „drzewo, z którego wiatr urywa liście / w takt smyczków, i te daszki / kryte
czarną papą, / kaplicę i śmietniki”, jak to zapisałem już po wprowadzeniu się tam, na rok przed
poznaniem Piotra) przyrastały, a wraz z nimi przyrastały i wiersze. Pamiętam jednak, że wcale nie
byłem pewien tych
pięciu
krótkich utworów i czy
Il Sogno
rzeczywiście się nadaje, czy może
poprzestać na
czterech.
Jednak siadłem do niego raz jeszcze, uładziłem, dokończyłem i wydałem.
I dobrze, bo z czasem okazało się, że dla wielu czytelników to jeden z najlepszych moich tekstów
poetyckich, działający zarazem w cyklu, jak i osobno.
Koncept wiersza opiera się, oczywiście, na znanym powiedzeniu o rewolucjach z
Lamparta
Tomasiego di Lampedusy, przeniesionym na pole bardziej osobiste niż ustrój państwa. Tytuł,
oznaczający tyle, co „sen” (sen powracający, ale i sen miłosny), wziąłem z pięknego, pełnego
repetycji koncertu fletowego Vivaldiego. Dopiero po latach zorientowałem się, że pamięć
podstawiła mi nogę: koncert tak naprawdę nazywa się
La Notte,
czyli „noc”.
Ale to dobrze, bo we śnie wszystko się miesza.
Źródło:
https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/wiersz-o-tytule-ktorego-nie-ma-na-marginesie-vilanelli/
Zgłoś jeśli naruszono regulamin