Posag Klary A5.pdf

(2198 KB) Pobierz
Konrad Laguna
Posag Klary
Wydanie polskie 2002
Bohater powieści to dobiegający czterdziestki samotnik, który
zagubił się w życiu i nadużywa alkoholu. Pewnego dnia spotyka
tajemniczą blondynkę, która znika nim zdążył ją poznać.
W trakcie poszukiwań dziewczyny zostaje wplątany w kryminalną
intrygę...
-2-
1.
- Cześć - powiedziała dziewczyna.
Lekko zdyszana stała metr od stolika, przy którym samotnie
popijałem piwo. Bardzo dobrze mi robiło i powoli odzyskiwałem
wrodzoną radość życia.
- Cześć - odpowiedziałem odruchowo, a potem dopiero
spróbowałem się jej przyjrzeć.
Nie znałem jej, choć może uczciwiej byłoby powiedzieć, że jej
nie pamiętałem. Poprzedniego dnia, zanim urwał mi się film,
ściskałem - jak mi się wydaje - jakąś brunetkę. Albo może tylko
roiło mi się, że kogoś ściskam? I co mogło zdarzyć się później?
Ta była najwyraźniej blondynką. Niewiele więcej mogłem
dostrzec. Stała w ostrym czerwcowym słońcu, a ja wczoraj
zgubiłem okulary słoneczne. Gdy patrzyłem w jej kierunku,
musiałem mrużyć oczy i widziałem tylko wielki słomkowy
kapelusz, który zasłaniał połowę jej twarzy. Spod kapelusza
wymykały się niesforne bardzo jasne włosy. Oczy ukryła za
dwoma miodowymi szkłami. Ogromnymi. Każde wydawało mi
się prawie tak duże jak blat stolika, przy którym siedziałem.
- Jestem Klara - przedstawiła się i usiadła przy stoliku.
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
- Co cię tak rozbawiło? Mój ojciec, gdy się urodziłam, był w
teatrze na
Ślubach panieńskich,
wiesz, takiej komedii Fredry, i
zostałam nazwana na cześć jednej z bohaterek. Moja młodsza
siostra miała się nazywać Aniela, tak jak druga bohaterka, ale po
drodze zamieniła się w brata...
- Nigdy nie śmieję się z imion ani nazwisk - odparłem - zresztą
bardzo mi się podoba pani imię.
-3-
Teraz ona się uśmiechnęła. Tak mi się przynajmniej zdawało, bo
niewiele widziałem z tego, co się działo w strefie wielkiego cienia
pod kapeluszem.
- Mówmy sobie na ty.
- OK.
- Więc zdradź mi swoje imię, chłopczyku - zażądała.
- Czy ty też nosisz imię jakiegoś bohatera literackiego?
- Oczywiście. A imię jego czterdzieści i cztery - powiedziałem i
od razu się zawstydziłem. „To nie ma sensu - myślałem -
romantyczna literatura i ten piwny ogródek w centrum
współczesnej Warszawy, gdzie za chwilę ma się zacząć... No
właśnie, co ma się zacząć?”
- Więc jak masz na imię?
- Konrad.
Roześmiała się.
- Naprawdę? Na cześć Konrada Wallenroda?
- Nie - odpowiedziałem poważnie. - Raczej bohatera
Dziadów.
- Nigdy przez to nie przebrnęłam.
Nie miałem zamiaru przepytywać ją ze znajomości szkolnych
lektur. W ogóle nie miałem żadnych zamiarów. Znów nic mi się
nie chciało. Piwo, które wypiłem, przestało już działać i poczułem
ten sam ból istnienia, który towarzyszył mi od rana. Ale oto zjawił
się anioł przywracający nadzieję. Miła, korpulentna kelnerka bez
słowa postawiła przede mną pełną szklanicę chłodnego napoju.
Znała mnie dobrze, bo w ciągu ostatnich trzech tygodni niemal
każdy dzień zaczynałem od tego miejsca. Z wyjątkiem kilku,
kiedy padał deszcz. Wtedy chowałem się do ciemnej nory zwanej
pubem „Słonecznym” trzy domy dalej.
- A dla pani? - zapytał anioł z dużym biustem.
- To samo, tylko małe - zadysponowała Klara.
-4-
- Małe kosztuje tu prawie tyle co duże. Nie opłaca się -
podzieliłem się z dziewczyną doświadczeniem bywalca.
- Nie zamierzam się upić - powiedział głos spod kapelusza.
- Ja też nie. Chciałbym raczej wytrzeźwieć...
- Więc co tu robisz?
Nie chciało mi się również odpowiadać na głupie pytania. To
przecież widać: siedzę i trzeźwieję. Jeszcze dwa duże piwa i
poczuję się jak nowo narodzony. Potem pójdę coś zjeść i wreszcie
będę mógł się napić. Tak, porządny drink na pewno dobrze mi
zrobi. Rozmarzyłem się. Wypiłem kilka dużych łyków piwa i
znów stawałem się radosnym, miłym chłopcem przed
czterdziestką.
- Zastanawiam się, jakiego koloru masz oczy - powiedziałem
grzecznie, żeby podtrzymać zanikającą rozmowę.
Nie odpowiedziała. Wydało mi się, że odpłynęła myślami
gdzieś daleko.
„Nie to nie” - pomyślałem. Przecież to ona przysiadła się do
mojego stolika. Jeśli chce tu posiedzieć i wypić swoje małe piwo,
proszę bardzo. Nie chce rozmawiać, proszę bardzo.
Chce mieć swoje tajemnice, proszę bardzo. I tak już wiedziałem
o niej dużo. Gdy nachylała się nad stolikiem, widziałem w
wycięciu bluzki kształtne piersi. Nie za duże, nie za małe.
Właśnie takie lubiłem najbardziej. Musiała się opalać topless,
bo miały kolor miodu. Jakby dobrała je do okularów. „Oj, uważaj,
milutki - powiedział mi głos wewnętrzny - nie lubisz przecież
kobiet i pamiętasz dobrze, jakie to wredne istoty”.
„Nic mi nie grozi, staruszku” - odpowiedziałem i zacząłem
bezczelnie lustrować długie nogi dziewczyny. Jej sukienka mini, z
modnym rozcięciem z przodu, ułatwiała zadanie...
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin