Tadeusz Bednarczyk - Życie codzienne warszawskiego getta.pdf

(1230 KB) Pobierz
Tadeusz Bednarczyk
Życie codzienne Warszawskiego Getta
Wydawca:
Goldpol sp. z o.o.
04-782 Warszawa
ul. Brzoskwiniowa 13
Wstęp
W krajach zachodnich ukazują się liczne opracowania "historyczne",
względnie wspomnienia, które dotyczą losu Żydów w okresie II wojny
światowej. Z uwagi na to, że większość Żydów europejskich zamieszkiwała na
ziemiach polskich, przeto w opracowaniach tych dużo miejsca poświęca się
stosunkom polsko-żydowskim w czasie minionej wojny. Niestety, w
przeważającej liczbie publikacji, prawda historyczna tamtych czasów
przedstawiana jest z reguły fałszywie i w sposób ubliżający prawdziwej
humanitarnej postawie i honorowi narodu polskiego.
Największa ilość tych dziwnie jednostronnych i oszczerczych publikacji
wychodzi w RFN, USA i Izraelu. Fakt wysunięcia się na czoło - w tego rodzaju
wystąpieniach antypolskich - owych trzech ośrodków, tłumaczyć można przede
wszystkim: a) chęcią zdjęcia z NRF-owskich spadkobierców hitleryzmu opinii
ludobójców, drogą przerzucenia choćby jej części na Polaków; b) niechętnym
stosunkiem krajów zachodnich do Polski, której usiłuje się podrzucić
antysemityzm i wspólnictwo duchowe w ludobójstwach hitlerowskich; c)
psychopatycznym urazem powstałym u Żydów po przebytych cierpieniach oraz
ich żalem do ziemi polskiej i jej mieszkańców za przebycie tych cierpień właśnie
na tej ziemi (chociażby były one zadane rękami niemieckimi); d) dezinformacją
spowodowaną brakiem źródłowych, obiektywnych, naukowych, w tym i
polskich, opracowań historycznych.
Starania RFN o wymazanie z pamięci krajów Zachodu tej niechlubnej
ludobójczej przeszłości, są zrozumiałe z punktu widzenia interesów niemieckich.
Odbywa się to zazwyczaj drogą oszukańczej propagandy. Zachód nie widział i
nie znał prawdy o niemieckich katowniach i o krematoriach Oświęcimia,
Treblinki, Bełżca, Sobiboru, Majdanka i wielu innych, a jeśli nawet znał, to w
nią nie wierzył. Zachód w solidarności do tzw. zachodniej kultury, woli widzieć
i słyszeć o niemieckich Bachach, Beethovenach, Haydnach czy Schillerach i
Goethach, niż o von dem Bachach, Eichmannach, Himmlerach, Hoessach itp.
Wymazywanie z pamięci odbywa się też drogą przekupywania opinii publicznej
przez opłacanie milczenia osób poszkodowanych. I to zarówno pojedynczych
(np. Niemcy z RFN usiłowali kupić w USA milczenie polskich "króliczek" z
Ravensbruck), jak i całych społeczeństw (np. Izrael otrzymał dotychczas od
NRF jako "odszkodowanie" za krew i zrabowane mienie żydowskie kilkadziesiąt
mld dolarów, oraz pożyczki długoterminowe i darowizny w wysokości również
kilkunastu mld dolarów, przy tym obywatele Izraela dostali odszkodowania
indywidualne). Korzyści z tego tytułu płynące dla RFN widzieliśmy np. na
procesie Eichmanna, widzimy w akcji wybielania Niemców i zbliżenia
politycznego. Do szczytowych oszukańczych stwierdzeń propagandowych i
służalczości wobec RFN zaliczyć należy działalność filozofa i piewcy
chasydyzmu Martina Bubera, który w swojej książce pt. "Der Jude und sein
Judentum" wydanej w Kolonii w 1963 r. m.in. napisał: "Elementarną nienawiść
do Żydów, ten wybuch z głębi jaźni - widziałem w Polsce, lecz nigdy w
Niemczech". Widzimy, kto prowadzi i komu jest potrzebna polityka nienawiści i
napięcia między narodami. Ważne, że za takie oświadczenia Niemcy dobrze
płacą,a i dla filozofa pecunia non olet, co jest tradycją żydowską.
Swobodne i szerokie oddziaływanie wrogiej nam propagandy i bezkarne
szerzenie dezinformacji, spowodowane jest dotychczasowym brakiem należytej
odprawy, jaka winna być dana paszkwilantom, ze strony wydawnictw polskich
czy instytutów historycznych. Choćby np. Żydowskiego Instytutu Historycznego
w Warszawie, który ma dość bogate materiały historyczne. (Szkoda tylko, że
większość z nich jest w języku jidysz, utrudniającym szersze ich badanie i
odpowiednie wykorzystanie). Żydowski Instytut Historyczny specjalizuje się
monopolistycznie w sprawach martyrologii Żydów w Polsce, co jest cennym
wkładem do ukazania prawdy o hitlerowskim ludobójstwie, ale zarazem
powinno być rozszerzone o ukazanie polskiej pomocy dla Żydów. Publikuje
jednak za mało i publikacje te w dodatku nie uwzględniają wszystkich
posiadanych materiałów. Widać to bardzo dokładnie na praktyce "bronzowienia"
milszej, choć istniejącej tylko pół roku ŻOB, a przemilczanie trzy i pół letniej
samotnej ideowej działalności ŻZW.
Widać to jeszcze dokładniej na boleśniejszym znacznie przykładzie
pozostawienia, a nawet rozszerzenia w nowszych historycznych opracowaniach
naukowych jego pracowników wszelkich uogólnionych akcentów
szmalcownictwa, poniżających niesłusznie dobre imię ogółu Polaków i
godzących w ich honor, a zarazem zmniejszenie akcentów dotyczących licznych
przypadków zdrady wewnętrznej Żydów (np. u B. Marka wykreślono już w
następnych wydaniach sylwetki kolaborantów, jak: dyr. Weinberga,
Głowińskiego czy Hirszla z szopu Fritza Schultza, czy mistrza bokserskiego i
policjanta żydowskiego "Szapsio" - Rotholca, i in.). Czy dla dobra obiektywnej
prawdy historycznej potrzebne są te zmiany proporcji, które tylko w następstwie
dają dogodną podkładkę "naukową" dla wrogich nam sił na Zachodzie i
rozzuchwalają ich propagandę? Czy tak powinna postępować uczciwa placówka
o aspiracjach naukowych, do tego kompromitująco afiliowana z Polską
Akademią Nauk? ÂŹle to świadczy i o PAN. Klasycznym przykładem takiej gry
mogą być okrzyczane książki Urisa Exodus i Miła 18, który bawił w Polsce, i
jak twierdzi, tu zdobył "źródłowe" materiały do swych książek (np. polscy
żołnierze rozstrzeliwujący Żydów w getcie!!!). Oczywiście informatorem
instruującym go był dyr. ŻIH B. Mark, gdyż wszyscy zagraniczni goście
obowiązkowo przechodzili przez jego ręce. Toteż te kalumnie w wydaniach
Urisa obiegły świat w pół miliona egzemplarzach i 2 filmach. Podobnie było ze
Steinerem, autorem Treblinki, który zbierał materiały u B. Marka w 1959 r.
Wina B. Marka i ŻIH jest oczywista. A wszystko to zawdzięczamy Żydom-
stalinowcom z ZSRR, wychowanym we wrogości do Polski przez A. Lampego,
z kierownictwa ZPP- Żydów. Do tych stalinowców należał i Bernard Mark,
wróg Polaków. Przed wojną był on korektorem w brukowej "2 Groszówce",
choć chciał uchodzić za redaktora. W ZSRR napisał i wydał w 1944 r. broszurę
o powstaniu żydowskim w getcie, ale na tej podstawie został już powołany na
stanowisko profesora w ŻIH, mimo braku wyższych studiów. On to
wyspecjalizował się w opluwaniu Polaków za "szmalcownictwo", ale złośliwie
ukrywał, że szmalcownikami, obok mętów społecznych polskich, byli
przedstawiciel mniejszości narodowych, w tym dużo Żydów (mieli oni
gestapowską tysięczną " Żagiew", swoją policję kolaborancką wraz z Zarządem
Gminy, czy 70-osobową specjalistyczną komórkę żydowską w centrali gestapo,
kierowaną przez Żyda Heninga). Mark kalumniatorsko i bezpodstawnie oskarżał
Polaków o mordowanie Żydów, jak np. miał to zrobić jakiś żołnierz podległy
"Bystremu" - Iwańskiemu, czemu on mi zaprzeczył na piśmie. Czy
zamordowanie rzekome 30 Żydów w czasie Powstania Warszawskiego. Plotkę
podchwycili Żydzi stugębnie, by opluwać AK, która niosła im pomoc i była
dumą narodu polskiego. Toteż na Zachodzie roi się od pomówień, że AK
mordowała Żydów. I to wszystko zawdzięczamy Markowi i jego
wychowankom. Jaką był marnotą naukową świadczy fakt, że kolejne mutacje
swoich prac o getcie w Warszawie dopasowywał do aktualnych potrzeb
politycznych, co mu wytknąłem na zebraniu historyków w PTH. Był on
niewiarygodny i niepoważny, choć napuszony i zarozumiały jako z-ca członka
KC PPR. Obok szmalcownictwa szermował stale antysemityzmem i płynącym
stąd brakiem polskiej dla nich pomocy.
A równocześnie ukrywał fakty pomocy, umniejszał ją.
Równolegle preparowanymi dla zagranicy fałszywymi antypolskimi danymi
przyczyniał się do szerzenia w kraju i za granicą antypolonizmu. On też mówił o
tolerancji, porozumieniu, ale praktykował to jednostronnie, tj. jak antysemityzm
Zgłoś jeśli naruszono regulamin