Bocheński Jacek - Kaprysy starszego pana (2021).pdf

(1326 KB) Pobierz
JACEK
BOCHEŃSKI
KAPRYSY STARSZEGO PANA
Projekt okładki: Artur Wandzel
ISBN 978-83-8259-076-0 (mobi)
ISBN 978-83-8259-077-7 (epub)
ISBN 978-83-8259-078-4 (pdf)
Biblioteka Narodowa
al. Niepodległości 213
02-086 Warszawa
www.bn.org.pl
Sfinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
w ramach programu wieloletniego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Priorytet 4.
BŁĘKITNA WENTYLATORNIA
Słuchajcie, mam dobrą wiadomość.
Kto może, niech pojedzie w Warszawie do stacji metra Kabaty, niech
odnajdzie wentylatornię stojącą za hipermarketem przy drodze do Lasu
Kabackiego i obejrzy coś, co wywołało moją radość i nadzieję. Tuż obok
hipermarketu, między metrem, śmietnikami i niebem, wśród betonowego
gruzowiska, puszek po piwie, plastikowych reklamówek i potłuczonych bu-
telek, gdzie kilka tygodni wcześniej znalazłem bestialsko okaleczoną kotkę,
którą po zbrodni dzikiego człowieka można było tylko wieźć czym prędzej
do weterynarza, popatrzyły na mnie ze ścian wentylatorni twarze greckich
bogiń. Stanąłem jak wryty i trwałem przez kilka minut w olśnieniu. Zamiast
szpetoty, głupoty i okrucieństwa ukazał się na budynku błękitny fresk pe-
łen świeżości, podobny do bajecznej zjawy, wykonany z gustem, lekkością,
dowcipem i kulturą. Obskurna wentylatornia zamieniła się w obiekt piękny,
przy którym odetchnąłem, poweselałem, doznałem otuchy i zachęty.
Bóstwa, kiedyś pozostawione światu w testamencie przez aleksandryj-
skich rzeźbiarzy jako rodzaj kulturalnych łakoci i ostatni wyraz plastyczny
starożytnej Grecji, patrzyły na mnie wypukłymi oczami bez tęczówek,
z ukrytą wiedzą o historii sztuki i smutnych czynach barbarzyńców.
Zgodnie z prawdą historyczną zdawały się bóstwami upadłymi, strąco-
nymi z Olimpu między zabudowania miejskie, lecz pełnymi godności.
Pozwolono bóstwom zamieszkać pod arkadami wyobrażonymi na fresku,
a w prześwitach fruwać gołębiom i mewom. Jedno bóstwo leżało na za-
pleczu całego tego układu architektonicznego do góry greckim nosem.
Myślę, że schowało się tam przed bezlitosnym monitoringiem menadże-
rów hipermarketu, żeby przez chwilkę odpocząć. Na czubku jego pięknie
wyprofilowanego nosa przysiadł gołąb i też odpoczywał.
Wszystko to namalowali dwaj odważni artyści, studenci akademii, być
może sprawcy kulturalnego przewrotu, o którym nikt jeszcze nie wie i oni
BIBLIOTEKA NARODOWA
1
Kaprysy starszego pana
sami nie wiedzą. Jednak w przyszłości antropologowie sztuki zechcą może
wpisać ich nazwiska do ważnych ksiąg, oczywiście elektronicznych, lub
innych nie dających się przewidzieć. Chwilowo żadnej takiej księgi nie
ma, umieszczam więc pierwszą wiadomość o niezwykłych studentach-
malarzach w tym, co sam tu piszę. I niech mi ci dwaj służą za maskotkę,
jak para figurek zawieszonych u pasa.
Proszę jeszcze o coś. Niech za pozwolenie na zamianę wentylacyjnego
szaletu w cudo zostaną w przypisie do ważnej księgi, której chwilowo nie
ma, wymienieni gospodarze stacji metra, być może mecenasi studentów
akademii.
Jest oczywiście rzeczą bardzo prawdopodobną, że błękitna przyjem-
ność, jaką mi sprawili młodzi artyści, nie przetrwa długo, ponieważ znajdą
się dzicy ludzie, którzy pewnego dnia, zamiast torturować kotkę, zechcą
zniszczyć fresk. Muszę się z tym liczyć.
BIBLIOTEKA NARODOWA
2
PRYWATNOŚĆ
Będąc małolatem, zaznajomiłem się pobieżnie z językiem starogreckim.
Znajomość greki nie była wtedy egzotyczną specjalnością jak dziś. Jesz-
cze przed samą drugą wojną światową istniały w Polsce tak zwane licea
klasyczne, gdzie języka starogreckiego uczono obok łaciny. Ja poznałem
grekę dopiero podczas wojny, poza szkołą.
Nie mogę powiedzieć, żebym z możliwości dostępu do tekstów grec-
kich nie korzystał potem przygodnie, pisząc swoje książki. Owszem, ale
moje kontakty z greką, niesystematyczne, zaniedbywane całymi latami,
były czystym amatorstwem. Ot, tak sobie obijałem się czasem bez prak-
tycznego powodu między Hezjodem a Ksenofontem, Homerem a Nowym
Testamentem. Wiele z greki zapominałem i znów się uczyłem, i znów za-
pominałem, i znów sobie nie wiadomo po co przyswajałem.
No właśnie, po co? Czy to mi coś daje? Tak mógłby zapytać mój stary
wuj Florek, gdyby jeszcze żył, albo młoda uczennica, gdyby w ogóle pyta-
ła. Czy to coś daje?
Otóż daje. Nie umiem powiedzieć dokładnie co, lecz między innymi
coś, co sprawia, że człowiek spokojniej żyje.
Greka jest trudnym językiem. Po takim wtajemniczeniu filologicznym
łatwiej uczyć się następnych języków, ale nie z tego masz, uczennico, naj-
większy pożytek. Dzięki takiemu, a pewnie też dzięki innym podobnym
wtajemniczeniom, powiedzmy w matematykę czy w grę na flecie, masz
coś swojego i jednocześnie odróżniasz się od reszty ludzi. Masz coś swoje-
go, jakbyś miała dom, skarb albo poduszkę, do której zawsze możesz przy-
tulić głowę. Zarazem odróżniasz się jak modelka albo człowiek sukcesu,
jednak bez przymusowego wyścigu szczurów. Niknie tu granica między
wiecznie dyskusyjnymi zaletami „mieć” i „być”.
Nie wiem, czy objaśniam to wystarczająco. Do wyścigu szczurów wró-
cę, na razie jeszcze do greki.
BIBLIOTEKA NARODOWA
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin