Herbert Zbigniew - Barbarzyńca w ogrodzie (2021).pdf

(1512 KB) Pobierz
ZBIGNIEW
HERBERT
BARBARZYŃCA W OGRODZIE
Projekt okładki: Artur Wandzel
ISBN 978-83-8259-068-5 (mobi)
ISBN 978-83-8259-069-2 (epub)
ISBN 978-83-8259-070-8 (pdf)
Biblioteka Narodowa
al. Niepodległości 213
02-086 Warszawa
www.bn.org.pl
Sfinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
w ramach programu wieloletniego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Priorytet 4.
Czym jest ta książka w moim pojęciu? Zbiorem szkiców. Sprawozdaniem
z podróży.
Pierwsza podróż realna po miastach, muzeach i ruinach. Druga – po-
przez książki dotyczące widzianych miejsc. Te dwa widzenia czy dwie me-
tody przeplatają się z sobą.
Nie wybrałem łatwiejszej formy – impresyjnego diariusza, gdyż w koń-
cu prowadziłoby to do litanii przymiotników i estetycznej egzaltacji. Są-
dziłem, że należy przekazać pewien zasób wiadomości o odległych cywi-
lizacjach, a że nie jestem fachowcem, ale amatorem, zrezygnowałem ze
wszystkich uroków erudycji: bibliografii, przypisów, indeksów. Zamierza-
łem bowiem napisać książkę do czytania, a nie do naukowych studiów.
W sztuce interesuje mnie ponadczasowa wartość dzieła (wieczność Piero
della Francesca), jego techniczna struktura (jak kładziony jest kamień na
kamień w gotyckiej katedrze) oraz związek z historią. Ponieważ większość
stron poświęcona jest średniowieczu, zdecydowałem się włączyć dwa
szkice historyczne: o albigensach i templariuszach, które mówią o zamęcie
i wściekłości epoki.
Gdybym miał wybrać motto dla całej książki, przepisałbym takie zda-
nie Malraux:
„Tegoż wieczoru, kiedy Rembrandt jeszcze rysuje – wszystkie sławne
Cienie i cienie rysowników jaskiniowych śledzą spojrzeniem wahającą się
dłoń, która przygotuje im nowe trwanie poza śmierć lub nowy ich sen“.
Od autora
BIBLIOTEKA NARODOWA
1
LASCAUX
Si Altamira est la capitale de 1’art.
pariétal Lascaux en est Versailles
Henri Breuil
Lascaux nie widnieje na żadnej oficjalnej mapie. Można powiedzieć, że nie
istnieje w każdym razie w tym sensie, w jakim istnieje Londyn czy Radom.
Trzeba było zasięgać języka w paryskim Muzeum Człowieka, aby dowie-
dzieć się, gdzie to właściwie jest.
Pojechałem tam wczesną wiosną. Dolina Wezery wstawała właśnie
w swojej świeżej, nie dokończonej zieleni. Fragmenty pejzażu widziane
z okna autobusu przypominały płótna Bissière’a. Siatka czułej zieleni.
Montignac. Miasteczko, w którym nie ma nic do obejrzenia poza tabli-
cą pamiątkową ku czci zasłużonej akuszerki:
„Ici vécut Madame Marie Martel – sage-femme – officier d’académie.
Sa vie... c’était faire du bien. Sa joie... accomplir son devoir”. Nie można
piękniej.
Śniadanie w małej restauracji, ale co za śniadanie! Omlet z truflami.
Trufle należą do historii ludzkich szaleństw, a zatem do historii sztuki.
Więc słówko o truflach.
Jest to rodzaj grzyba podziemnego, pasożytującego na korzeniach innych
roślin, z których czerpie soki. Do wykrywania go używa się psów lub prosia-
ków, odznaczających się, jak wiadomo, doskonałym węchem. Także pewien
rodzaj muszek daje sygnały, gdzie znajdują się te gastronomiczne skarby.
Trufle mają na rynku bardzo wysoką cenę, toteż mieszkańcy pobliskich
okolic ulegli istnej gorączce poszukiwań. Ryto ziemię, niszczono lasy, które
stoją teraz żałośnie suche. Całe połacie ziemi dotknięte zostały klęską nieuro-
dzaju, grzyb bowiem wydziela trującą substancję, uniemożliwiającą wegeta-
cję. A przy tym jest bardzo chimeryczny i znacznie trudniejszy do hodowli
BIBLIOTEKA NARODOWA
2
Barbarz yŃ ca w o grodz ie
niż pieczarki. Wszelako omlet z truflami jest znakomity, a ich zapachu, bo
smaku właściwie nie mają, nie da się z niczym porównać. Zupełnie jak tuwi-
mowska rezeda.
Z Montignac idzie się autostradą, która wznosi się, zatacza łuk, zagłębia
w las i nagle urywa. Parking. Budka z coca-colą i kolorowymi widoków-
kami. Tych, którzy nie chcą kontentować się reprodukcjami, wprowadza
się do czegoś w rodzaju zagrody, a potem do obetonowanego podziemia
przypominającego bunkier. Zamykają się metalowe jak w skarbcach za-
wory i jakąś chwilę stoi się w mroku oczekując na wtajemniczenie. Wresz-
cie drugie drzwi, prowadzące do wnętrza, otwierają się. Jesteśmy w grocie.
Zimne światło elektryczne jest obrzydliwe i można sobie wyobrazić,
czym była jaskinia w Lascaux, gdy żywe światło pochodni i kaganków
wprawiało w ruch stada byków, bizonów i jeleni malowanych na ścianach
i sklepieniu. I do tego głos przewodnika dukającego objaśnienia. Jest to
głos sierżanta, który czyta Pismo Święte.
Kolory: czerń, brąz, ochra, czerwień cynobrowa, karmazynowa, malwa
i biel wapiennych skał. Są tak żywe i świeże, jak na żadnym z renesansowych
fresków. Kolory ziemi, krwi i sadzy.
Wizerunki zwierząt widziane przeważnie z profilu, uchwycone są w ru-
chu i rysowane z ogromnym rozmachem, a jednocześnie z czułością, niczym
ciepłe kobiety Modiglianiego. Całość z pozoru bezładna, jakby to wszystko
malowane było w pośpiechu przez szalonego geniusza, techniką filmową,
pełną zbliżeń i dalekich planów. A przy tym ma zwartą, panoramiczną kom-
pozycję, chociaż wszystko przemawia za tym, że artyści z Lascaux kpili sobie
z reguł. Poszczególne wizerunki są różnych wymiarów: od kilkudziesięciu
centymetrów do ponad pięciu metrów. Nie brak także palimpsestów, to jest
malowideł nałożonych jedno na drugie, słowem, klasyczny bałagan, który
sprawia jednak wrażenie harmonii.
Pierwsza sala, zwana salą byków, ma piękne naturalne sklepienie jakby
z zastygłych chmur. Szeroka na metrów dziesięć, długa na metrów trzydzieści,
może pomieścić sto osób. Zwierzyniec Lascaux otwiera wizerunek dwurożca.
Fantastyczny ten stwór o potężnym ciele, krótkiej szyi, małej, przypo-
minającej nosorożca głowie, z której wyrastają dwa ogromne proste rogi,
niepodobny jest do żadnego z żyjących ani kopalnych zwierząt. Jego ta-
jemnicza obecność zaraz na wstępie mówi nam, że nie będziemy oglądali
BIBLIOTEKA NARODOWA
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin