Korsarze wyruszają na morza o oceany.pdf

(9940 KB) Pobierz
JERZY PERTEK
KORSARZE
WYRUSZAJĄ
NA MORZA
I OCEANY
n
l U I WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE• POZNAN 1982
PROLOG
W schyłku minionego stulecia, kiedy
maszyna parowa zaczęła na morzu zastępować trady­
cyjny dotąd napęd żaglowy, ustalił się zwyczaj, iż okrę­
ty i statki parowe, mające większą swobodę manewru
i niezależne od warunków atmosferycznych, w tym wy­
padku od wiatru, ustępowały drogi jednostkom żaglo­
wym. Zwyczaj ten obrósł w tradycję do tego stopnia,
że gdy podczas bitwy koło Wysp Falklandzkich, w dniu
8 grudnia 1914 roku, pomiędzy obu walczącymi eska­
drami ni stąd, ni zowąd pojawił się idący szybko z wia­
trem trójmasztowy żaglowiec, brytyjski admirał nakazał
swym krążownikom liniowym zboczyć z drogi, mimo że
umożliwił w ten sposób nieprzyjacielskim okrętom od­
dalenie się, wprawdzie na krótko, z pola bitwy i wyjście
poza zasięg ognia artyleryjskiego.
Później, gdy liczba żaglowców zmalała do minimum,
okazje do stosowania wspomnianego zwyczaju zaczęły
się zdarzać coraz rzadziej. Stosowano go natomiast czę­
sto przy napotykaniu statków rybackich, które dość
długo jeszcze korzystały z pomocniczego napędu żagli,
ale zasada ta była podyktowana raczej ostrożnością, aby
przy zbyt bliskim przejściu koło rybackiego stateczku
uniknąć zahaczenia o włok holowany przez rybacki tra­
wler czy kuter, bo zaplątanie się sieci w śrubę mijają­
cego okrętu mogłoby mieć dla niego tragiczne następst­
wa.
5
Prawdopodobnie te względy, okazywane przez duże
jednostki małym statkom rybackim, sprawiły, że kiedy
podczas ćwiczeń artyleryjskich przeprowadzanych przez
brytyjską Home Fleet na Morzu Północnym wiosną
1939 roku na kursie ćwiczących okrętów pojawił się
statek rybacki, brytyjski admirał wydał rozkaz natych­
miastowego przerwania ognia i przepuszczenia małego
niemieckiego okrętu ochrony rybołówstwa, łatwego do
rozpoznania dzięki powiewającemu na topie jego przed­
niego masztu trójkątnemu proporczykowi o żółto-nie­
bieskich barwach.
Dla lepszej orientacji zdefiniujmy w kilku słowach
pojęcie okrętu ochrony rybołówstwa. Była to zazwyczaj
kanonierka lub inny mały okręt wojenny, częstokroć po­
ławiacz min, jak nazywano dawniej trałowce, uzbrojo­
ny w jedno łhb dwa działa małego kalibru i broń ma­
szynową. Okręt taki, chociaż przynależny do mary­
narki wojennej, pełnił służbę natury — jeśli tak można
powiedzieć — policyjnej i był używany do ochrony rybo­
łówstwa na własnych wodach terytorialnych oraz na
akwenach międzynarodowych. W pierwszym przypadku
chodziło o zapewnienie suwerenności własnych wód
i kontrolę obcych statków rybackich, które się tam nie­
prawnie znalazły, w drugim zaś — o współdziałanie
z własną flotą rybacką i zapewnienie jej pomocy lub o-
chrony z dala od własnych baz. Okręty ochrony ry ­
bołówstwa wchodziły w skład wielu flot; niemiecka
Reichsmarine, a potem Kriegsmarine posiadała dwie
takie bliźniacze jednostki o nazwach „Elbę” i „Weser”^
Były one wybudowane w 1931 roku, miały wyporność
600 ton, ich uzbrojenie składało się z 1 działa 88 mm
i 1 karabinu maszynowego, rozwijały zaś szybkość 15
węzłów. Zasięg pływania tych okrętów wynosił 7000
mil morskich przy szybkości ekonomicznej 11 węzłów.
Załoga każdego z nich składała się z 53 ludzi, w tym
4 oficerów.
6
Jeden z tych niemieckich okrętów ochrony rybołów­
stwa przeszedł, jak mówiliśmy, przez środek ćwiczą­
cego na Morzu Północnym zespołu Floty Ojczystej, kur­
tuazyjnie przepuszczony przez dowodzącego manewrami
admirała. Gdyby ten jednak wiedział, jaki był tym ra­
zem główny ceł rejsu od wielu już lat dobrze Anglikom
znanego okrętu ochrony rybołówstwa!
Okręt ten, którym podobno był ,,Weser” *, opuścił
Wilhelmshaven któregoś kwietniowego dnia 1939 roku,
udając się — jak zazwyczaj — na wody Morza Pół­
nocnego, na wysokość wschodnich wybrzeży Szkocji
Wyjątkowo jednak, oprócz normalnej załogi okrętu, w
jednym z jego dziobowych pomieszczeń znajdowało się
15 ludzi zaokrętowanych potajemnie w nocy poprze­
dzającej odkotwiczenie. Oczywiście, załoga prędzej czy
później dowiedziałaby się o towarzyszach podróży, cho­
ciaż nie utrzymywała z nimi żadnego kontaktu, ale na
razie nie została powiadomiona o celu ich wyprawy.
Tylko dowódca okrętu, kapitan Jung, wiedział, że wiezie
grono wybitnych specjalistów: artylerzystów morskich
i oficerów broni podwodnych, oficerów sygnałowych
i radiotelegrafistów, ekspertów fototechnicznych, przed-
• stawicieli lotnictwa morskiego, hydrografów i nurków.
Cel podróży tych ludzi stał się zrozumiały dopiero
wtedy, gdy w kilka dni po opuszczeniu Wilhelmshaven
niemiecki okręt ochrony 'rybołówstwa natknął się na
ćwiczącą w tej części Morza Północnego brytyjską es­
kadrę. Niezwłocznie rozlokowali się oni na nadbudów­
kach, pokładzie i w różnych pomieszczeniach okrętu:
* Tak podaje publicysta z NRB, H. G e s c h w i n d e r , który
ujawnił opisywaną tu sprawę. Skądinąd jednak wiadomo, że po
przebudowie w 1938 r. „Weser” otrzymał nowoczesną, typową
dla okrętów Kriegsmarine sylwetkę, /.godnie z jego przyszłym
przeznaczeniem — okrętu-bazy kutrów trałowych. W opisywa­
nym przypadku mowa więc chyba o „Elbę”, omyłka zaś po­
wstała może stąd, iż omawiana operacja otrzymała kryptonim'
„Weser 39”.
7
Zgłoś jeśli naruszono regulamin