Michaels Kasey - Wzorcowi rodzice.pdf

(516 KB) Pobierz
Wzorcowi rodzice
Kasey Michaels
Miłość ci wszystko
wybaczy
PARENTS BY DESIGN
PROLOG
Nie tak dawno temu...
- Chcę mieć dziecko.
Chip Risley wpatrywał się w ekran telewizora, nie ba-
cząc na to, co się wokół niego dzieje. W końcu jego uko-
chana drużyna Oakland Raiders miała szansę na objęcie
prowadzenia w trzeciej
ćwiartce
meczu, a to nie byle co!
Tylko dlatego nie zwracał uwagi na mamrotanie swego
najlepszego przyjaciela, który towarzyszył mu w tych
ważnych chwilach. Siedzieli na kanapie, z nogami opar-
tymi o niski stolik, trzymając w rękach nieodzowne pu-
szki piwa.
Chip jęknął i złapał się za głowę, gdy zobaczył,
że
dru-
żyna
Philadelphia Eagles przejęła błędne podanie przeciw-
ników na własnej dwudziestce i zwróciła na czerdziesto-
jardową linię Raidersów. W tym momencie na ekranie uka-
zał się anons zachęcający do podjęcia służby w armii ame-
rykańskiej, który przesłonił sędziego Raidersów odrzucają-
cego słuchawki za boczną linię. Chip uniósł zimną jak lód
puszkę do ust i pociągnął
łyk
piwa.
- Mam wrażenie,
że
coś mi umknęło, Doug. Co
chcesz mieć?
- Dziecko - powtórzył Doug Marlow, zmieniając
R
S
program w poszukiwaniu innego meczu, który mogliby
oglądać, czekając na zakończenie bloku reklamowego na
dotychczasowym kanale. Przy właściwej synchronizacji,
dzięki antenie satelitarnej i zręczności w posługiwaniu
się pilotem, mogli
śledzić
w tym samym czasie trzy różne
mecze, nie myląc poszczególnych gier.
Chip zaśmiał się, chwycił poduszkę i zaczął ją
kołysać, wykonując przy tym dziwaczny taniec. Po-
tknął się, odrzucił poduszkę i opadając na kanapę, po-
wiedział:
- Dziecko. No cóż, proszę bardzo, o ile potrafisz to
zrobić. Będę mógł sprzedawać bilety?
Doug zmienił program i ekran wypełniła Barbra Strei-
sand upozowana na mostku holownika i głośno wyśpie-
wująca,
że
nie chce nikogo widzieć na swojej paradzie.
Chip aż się wzdrygnął.
- Wiesz, o czym mówię. Po prostu chcę mieć
dziecko.
- A ja bym chciał jaskrawoczerwony, dwuosobo-
wy, sportowy samochód. Zupełnie taki jak twój. Dzieci
już się dorobiłem, właściwie to nawet więcej, niż bym
potrzebował. Mam pomysł, w sam raz dla ciebie.
Chcesz dzieciaka? Niech tam, bierz dwójkę moich, chło-
pie. Są jeszcze całkiem małe. A teraz, do cholery, zmień
kanał!
Doug milczał przez dłuższy czas, tak
że
Barbra prze-
stała
śpiewać
i zdążyła zejść na ląd, a; drużyna Eagles
zdobyła przyłożenie i odzyskała puszczony wykop Rai-
dersów na pięcio jardową linię, zanim zamyślony Doug
zmienił stację.
R
S
Chip właśnie przedarł na pół swoją czapeczkę kibica
Raidersów, dając tym samym do zrozumienia, co sądzi
o ich grze, gdy Doug klepnął go po przyjacielsku w plecy
i oznajmił:
- W porządku, stary. Biorę dwoje!
R
S
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Poniedziałek - dzień pierwszy.
Dochodziła siódma wieczór. Liz Somerville miała
za sobą wyjątkowo męczący dzień. Marzyła o tym, aby
po tygodniowym pobycie w Nowym Jorku znaleźć się
wreszcie w domu, u kresu podróży, która na skutek róż-
nych niesprzyjających okoliczności trwała już dwa-
naście godzin. Mgła, pospieszna przesiadka w Detroit,
zagubienie bagażu przez linie lotnicze, ulewa, która przy-
witała ją na lotnisku - nie wspominając o upuszcze-
niu kluczyków do samochodu w największą kałużę i bie-
ganiu przez dziesięć minut w celu odnalezienia auta
na parkingu - wszystko to sprawiło,
że
miała dosyć
wszystkiego.
Nie znaczy to wcale,
że
wcześniej była w szampań-
skim humorze. Wprost przeciwnie, zwłaszcza od czasu
tego koszmarnego porannego incydentu w hotelowej
ła-
zience. Jakby tego było mało, w samolocie
żołądek
kilka
razy podchodził jej do gardła. Mimo
że
starała się jak
mogła zapanować nad swymi odruchami, miała okazję
ponownie ujrzeć swój lunch.
Teraz z kolei, choć niedawno jeszcze była przekona-
na,
że
już nigdy nic nie przełknie, naszła ją ogromna
R
S
Zgłoś jeśli naruszono regulamin