Le Moel Marie-Morgane Cala prawda o Francuzkach A5.doc

(2302 KB) Pobierz
Całą prawda o Francuzkach




Marie-Morgane Le Moël

Całą prawda o Francuzkach

 

Przełożyła: Edyta Świerczyńska

Projekt okładki: Paulina Podlasińska

Tytuł oryginału: The Truth About French Women

Wydanie oryginalne 2015

Wydanie polskie 2016

 

Francuzki otacza swoisty nimb tajemniczości. Od wieków uważa się, że kluczowymi pojęciami tworzącymi ich tożsamość są seksualność i zmysłowość. Czy jednak rzeczywiście tak jest? Czy powinnyśmy wierzyć stereotypom, zgodnie z którymi francuskie kobiety stanowią ucieleśnienie modelu elegancji? Czy faktycznie są one szykownymi, smukłymi intelektualistkami, nawet jeśli przez cały dzień jedzą croissanty au beurre? Czy wszystkie są seksualnie wyzwolone, noszą erotyczną bieliznę i bez najmniejszych skrupułów wchodzą żonatym mężczyznom do łóżek?

Jak pokazuje autorka książki, Marie-Morgane Le Moël, sprowadzenie Francuzek do kobiet ucieleśniających jedynie elegancję, erotykę oraz modę to głęboko krzywdzący stereotyp i ogromne nieporozumienie. Historii Francji nie stworzyli przecież tylko Ludwik XIV, Napoleon Bonaparte czy ci wszyscy grand hommes pochowani na paryskim Panteonie. Na jej kartach odbiły się także znane kobiece postaci, które z niezłomną odwagą walczyły o swoją wolność i prawo do równości.

Wystarczy wspomnieć chociażby o Joannie d’Arc - nastoletniej dziewczynie, która poprowadziła francuską armię do zwycięstwa, czy o Coco Chanel, która nie tylko zbudowała swoje modowe imperium i stworzyła słynną małą czarną, ale także uwolniła kobiety od niewygodnych gorsetów, ciężkiej bielizny czy masywnych i nieeleganckich kapeluszy.

Książka obfituje w niezwykle interesujące opowieści ilustrujące nie tylko specyfikę życia codziennego francuskich kobiet, ale także ich podejście do takich kwestii, jak miłość, sztuka czy polityka. Marie-Morgane Le Moël interesująco i z dużą dozą francuskiego szyku opisuje, jak Francuzki się ubierają, odżywiają i jaki styl życia kochają. Z poszczególnych rozdziałów, wzbogaconych o perspektywę historyczną, wyłania się obraz zarówno enigmatyczny, jak i poruszający - obraz, który po raz pierwszy ukazuje tak szerokie spektrum francuskiej kobiecości.

Odkryj, kim naprawdę są francuskie kobiety...

 

 

Spis treści:

Wstęp. Francuskie kobiety.              5

1. Żywot Marie, żywot Francuzki.              17

2. Francuzki i polityka.              31

3. Joanna d'Arc i królowe.              44

4. Kobiety i rewolucja.              62

5. Francuzki i społeczeństwo.              78

6. Manewry miłosne.              114

7. Ideał wolności, czyli jak kochają Francuzki.              159

8. Kochankowie.              196

9. Jedzenie, moda i tak zwany francuski szyk.              222

Zakończenie.              251

Podziękowania.              254

O autorce.              255


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Claire i Rogera Harmandów

 

- 2 -


Wstęp. Francuskie kobiety.




Oto, co można powiedzieć o Francuzach z całą pewnością: uwielbiamy krytykować i poświęcamy na to bardzo dużo czasu. Psioczymy na kraj, pogodę, strajkujący sektor publiczny, sektor prywatny, kierowców na drodze, czepiamy się własnych i niewłasnych dzieci, dziadków, pokolenia wyżu demograficznego, pokolenia igreków, komentujemy, że sąsiad nie segreguje śmieci i to, w jaki sposób ludzie palą papierosy oraz że ich nie palą. Przeszkadza nam, że w piekarni na rogu nie można już dostać tak chrupiącego pieczywa jak dawniej, w czasach, kiedy nawet nie było nas jeszcze na świecie.

Dla nas, narodu francuskiego, wszystko w kraju musi zostać poddane krytyce. Jest to także jedna z zasad systemu edukacji, przez którą liczne zastępy dzieciaków cierpiały i cierpią katusze, powoli zabijając w sobie pewność siebie. Kiedy uczeń dostaje w szkole ocenę, nauczyciel dostrzega i wytyka błędy, lecz nigdy nie komentuje tego, co jest zrobione dobrze. Bo przecież zawsze coś można poprawić i postarać się o jeszcze wyższą ocenę, prawda?

We Francji krytykanctwo jest najbardziej popularnym sportem, o wadze nawet większej niż piłka nożna. Ale o jednym każdy cudzoziemiec winien wiedzieć, jeśli zamierza spędzać czas w towarzystwie Francuza, a już koniecznie musi tę prawdę dobrze zrozumieć, kiedy zamierza wypłynąć na niebezpieczne wody i zawrzeć z obywatelem lub obywatelką Francji związek małżeński. A jeśli w przypływie szaleństwa planuje zamieszkać w kraju nad Loarą, czyli w miejscu, w którym aż roi się od Francuzów nieznoszących krytyki płynącej z ust cudzoziemców, musi zapamiętać rzecz najważniejszą: słowa krytyki uruchamiają u większości z nas dziwny proces fizjologiczny - rytm serca ulega lekkiemu przyspieszeniu, w uszach, rodem z Galii, rozbrzmiewają tony Marsylianki, a w duchu sięgamy po miecz, aby... zabić.

Jeśli Francuz w trakcie rozmowy zostanie narażony na zbyt wiele niepochlebnych opinii o jego kraju, bardzo szybko zapomina o swoich własnych powodach do narzekania i zamienia się w pełnej krwi nacjonalistę. Należy zaznaczyć, że przytaczane w tym momencie argumenty zaczynają nabierać brzydkiego i karykaturalnego kolorytu. Kiedy zostanie wspomniana Deklaracja praw człowieka i obywatela, osobnik pochodzenia francuskiego zacznie strzelać miszmaszem składającym się z nazwisk impresjonistów, Balzaka, a nawet wołowiny po burgundzku (boeuf bourguignon). Jeśli przeciwnik jest narodowości amerykańskiej, zawsze można uciąć rozmowę zgryźliwym pytaniem retorycznym: Czego się można spodziewać po narodzie, który stworzył McDonalda? - zapominając oczywiście, że poprzedniego dnia zabrał dzieci właśnie do Maca. Jeżeli adwersarzem jest Australijczyk, wzruszamy lekko ramionami i myślimy: Australijczycy są na świecie lubiani, trochę tak jak te łagodne misie koala, dlatego nie chcemy im za bardzo dopiec. W zabawny sposób komentujemy jedynie kryminalno-kolonialną przeszłość ich kontynentu. Jeśli ścieramy się z Brytyjczykiem, sprawy mogą szybko przybrać bardzo zły obrót, a w rozmowę łatwo wmieszać brytyjską królową oraz gilotynę.

W tych okolicznościach nietrudno zrozumieć, dlaczego każdy niepochlebny artykuł publikowany na łamach prasy światowej odbija się u nas w kraju szerokim echem. A jeśli jest nie tylko niepochlebny, ale na dodatek zawiera błędy merytoryczne, staje się tematem, który wędruje na pierwsze strony gazet i jest nawet przedmiotem ministerialnych komentarzy. W styczniu 2014 roku Newsweek opublikował online artykuł zatytułowany Upadek Francji. Nie pierwszy raz zdarzyło się, że anglojęzyczne czasopismo przewidywało niechybną degradację piątej co do wielkości potęgi ekonomicznej świata, która teraz miała stoczyć się na samo dno. Takie artykuły są zazwyczaj postrzegane jako kolejny dowód na to, że kraje anglojęzyczne nie rozumieją nas. Amerykańska autorka Janine di Giovanni wywołała we Francji ogromne poruszenie. Wszyscy w kraju komentowali jej artykuł. Być może celem autorki było wywołanie właśnie takiego wzburzenia. Nawet minister gospodarki Pierre Moscovici użył najbardziej barwnego francuskiego wyrażenia, aby podsumować jej wysiłki i stwierdził: C’est le pompon, czyli w wolnym tłumaczeniu, To jest szczyt głupoty.

Publikacja była naprawdę zaskakująca. Według informacji w niej zawartych pół butelki mleka miało u nas kosztować cztery dolary (wywołałoby to na ulicach zamieszki!), a ludzie płacą siedemdziesięcioprocentowe podatki (kto żyw i przy zdrowych zmysłach już dawno uciekłby z kraju!). Najbardziej zainteresowała mnie jednak część o francuskich kobietach oraz opinia, jaka się o nas wyłaniała z kart tego artykułu.

Di Giovanni utrzymywała, że dostajemy darmowe pieluchy i mamy darmowy dostęp do żłobków, a żeby się pozbyć ciążowego brzuszka - biegamy do fizjoterapeuty[1]. Powiedzcie to moim francuskim przyjaciółkom, które z własnych pieniędzy płacą za drogie pieluchy i za drogie żłobki, a na fizjoterapię chodzą, aby po porodzie wyleczyć pęcherz. - Jakby mi zależało w tej chwili na płaskim brzuchu! - skwitowała pod nosem moja przyjaciółka Gwenaëlle, która musiała się sporo nagimnastykować, żeby pogodzić macierzyństwo z wymagającą pracą dziennikarki.

Jednak artykuł nie był do końca zaskakujący. Francuskie kobiety od lat są przedstawiane niejednoznacznie. Mało tego, liczba książek, które o nas napisano, zaczyna stanowić rynek wydawniczy sam w sobie, a każdego roku ukazuje się jakaś kolejna publikacja przedstawiająca życie Francuzek.

Zdziwiłam się, kiedy na półce księgarni w Sydney zobaczyłam książkę Pameli Druckerman pod tytułem W Paryżu dzieci nie grymaszą. Dotąd przez myśl mi nie przeszło, że ktoś może interesować się sposobem wychowywania dzieci w obcym kraju, chyba że chodziłoby o jakąś magiczną sztuczkę, dzięki której małe potworki są bez udziału osób trzecich, na przykład rodziców, w cudowny sposób karmione i myte.

Francuzki według wielu bestsellerów reprezentują wszystko, co na świecie istnieje. Jesteśmy przedstawiane jako chude latawice intelektualistki, które uwielbiają foie gras, młodszych kochanków i idealne potomstwo. Dla przykładu przytoczmy artykuł Janine di Giovanni, który ukazał się w Guardianie w marcu 2009 roku. Autorka pisze: Urodzenie dziecka we Francji i doświadczenia z tym związane sprawiają, że szanuję Francuzki bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Francuska kobieta rodzi dziecko, podrzuca je do crèche, przeprowadza jakąś fuzję czy przejęcie, uwodzi męża za pomocą wyśmienitej blanquette de veau, no i mieści się w te same dżinsy, w których chodziła jako szesnastoletnia dziewczyna - a to wszystko już po kilku tygodniach od porodu.

To zdanie jest kwintesencją stereotypów, które o nas krążą. Prawda jest taka, że tak idealnej kobiety dotąd nie spotkałam. Moja przyjaciółka Gwen żali się od miesięcy: Nie daję już rady, jest mi ciężko chodzić do pracy, wracać do domu i od razu brać dziecko na ręce, usypiać je i jeszcze w tym samym czasie odbierać telefony od szefa w sprawach wymagających natychmiastowej reakcji.

Etykietowaniu podlegają kobiety na całym świecie. Ludziom się wydaje, że Brazylijki są mistrzyniami w kręceniu biodrami, a Japonki to wcielenie gracji. Włoszki wiedzą, jak przyrządzić najlepsze na świecie spaghetti, i mają skłonność do kąpieli w rzymskich fontannach oraz urządzania dzikich imprez u byłego premiera Silvia Berlusconiego. Niektórzy wierzą, że wszystkie Rosjanki są blondynkami, mają metr osiemdziesiąt wzrostu, znają cztery języki obce i nie mają oporów przed elegancką formą prostytucji, byle tylko móc sfinansować naukę w studium dla tłumaczy przy ONZ-ecie.

Stereotypy są powszechnym zjawiskiem, jednak książki na ten temat pisze niewiele autorek. Należy zaznaczyć, że Włoszki i Hiszpanki nie piszą o nas wcale. Być może widzą w nas po prostu normalne kobiety, które mówią jedynie innym językiem i hołdują innym obyczajom. Jednak jest w nas coś takiego, co zdaje się intrygować i przyciągać uwagę naszych anglojęzycznych koleżanek.

 

 

Trzeba podziękować autorkom, z ust których słyszymy peany na naszą cześć. Kiedy tak się dzieje, większość z nas milcząco przytakuje, ale w duchu ma nadzieję, że nikt się nie dowie, jak jest naprawdę. Czasem się zdarza, że trudno jest nam identyfikować się z obrazem, który na nasz temat odmalowano. Szczególnie jedna rzecz niepokoi, a niektórzy biorą to wciąż za pewnik, że plugawo się dzieje w państwie francuskim. Chodzi mi o ten niemoralny podtekst, przez który było jasne, że w Wielkiej Brytanii ogłoszenia o korepetycjach z języka francuskiego były przez całe lata zawoalowanym sposobem na reklamę seksu z prostytutką. Wielu ludzi ma takie skojarzenia i to bez ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin