Dostojewski Fiodor - Wspomnienia z martwego domu.pdf

(1294 KB) Pobierz
Ta lektura,
podobnie ak tysiące innych, est dostępna on-line na stronie
wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach pro ektu
Wolne Lektury
przez
fun-
dac ę Nowoczesna Polska.
FIODOR DOSTOJEWSKI
Wspomnienia z martwego domu¹
 .  
.  
Nasz dom więzienny stał na krawędzi fortecy, tuż pod wałem fortecznym. Popatrzysz,
bywało, przez szczeliny ostrokołu na świat boży, czy nie zobaczysz tam czegokolwiek,
i widzisz tylko skrawek nieba i wysoki wał ziemny, porosły burzanem², a po tym wale tam
i na powrót, dniem i nocą, chodzi straż wo skowa, i zaraz pomyślisz, że prze dą całe lata,
a ty tak samo będziesz podchodził do częstokołu i zobaczysz ten sam wał, taką samą straż
na wale i ten sam maleńki skrawek nieba, nie tego nieba, które nad więzieniem, ale innego,
dalekiego, wolnego nieba. Wyobraźcie sobie wielki dziedziniec, dwieście kroków długi,
a półtore setki szeroki, dziedziniec w kształcie nieregularnego sześciokąta, cały otoczony
częstokołem z wysokich pali, mocno i głęboko w ziemię wbitych, szczelnie przysta ących
do siebie krawędziami, utwierdzonych poprzecznymi belkami i z góry zaostrzonych: oto
zewnętrzna rama więzienna. W edne ze stron te zagrody est mocna brama, zawsze
zamknięta, dniem i nocą strzeżona: otwierano ą tylko, aby puścić więźniów na roboty. Za
tą bramą był asny, wolny świat, tam żyli ludzie, ak wszędzie. Ale po te stronie ostrokołu
ów świat wydawał się marzeniem fantastycznym. Tuta był świat osobny, do żadnego
innego niepodobny, tu były swo e odrębne prawa, swo e stro e, zwycza e, obycza e: dom
żywcem pogrzebanych, życie, akiego nigdzie się nie zna dzie, i ludzie szczególni. Ten to
osobliwy zakątek zamierzam opisać.
Wchodząc do ogrodzenia, widzicie w ego wnętrzu kilka budynków. Po obu stronach
wewnętrznego dziedzińca ciągną się dwa długie domy; to są „kazarmy”, czyli koszary. Tu
mieszka ą aresztanci, rozmieszczeni według tego, do akiego rzędu przestępców należą.
Dale w głębi dziedzińca eszcze eden budynek drewniany: to kuchnia podzielona na
dwa oddziały. Dale eszcze budynek, gdzie pod wspólnym dachem mieszczą się piwni-
ce, spichrze i szopy. Środek dziedzińca niezabudowany, tworzy równy i dość wielki plac.
Tu szyku ą się aresztanci, tu następu e ich wywoływanie i sprawdzanie rano, w południe
i wieczór, a niekiedy i częście , co zależy od pode rzliwości strażników i ich umie ętności
liczenia. Wkoło, pomiędzy budynkami a ostrokołem, zosta e eszcze dość wolne prze-
strzeni. Tuta pod tylnymi ścianami budynków niektórzy więźniowie, posępnie si i więce
stroniący od ludzi, lubią chodzić w czas nieroboczy, zakryci od oczu ludzkich, i przemy-
śliwać. Spotyka ąc się z nimi podczas takich przechadzek, lubiłem wpatrywać się w ich
ponure, piętnowane twarze i zgadywać, o czym oni tak duma ą. Był eden z zesłanych,
którego ulubionym za ęciem w czasie wolnym było liczenie pali. Wszystkich pali było
półtora tysiąca, wszystkie liczył i miał na uwadze. Każdy pal w ego rachunku oznaczał
dzień; każdy dzień odliczał po ednym palu i tym sposobem po ilości niedoliczonych pali
mógł wiedzieć, ak długo mu eszcze potrzeba zostawać w katordze. Wiele lat wypadało
mu eszcze czekać, ale w więzieniu było dość czasu na nauczenie się cierpliwości. Widzia-
łem raz, ak się żegnał z towarzyszami aresztant, który przebył dwadzieścia lat w katordze
i na koniec wychodził na wolność. Byli tacy, którzy pamiętali, ak wchodził do więzienia
¹Wspomnienia
z martwego domu
— tytuł dzieła
Запи
́
ски из Мёртвого до
́
ма
Fiodora Dosto ewskie-
go tłumaczono na polski także ako:
Wspomnienia z domu umarłych
czy
Zapiski z martwego domu.
[przypis
edytorski]
²burzan — kępa stepowe roślinności, zwykle łopianów i ostów. [przypis edytorski]
Więzienie
Więzienie
Zesłaniec, Więzień
młody, o nic się nietroszczący, niemyślący ani o swo e zbrodni, ani o karze. Wycho-
dził siwy starzec, z twarzą ponurą i smutną. Milcząc, obchodził wszystkie nasze koszary,
modlił się przed obrazami, a potem nisko, zgina ąc się w pół, kłaniał się swoim towarzy-
szom i prosił, aby go źle nie wspominali. Pamiętam także, ak pewnego aresztanta, który
był przedtem zamożnym właścicielem sybirskim, wezwano raz pod wieczór do bramy.
Pół roku przedtem otrzymał wiadomość, że ego żona wyszła za mąż i mocno to odczuł.
Teraz ta żona właśnie pod echała do bramy, wywołała go i dala mu ałmużnę. Pomówili
ze sobą ze dwie minuty, zapłakali i pożegnali się na wieki. Widziałem twarz ego, kiedy
wracał do kazarmy… Tak, tuta można było nauczyć się cierpliwości.
Gdy zmierzch zapadał, wprowadzano wszystkich nas do kazarmów i zamykano na
całą noc. Ciężko mi było zawsze wracać z dziedzińca do nasze kazarmy. Była to długa,
niska, duszna sala, mdło oświetlona ło ówkami³, z ciężkim, zabija ącym zapachem. Nie
po mu ę teraz, ak w nie przeżyłem lat dziesięć. Do spania na tak zwanych „narach”⁴
miałem tylko trzy deski: to było całe mo e mie sce. Na tych narach w nasze tylko izbie
mieściło się trzydziestu ludzi. W zimie zamykano nas wcześnie; trzeba było ze cztery
godziny czekać, dopóki wszyscy zasną. A do tego gwar, hałas, śmiechy, przekleństwa,
dźwięk łańcuchów, swąd i kopcenie, golone głowy, piętnowane twarze, łatane ubiory —
wszystko napiętnowane, zbezczeszczone. Tak, człowiek może dużo wytrzymać. Człowiek
est istotą do wszystkiego przywyka ącą, i myślę, że to na lepsze ego określenie.
Mieściło się nas w ostrogu⁵ prawie stale około dwie i pół setki ludzi. Jedni przybywali,
drudzy kończyli karę, inni umierali. I kogo tu nie było! Myślę, że każda część, każda gu-
bernia Ros i miała swoich przedstawicieli. Byli innoplemieńcy, było między skazańcami
nawet kilku kaukaskich górali. Podzieleni byli według stopnia przestępstw, a więc we-
dług liczby lat kary naznaczonych za przestępstwo. Trzeba przypuścić, że nie było takiego
przestępstwa, które by tam nie miało swego przedstawiciela. Podstawę całe ludności wię-
zienne stanowili cywilni przestępcy (silno
katorżni
— zamiast
zsilno katorżni
— ak się
sami naiwnie nazywali). Byli to przestępcy zupełnie pozbawieni wszelkich praw, odcięte
od społeczeństwa strzępy, z twarzą napiętnowaną, na wieczne świadectwo, że są wyrzut-
kami społecznymi. Przysyłano ich do ciężkich robót na osiem do dwunastu lat, a potem
rozsyłano gdziekolwiek po wsiach sybirskich, ako
posileńców.
Byli i przestępcy wo skowi,
niepozbawieni praw swego stanu, ak w ogóle w rosy skich rotach⁶ aresztanckich. Przy-
syłano ich nie na długo, a kiedy termin kary nadszedł, odsyłano tam, skąd przyszli, do
sybirskich, liniowych batalionów, ako żołnierzy. Wielu z nich wnet powracało do ostro-
gu za powtórne poważne przestępstwa, ale uż nie na krótko, tylko na lat dwadzieścia.
Ten oddział nazywał się „wiecznym” (po rosy sku
wsiegdasznim).
Ale i „wieczni” nie byli
eszcze zupełnie pozbawieni praw stanu. Na koniec był eszcze eden oddział na strasznie -
szych przestępców, przeważnie wo skowych, oddział dość liczny. Nazywał się „osobnym
oddziałem”. Przysyłano tu przestępców z całe Ros i. Oni sami uważali siebie za wiecz-
nych i nie wiedzieli, czy est akiś termin ich kary. Podług kary powinni byli dwa lub
trzy razy pracować więce niż inni. Trzymano ich w ostrogu, dopóki nie zostaną otwarte
na Syberii na cięższe roboty katorżne. „Wam do terminu, a nam wzdłuż po katordze⁷”
— mówili oni do innych uwięzionych. Słyszałem potem, że oddział ten został zniesiony.
Prócz tego zniesiony został w nasze fortecy i cywilny porządek i urządzona została edna
powszechna wo skowo-aresztancka rota. Rozumie się, że razem z tym zmienił się zarząd.
Opisu ę tu zatem rzeczy minione, dawnie sze…
Dawno to uż było. Wszystko to teraz przedstawia mi się ak we śnie. Pamiętam,
kiedy wszedłem do ostrogu. Było to uż wieczorem, w styczniu. Zmierzchało się; lud
więzienny wracał z robót. Gotowano się do sprawdzania. Wąsaty podoficer otworzył na
koniec przede mną drzwi do tego dziwnego domu, w którym miałem przeżyć tyle lat,
przenieść tyle ciężkich wrażeń. O tych wrażeniach, nie doznawszy ich w rzeczywistości,
nie mógłbym mieć nawet dalekiego i nie asnego po ęcia. Na przykład, w żaden sposób nie
³łojówka — świeca z ło u. [przypis edytorski]
⁴nara — drewniany pomost do spania pod ścianami. [przypis tłumacza]
⁵ostróg — zwykła nazwa podobnych więzień w Ros i. [przypis tłumacza]
⁶rota (daw., ros.) — kompania (pododdział wo ska). [przypis edytorski]
⁷wzdłuż
po katordze
— ros.
вдоль по каторге
, oznacza ące katorgę bezterminową, dożywotnią. [przypis
edytorski]
Zesłaniec, Więzień, Żona
Więzień
Kondyc a ludzka
Więzień
 
Wspomnienia z martwego domu
mógłbym sobie tego wyobrazić: co est strasznego, męczącego w te okoliczności, że przez
całe dziesięć lat mo e katorgi nie będę ani przez chwilę sam eden. Na robocie zawsze
pod konwo em, w domu z dwustu towarzyszami i ani razu, ani razu sam. Zresztą, czy do
tego tylko miałem się eszcze przyzwyczaić!
Byli tu zabó cy przypadkowi i zabó cy z zawodu, rozbó nicy i hersztowie rozbó ników.
Byli prości rzezimieszkowie i włóczęgi, tacy, co przywłaszczali sobie pieniądze znalezione,
i tacy, co się do nich dobierali. Byli i tacy, o których trudno było coś powiedzieć, za co
też mogli się tu dostać. A tymczasem każdy z nich miał swo ą powieść, mętną i ciężką,
ak głowa po wczora sze pijatyce. W ogóle o swo e przeszłości mówili mało, nie lubili
opowiadać i widocznie starali się zapomnieć o tym, co było. Znałem wśród nich zabó ców
do tego stopnia wesołych, tak nigdy niezamyśla ących się, że można było iść o zakład, że
nigdy sumienie nie robiło im żadnego wyrzutu. Ale były i posępne twarze, prawie zawsze
milczące. W ogóle o życiu swoim rzadko kto opowiadał, a i ciekawość nie była w modzie,
w zwycza u, nie była rzeczą przy ętą. Tak chyba czasem ktoś z braku za ęcia rozgada się,
a drugi obo ętnie i pochmurnie słucha. Nikt tu nikogo nie mógł swoim opowiadaniem
zadziwić. „My naród piśmienny”, mawiali często z akimś dziwnym zadowoleniem z sie-
bie. Pamiętam, ak raz eden zbó pijany (w katordze można się było czasem upić), zaczął
opowiadać, ak zarżnął pięcioletniego chłopczyka, ak go zwabił naprzód akąś zabawką,
zaprowadził potem do puste szopy i ak go tam zarżnął. Cała kazarma, która śmiała się
dotychczas z ego żartów, zakrzyczała ak eden człowiek i zbó musiał zamilknąć. Ale ka-
zarma zakrzyczała nie z oburzenia, ale dlatego, że
nie trzeba
mówić
o tym,
że
o tym
mówić
nie wypada. Winienem dodać, że to byli rzeczywiście ludzie piśmienni, i to nie w prze-
nośnym, ale w zwykłym znaczeniu słowa. Z pewnością więce niż połowa z nich umiała
czytać i pisać. W akimkolwiek innym mie scu, gdzie lud rosy ski zbiera się w większych
masach, oddzielcie gromadę z  ludzi; zna dzież się tam połowa piśmiennych? Słysza-
łem potem, ak z podobnych ob awów wnioskowano, że piśmienność prowadzi lud do
zguby. Jest to błąd; zupełnie inne działa ą tu przyczyny, chociaż nie można się na to nie
zgodzić, że piśmienność rozwija w ludzie ufność w swo e siły. Ale to przecież nie est
wadą.
Oddziały odróżniały się ubiorem. Jedni mieli kurty w połowie ciemnobure, w połowie
szare i spodnie tak samo: edna noga szara, druga bura. Pewnego razu na robocie mała
dziewczyna, sprzeda ąca kołacze⁸, podszedłszy do aresztantów, długo się wpatrywała we
mnie i potem nagle zaśmiała się „Fe, ak nieładnie — zawołała — i szarego sukna nie
starczyło i czarnego sukna nie starczyło.” Byli i tacy, u których cała kurtka była szara,
tylko rękawy ciemne. Głowy golono także w różny sposób; edni mieli pół głowy ogolone
wzdłuż czaszki, inni w poprzek.
Za pierwszym rzutem oka można było zauważyć w te dziwne , więzienne rodzinie
pewien wybitny, wspólny charakter. Nawet na bardzie samodzielne, oryginalne osobo-
wości, mimo woli panu ące nad innymi, i te starały się zastosować do powszechnego
tonu, aki panował w ostrogu. W ogóle trzeba wiedzieć, że wszystek ten lud więzienny
— wy ąwszy niewielu ludzi nieustannie wesołych, na których za to ciężyła powszechna
pogarda — był to lud ponury, zawistny, straszliwie próżny, chełpliwy, obraźliwy i do
na wyższego stopnia przywiązany do formy. Zdolność, by niczemu się nie dziwić, ucho-
dziła za na większą cnotę. Wszystkim nieskończenie wiele chodziło o to, ak się pokazać
w oczach innych. Ale nieraz na większy zuchwalec z bystrością błyskawicy zmieniał się
w na większego tchórza. Było kilku istotnych siłaczy; ci byli prości i nie stroili min. Ale
rzecz dziwna, i między tymi siłaczami byli ludzie niesłychanie, niemal chorobliwie próżni.
W ogóle próżność, dbałość o pozór, były na pierwszym planie. Większość była zepsuta
i strasznie spodlona. Plotki i obmowy nie ustawały: było to piekło, otchłań gehenny. Ale
przeciwko wewnętrznym ustawom i powszechnie przy ętym zwycza om ostrogu nikt nie
śmiał powstawać; wszyscy im ulegali.
Zdarzały się charaktery silnie wybitne, z trudnością ulega ące, ale i te ulegały. Przy-
chodzili do ostrogu i tacy, którzy uż zbyt wiele pozwalali sobie na świecie, zbyt nadużyli
wolności rąk, tak że pod koniec popełniali przestępstwa akby bez celu, akby w gorączce,
w szaleństwie, często z ambic i, do na wyższego stopnia rozbudzone . Ale choć tacy nie-
⁸kołacz — rodza pszennego pieczywa (chleba lub ciasta) w kształcie koła (stąd nazwa). [przypis edytorski]
Morderstwo
Ros a, Lud, Słowo, Szkoła
Więzień
 
Wspomnienia z martwego domu
raz bywali postrachem i grozą dla całych okolic, u nas ich prędko osadzono na mie scu.
Ogląda ąc się wokoło, nowic usz prędko spostrzegał, że tu inacze niż gdzie indzie , że tu
nie ma kogo zadziwiać i nieznacznie⁹ pokorniał i stosował się do ogólnego tonu.
Ten ton ogólny stanowiło na zewnątrz akieś poczucie własne , odrębne godności,
którym prze ęty był nieomal każdy mieszkaniec ostrogu. Rzekłbyś, że stanowisko takie-
go skazańca katorżnego było akimś stopniem urzędowym, i to zaszczytnym. Ani śladu
wstydu i skruchy. Prawda, było pewne zewnętrzne korzenie się, urzędowe, spoko ne re-
zonowanie: „My ludzie zgubieni!” — mawiali — „Nie umieli żyć wolni, teraz kop zieloną
ulicę”. — „Nie słuchał o ca i matki, posłucha teraz skóry na bębnie”. — „Nie chciałeś
szyć złotem, teraz bij kamienie młotem”. Wszystko to powtarzało się często w rodza u
nauki moralne , w rodza u zwykłych przysłów, nigdy na serio. Były to tylko słowa. Boda
czy choć eden z nich przyznawał się w duszy do bezprawia. Niech no kto z niekatorżnych
spróbu e wytknąć aresztantowi przestępstwo, zgromić go za to (chociaż zresztą robić wy-
rzuty przestępcy nie zgadza się z charakterem Ros anina) — obelgom nie będzie końca.
A byli mistrzami w obelgach. Ła ali się subtelnie, kunsztownie. Lżenie było podniesione
do stopnia nauki: starali się dociąć nie tyle krzywdzącym słowem, ile krzywdzącym zna-
czeniem, duchem, ideą, a to czyniło obelgę subtelnie szą, adowitszą. Nieustanne kłótnie
sprzy ały rozwo owi te nauki. Wszystek ten lud pracował pod kijem, więc był próżnia-
czy i psuł się coraz bardzie ; kto niezepsuty przybywał do katorgi, to się musiał zepsuć.
Wszyscy się tu zebrali nie z własne woli; wszyscy byli obcy sobie.
— „Czart trzy pary łapci¹⁰ znosił, nim zebrał nas w edną kupę” — mówili o sobie;
a stąd plotki, intrygi, babskie namowy, zawiść, swary, złość były zawsze na pierwszym
planie w tym życiu czyśćcowym. Żadna baba nie zdoła być taką babą, aką bywali niektó-
rzy z tych zbó ów. Powtarzam, byli wśród nich ludzie silni, charaktery przywykłe przez
całe życie łamać i rozkazywać, zahartowane, niezna ące strachu. Tych mimo woli szano-
wano. Oni zaś ze swe strony, chociaż czuli byli na swo ą sławą, ale w ogóle starali się
nie dokuczać innym, nie wdawali się w obelżywe kłótnie, zachowywali się z niezwykłą
godnością, postępowali rozsądnie i prawie zawsze byli posłuszni władzy — nie dla zasa-
dy posłuszeństwa, nie z poczucia obowiązku, ale akby na podstawie akiegoś kontraktu,
akby wskutek zrozumienia wza emnych korzyści. Zresztą i władza z nimi obchodziła
się ostrożnie. Pamiętam, ak ednego z takich aresztantów, człowieka nieustraszonego
i stanowczego, znanego naczelnikom ze zwierzęcego usposobienia, wezwano raz dla uka-
rania za akieś wykroczenie. Dzień był letni, czas nieroboczy. Sztabsoficer¹¹, na bliższy,
bezpośredni zwierzchnik ostrogu, przy echał sam do kordegardy¹², ażeby być obecnym
przy egzekuc i. Ten ma or był fatalną dla aresztantów istotą; doprowadził ich do tego,
że trzęśli się przed nim. Srogi był do okrucieństwa, „rzucał się na ludzi” — mówili ka-
torżnicy. Na bardzie lękali się ego przenikliwego, rysiego wzroku, przed którym nie
można było nic ukryć. Zdawało się, że widział, nie patrząc. Wchodząc do ostrogu, uż
wiedział, co się dzie e na drugim końcu. Aresztanci nazywali go ośmiookim. System e-
go był fałszywy. Swoim wściekłym, złym postępowaniem budził tylko eszcze większą
złość w ludziach i tak pełnych złości, i gdyby nie miał nad sobą komendanta, człowie-
ka szlachetnego i rozsądnego, łagodzącego niekiedy ego dzikie wybryki, to ego rządy
sprowadziłyby wiele nieszczęść. Nie rozumiem, ak mógł zakończyć służbę szczęśliwie;
wystąpił z wo ska, est żywy, chociaż zresztą był pod sąd oddany.
Aresztant pobladł, kiedy go wezwano. Zwykle milcząc, bez wahania kładł się pod ró-
zgi, w milczeniu znosił karę, a po egzekuc i wstawał, akby się nic nie stało, obo ętnie
i filozoficznie zapatru ąc się na złą przygodę. Z nim zresztą postępowano zawsze ostroż-
nie. Tym razem ednak, nie wiem dlaczego, uważał, że słuszność po ego stronie. Pobladł
i ukradkiem, tak że nikt z konwo u nie widział, zdołał wsunąć w rękaw szewski nóż, ostry,
angielski. Noży i wszelkich ostrych narzędzi nie wolno było mieć w ostrogu pod straszną
⁹nieznacznie — niezauważalnie, niepostrzeżenie. [przypis edytorski]
¹⁰łapcie — buty plecione z łyka lub skóry. [przypis edytorski]
¹¹sztabsoficer (daw.) — oficer dowodzący w armii rosy skie . W dawnym wo sku nazwy stopni wo skowych
były ednocześnie określeniami pełnionych funkc i: wyższe funkc e obe mowali oficerowie będący formalnie
dowódcami oddziałów, podczas gdy faktyczne dowództwo sprawowali ako ich zastępcy tzw. sztabsoficerowie.
[przypis edytorski]
¹²kordegarda — wartownia, pomieszczenie dla strażników wo skowych. [przypis edytorski]
Więzień
 
Wspomnienia z martwego domu
Zgłoś jeśli naruszono regulamin