Poprawił ciężki pas na biodrach, poluzował przyczepione do niego stalowe cylindry z materiałem wybuchowym, żeby spodnie nie wrzynały mu się w skórę. Kabel od zapalnika kołysał mu się lekko wzdłuż prawej nogawki. Złapał detonator. Mocno go ścisnął. Miał wilgotną dłoń. Pot? Nie wiedział.
Myślał tylko o swoim zadaniu.
Ostatnim.
Gdy tylko naciśnie guzik, wszystko się skończy.
Wodził wzrokiem za płaskim, czterokołowym robotem policyjnym, który kierował się w jego stronę. Chociaż wyły syreny, a policyjny eurocopter sto trzydzieści pięć wisiał mu nieruchomo nad głową, słyszał własny oddech. Krótki. Nieregularny. Cienie rzucane przez wirniki helikoptera szybko przesuwały się po monumentalnej, skąpanej w słońcu fasadzie budynku przed nim.
Gmach parlamentu – Riksdagu.
Przyglądał się godłu państwowemu nad wejściem i wieńczącemu budynek posągowi czuwającej Moder Svei [(dosł. Matka Szwecja) wywodząca się z XVII wieku personifikacja Szwecji, która przedstawia postać kobiecą z tarczą w towarzystwie dwóch lwów]. Wokół zielonego parku, otoczonego taśmą policyjną, widział sylwetki uzbrojonych mężczyzn. Z dachu Zamku Królewskiego wystawały lufy snajperskich karabinów.
Robot policyjny wjechał na trawę i kołysząc się, zbliżał do niego.
– Są tam z przodu.
Z głośnika dobiegł metaliczny głos negocjatora, odbijający się echem wśród rytmicznego huku wirników.
Zobaczył je.
Do robota przyklejono taśmą obcęgi, były przeznaczone dla niego. Żeby mógł przeciąć nimi stalowe linki. Żeby wszystko jakoś się wyprostowało. Tak jakby to było jeszcze możliwe.
Kiedy kurtka zsunęła się z niego na ziemię i odsłoniła cały pas i kiedy ponownie chwycił za detonator, osamotniony głos negocjatora zastąpiły wykrzykiwane przez policjantów polecenia:
– Nieee! Puść detonator! Puść to! Ręce do góry! Na kolana! Na zie...
Wyłączył się.
Przestał słuchać.
Nic już nie miało znaczenia.
Nadeszła pora.
Podniósł rękę i nie patrząc, przejechał palcami po zawieszonym na ...
renfri73