Si quis sitit, veniat et bibat.
Jeśli ktoś odczuwa pragnienie, niech przyjdzie i pije. (J 7,37)
Kazanie 11 Mówi ο Męce naszego Pana i o pełnym miłości pragnieniu Boga. Opowiada też o ściganiu człowieka przez psy różnorakich pokus.
Ostatniego dnia wielkich świąt Pan nasz wołał wielkim donośnym głosem: Jeśli ktoś odczuwa pragnienie, niech przyjdzie do Mnie i pije. Czcigodna męka Pana, przed którą teraz stajemy, nie może nikogo pozostawić obojętnym, nie poruszyć głęboko ludzkich serc, nie napełnić ich współczuciem i wdzięcznością. Skoro Bóg, nasz przedwieczny Ojciec i Pan, znosił tak wielkie pohańbienie i różnorakie cierpienia, wszyscy którzy pragnęliby zostać Jego przyjaciółmi, również powinni chętnie znosić, cokolwiek ich spotyka, sprawiedliwie czy niesprawiedliwie. Słuszną jest też rzeczą, żeby się radowali z zaszczytu i szczęścia upodobnienia się do Niego i naśladowania Go na tej drodze, którą szedł On sam.
Ktokolwiek odczuwa pragnienie... Cóż znaczy to “pragnienie"? Słowo to ma takie oto znaczenie: Duch Święty, gdy przyjdzie do duszy, roznieca w niej węgiel miłości i ogień miłości, z którego w duszy wybucha pożar miłości. Żar tego ognia wyrzuca iskry, które rodzą pragnienie i miłosne pożądanie Boga. Człowiek doznaje wówczas tak wielkiej udręki i wstrętu do wszystkich że czasem nie wie, co się z nim dzieje. Pragnienie to przybiera trzy formy odpowiednio do trzech różnych ludzi. Pierwsza forma występuje u początkujących, druga u postępujących, trzecia zaś u tych zwiemy doskonałymi - jeśli doskonałość jest możliwa w tym życiu.
Święty król Dawid tak mówi w swoim Psałterzu jak jeleń pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże (Ps 41,2). Kiedy psy z całych sił ścigają przez góry i lasy, zagrzewa się on tak bardzo, że budzi się w nim wielkie pragnienie wody, większe niż u innych zwierząt. Jak jelenia ścigają psy, tak człowieka początkującego, takiego który dopiero co odwrócił się od świata, ścigają pokusy. W szczególny sposób ściga go siedem potężnych ogarów, silnych i zwinnych: jest to siedem grzechów głównych. Ścigają go one wielkimi i gwałtownymi pokusami, z większą natarczywością, niż kiedy był jeszcze na świecie. Wówczas nachodziły go one niespodziewanie, teraz zaś jest świadom ich naporu. Salomon tak mówi: Synu, kiedy zaczynasz służyć Bogu, umocnij swe serce przeciw pokusom (Syr 2,1). Im bardziej zawzięty i gwałtowny ten pościg, tym większe powinno być nasze pragnienie Boga, większa nasza za Nim tęsknota i pożądanie. Zdarza się niekiedy, że jeden z psów dopada jelenia i wpija się zębami w jego ciało. Jeśli jeleń nie może się oderwać od psa, ciągnie go za sobą aż do jakiegoś drzewa, i z taką siłą nim o nie uderza, że rozbija mu łeb i w ten sposób się od niego uwalnia.
Podobnie powinien postępować człowiek. Jeśli nie może pokonać swych psów, tj. pokus, powinien jak najszybciej pobiec do drzewa Krzyża i Męki Pana naszego, Jezusa Chrystusa, i tu rozbić łeb swemu psu, czyli pokusie. Innymi słowy - pokonuje on tutaj wszystkie pokusy i całkowicie się od nich uwalnia.
Kiedy jednak jeleń pozbędzie się wielkich psów, nadbiegają małe, lecą pod nim i od czasu do czasu szarpią mu skórę. Jeleń nie broni się dostatecznie przed nimi, a przecież ich liczne ukąszenia muszą go w końcu osłabić. Tak samo dzieje się z człowiekiem. Kiedy uporał się z ciężkimi grzechami i nad nimi zapanował, przylatują małe pieski, których się nie strzeże, np. towarzysze zabaw, klejnoty, towarzystwo, rozrywki i komplementy, i wyszarpują z niego jeden kawałeczek po drugim, to znaczy rozpraszają jego myśli i serce, tak że z konieczności staje się on coraz słabszy w całym swoim życiu wewnętrznym, w łasce i pobożności. Zanika w nim pobożna żarliwość szukanie Boga i święta nabożność. Wyrządza mu to o większe szkody niż wielkie pokusy. Przed tymi bowiem ma się na baczności, gdyż uważa je za złe, na małe natomiast wcale nie zważa. W ogóle wszystkie te rzeczy, które nie wydają się nam groźniejsze szkodliwe, aniżeli te których niebezpieczny charakt widzimy. Tak też jest z wszystkimi sprawami, na które nie chcemy zwracać uwagi, np. z towarzyszami gier, strojami czy klejnotami.
A jak jeleń po każdym pościgu jest bardziej zgrzany, zaś pragnienie jego wzmaga się i rośnie, tak też powinno być naprawdę i z człowiekiem: po każdej pokusie powinien czuć w sobie większy żar i prawdziwe pragnienie Boga, w którym znalazłby tylko prawdę, pokój, sprawiedliwość i pociechę.
Kiedy jeleń jest już zbyt spragniony i wyczerpany, myśliwi, pewni, że znajduje się on już w zagrodzonym rewirze, powstrzymują niekiedy psy i karmią je. Przez krótką chwilę pozwalają jeleniowi ostygnąć, ażeby odpocząwszy trochę, tym łatwiej mógł wytrzymać następną nagonkę. Tak samo postępuje Pan: gdy tylko zauważy, że pokusy i pościg stają się zbyt liczne i uciążliwe, powstrzymuje je na pewien czas i wlewa człowiekowi do ust jego serca kroplę słodyczy, dającą mu posmak rzeczy Bożych. Wzmacnia to go tak bardzo, że przestaje go pociągać wszystko, co nie jest Bogiem, i wydaje mu się, że odniósł już zwycięstwo nad całą swoją nędzą. Ale jest to tylko umocnienie na następny pościg, w chwili bowiem kiedy się najmniej tego spodziewa, psy chwytaja go za gardło i oblegają go jeszcze bardziej niż przedtem; teraz jest on jednak umocniony i stać go na więcej niż dotychczas.
Bóg, dopuszczając takie ściganie człowieka, kieruje się jednak niezwykłą troskliwością i wielką miłością; jeleń (to znaczy człowiek) w ten sposób ścigany, biegnie do Boga, jak należy, i narasta w nim pragnienie Tego, w którym prawdziwie jest wszelki pokój, wszelka prawda i wszelka pociecha. Bóg postępuje w ten sposób, po to by napój gaszący jego pragnienie był jeszcze słodszy, milszy i rozkoszniejszy, tutaj, w czasie, i potem, w wieczności. Tam człowiek będzie pił pełnymi ustami z najsłodszej krynicy, z ojcowskiego serca Boga, skąd on sam bierze początek. Tutaj picie to daje mu tak wielką pociechę, że wszystkie rzeczy stają się małe w jego oczach i ze względu na Boga gotów jest ponosić wszelkie trudy.
Kiedy jeleń uwolni się w ten sposób od wszystkich psów i dotrze do wody, nachyla się i zanurza cały pysk w wodzie, pije wielkimi haustami, ile tylko może. Podobnie postępuje i człowiek, gdy tylko z pomocą naszego Pana, uwolni się od sfory wielkich i małych psów i spragniony przyjdzie do Boga. Co ma on wówczas uczynić? Niech pije pełnymi ustami i zaczerpnie tyle Boskiego napoju, że aż będzie nim całkowicie upojony i tak pełen Boga, że w nadmiarze rozkoszy zapomni o sobie. Wyda mu się wtedy, że potrafi czynić nawet cuda, że mógłby bez szkody dla siebie i w radosnym uniesieniu przechodzić przez ogień, wodę, stąpać po tysiącach mieczy, a nawet wystawić się na ostrze miecza. Nie lęka się on życia ni śmierci; za jedno ma przyjemność i cierpienie. Płynie to stąd, że tacy ludzie są upojeni; stan taki nazywamy szałem radości (Iubilatio - zob. wstęp, s. 34). W stanie tym ludzie krzyczą, to znowu śmieją się albo śpiewają.
Ale oto pojawiają się ludzie rozsądni, którzy nie mają pojęcia o tym, jakich cudów i dzieł dokonuje w swoich (wybranych) Duch Swięty, gdyż wiedzą i rozumieją jedynie, to co im daje natura. Mówią: Na Boga! coście tacy podnieceni i gwałtowni? Nie wiedzą bowiem, że sprawcą tego ich upojenia jest Bóg. Potem napełnia ich pokój tak niewymowny, że wszystko jest dla nich źródłem radości i rozkoszy. Cokolwiek by ich spotkało, cokolwiek by. im uczyniono, nie opuszcza ich prawdziwy pokój i prawdziwa radość, gdyż rozniecony w nich pożar miłości rozpala się, bucha płomieniami i wypija całą wodę, która w nich jest; od wewnętrznego ognia w sercu ich przelewa się radość i rozkosz.
Są wreszcie tacy, którzy umierają, gdyż serce ich pęka, nie mogąc znieść wielkich dzieł Bożych, tak wielkie są one w nich i potężne. Wiedzcie, że niejeden człowiek zmarł z tego powodu, tak bardzo się bowiem oddał temu cudownemu dziełu, że jego natura nie mogła tego znieść i uległa.
Kiedy Pan widzi, że ludzie w ten sposób przebierają miarę i całkowicie się (w tych przeżyciach) zatapiają, postępuje jak dobry dzielny gospodarz, który ma w piwnicy dużo wyśmienitego szlachetnego wina. Kiedy się kładzie i zasypia, dzieci jego schodzą do piwnicy i piją tyle tego szlachetnego trunku, że się upijają. Wówczas ten dobry człowiek, gdy tylko wstanie i to zobaczy, zaraz sporządza solidną rózgę i sprawia im takie lanie, że jak przedtem były wesołe, tak teraz stają się smutne. Następnie daje im pić tyle wody, że jak przedtem były pijane, tak teraz stają się trzeźwe. Tak samo postępuje Pan. Zachowuje się tak jak gdyby spał, i pozwala swoim przyjaciołom czerpać ze swoich dóbr i używać ich tyle, ile tylko zapragną. Gdy jednak spostrzeże, że dobra te już im nie służą i że oni nadużywają, odbiera im radości, pociechy i mocne wino i sprawia, że stają się oni tak smutni, jak przedtem byli weseli, i tak trzeźwi, jak przedtem byli pijani - do tego stopnia, że pociechy te i radości powoli stają się im obce.
I cóż im przyjdzie z tego, że się tak upili? Odczuwali wielkie pragnienie i dano im pić, ile tylko chcieli. Tym sposobem Pan pociągnął ich i wyrwał z bolesnej niewoli nędznych stworzeń. Teraz jednak, kiedy stracili miarę. chce ich przywieść do siebie przez powściągliwość. Stają się oni na powrót bardziej umiarkowani i opanowani, widzą teraz, kim są i co mogą, ponieważ przyszli do siebie. Ci których przedtem nikt nie był w stanie powstrzymać, którzy wszystkiego chcieli obficiej, niż ktokolwiek mógł im ofiarować, bardziej chcieli cierpieć i więcej działać - teraz zupełnie przycichli. Dopóki są zdani na własne siły, z wielkim trudem przychodzi im nawet najdrobniejszy (dobry) uczynek, ledwie też znoszą najmniejsze (niemiłe) słówko. Teraz dopiero, kiedy zdani są na własne środki i własne siły, widzą, jacy są i co mogą, a przez to stają się skromni, cisi i ufni (wobec Boga).
Wszystko to, owe radości, gwałtowne uniesienia i działanie miały siedlisko we władzach niższych, Bóg zaś żadną miarą nie chce w nich mieszkać, nie jest to Jego mieszkanie, zbyt mało tu dla Niego miejsca, zbyt ciasno, nie może się On tu poruszać, nie może dokonać swego dzieła. Chce On i musi mieszkać we władzach wyższych i w nich działać, w Boski, sobie właściwy sposób. Tam tylko jest Jego mieszkanie, tam znajduje On swój obraz i podobieństwo, tam Bóg działa i tam mieszka. A kto naprawdę chce Boga znaleźć, tam musi Go szukać i nigdzie indziej.
Kto tam dociera, znajduje to, czego przedtem poszukiwał, gdy kluczył krętymi i okrężnymi drogami. Duch zostaje wówczas porwany ponad wszelkie władze, na bezludne pustkowie, o którym mówić nikt nie potrafi, w tajemne ciemności dobra, wolnego od wszelkich określeń.
Tam duch zostaje wprowadzony w jedność Jedności, prostej, wolnej od wszelkich określeń, i to tak głęboko, że traci zdolność rozróżniania czegokolwiek, nawet przedmiotów i własnych wrażeń. W Jedności bowiem zatraca się wszelka wielość, Jedność zespala wszelką wielość. Ludzie ci, gdy tylko przyjdą do siebie, rozróżniają wszystkie rzeczy, z większą radością i doskonalej niż ktokolwiek inny; rozróżnianie to zrodziło się w prostej Jedności. Mogą oni rozróżniać jasno i zgodnie z prawdą wszystkie artykuły czystej wiary, np. w jaki sposób Ojciec, Syn i Duch Święty są jednym Bogiem, i tak samo wszystkie inne prawdy wiary. Nikt lepiej nie pojmuje prawdziwej odrębności, niż ci którzy dochodzą do Jedności. To Ją się nazywa niewyrażalną ciemnością i rzeczywiście nią jest, choć przecież jest prawdziwym światłem; nazywana jest niepojętym, dzikim pustkowiem, na którym nikt nie potrafi znaleźć drogi ani czegokolwiek określonego, gdyż wznosi się ona ponad wszelkie określenia.
Ciemność tę tak należy rozumieć: jest ona światłością, do której dotrzeć nie może i której pojąć nie jest w stanie żaden umysł stworzony. A jest ona „dzika”, dlatego że nie ma do niej żadnego (naturalnego) dostępu. Duch, który się w niej znajdzie, zostaje wyniesiony ponad siebie samego i ponad swoją zdolność tworzenia pojęć i rozumowania. Tam pije on wodę źródlaną u jej własnego zdroju, ze źródła prawdziwego i istotowego. Ach, jakże ona jest tam słodka, chłodna i przejrzysta! Przecież każda woda źródlana jest przejrzysta, chłodna i najsłodsza przy samym źródle i dopiero gdy dalej płynie, staje się ciepła i kwaśna. O, jakiż słodki i rozkoszny napój otrzymuje tu W darze dusza ze źródła! Zanurza się ona w nim wraz ze wszystkim, czym jest i co może. Piłaby chętnie pełnymi ustami, tutaj jednak nie może tego dostąpić. Zanurza się więc i pogrąża w tę otchłań (Boga), tak jak wsącza się w ziemię rozlana po niej woda.
Gdyby człowiek, zaraz po osiągnięciu tego wysokiego stopnia, chciał pozostawić swoje niższe władze w leniwej bezczynności i uśpieniu, poprzednie jego wysiłki okazałyby się bezowocne. Niższe władze należy traktować zgodnie z ich naturą, w przeciwnym bowiem razie Duch Święty opuści całkowicie takiego człowieka, pojawi się natomiast duchowa pycha, nieuporządkowana wolność i upodobanie we własnym rozumie. Z takiego człowieka nic nie będzie.
Nie uczyni on najmniejszego postępu. Należy się raczej ugiąć w głębokiej pokorze przed wolą Bożą. Bóg wymaga wtedy od człowieka większego niż kiedykolwiek oderwania od wszystkich rzeczy zewnętrznych, i to w sposób szlachetniejszy niż przedtem. Wymaga też wiele czystości, prostoty, prawdziwej wolności i jedności i milczenia wewnętrznego i zewnętrznego, głębokiej pokory i wszystkich cnót, które mają siedlisko we władzach niższych. W ten właśnie sposób człowiek staje się bliski Boga staje się człowiekiem Bożym.
Widzicie teraz, co i jak się tu dokonuje? Zauważyliście, jak cudownymi drogami prowadzi Bóg duszę i jak się tutaj ukazuje Jego na nią oddziaływanie? Jak dusza, która najpierw otrzymała w swych władzach dobro Boże, straciła je, jak nie mogła zatrzymać go na stałe, lecz poddawała się zniechęceniu, traciła stan równowagi, spychana z właściwej drogi?... Ale to Bóg prowadził ją aż dotąd, to On wyniósł ją ponad nią samą i ponad wszystkie jej władze i pociągnął ku sobie. On sam się jej oddaje, inaczej niż przedtem. Zaczyna w niej teraz panować rozkoszna harmonia. O tym właśnie mówi Oblubienica z Pieśni nad pieśniami: Introduxit me rex in cellarium - Pan mnie prowadził i zawiódł mnie do domu wina, i tam uczynił ład w swej umiłowanej (Pnp 2,4).
O tak, zaprowadził on w tej duszy ład doskonały, nią pokierował, wwiódł ją cudownymi, niezwykłymi drogami aż w otchłań głęboką, w siebie samego. To co tam ona znajduje, przewyższa wszelkie zmysły. Rozum tam dotrzeć nie zdoła. Nikt nie potrafi tego pojąć, nikt - zrozumieć. Bo jest to prawdziwy przedsmak życia wiecznego.
Patrzcie, jak wspaniała dobroć Boga może igrać ze swymi wybrańcami. Bóg gorąco pragnie, aby mógł nas przywieść do siebie i znaleźć w nas tęsknotę za tą łaską. Dlatego woła wielkim i donośnym głosem: Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie i pije. Pragnął On znaleźć w nas takie pragnienie, które by nas (do Niego) przyciągnęło, gdyż chciał nas napoić tak obficie żeby z ciał tych, którzy zakosztowali tego napoju, popłynęły strumienie wody żywej, tryskającej ku życiu wierze mu (J 4,14).
Co znaczą słowa ,,z ciała"? Podobnie jak ciało spożywa pokarm ziemski, który następnie przyjmuje żołądek i rozdziela pomiędzy wszystkie członki ciała, tak że ono całe się nim posila,tak samo duch otrzymuje w tym napoju szlachetny Boski pokarm, który następnie żarliwa, szlachetna Boska miłość rozdziela między wszystkie członki w całym życiu i jestestwie człowieka, tak że we wszystkich jego uczynkach zostaje zaprowadzony lepszy porządek, najlepszy, jaki jest możliwy, to zaś przyczynia się do udoskonalenia wszystkich ludzi. Ta prawdziwa harmonia wewnętrzna zaprowadza ład również w człowieku zewnętrznym. Rozwija się on wspaniale, staje się wielki, nabiera mocy do spełniania tego wszystkiego, do czego wzywa go Bóg, i rośnie na życie wieczne.
Niech nam Bóg dopomoże, żeby nas wszystkich to spotkało. Amen
greorius