Lem Stanisław - Bajka o królu Murdasie (2020).pdf

(410 KB) Pobierz
STANISŁAW
LEM
BAJKA O KRÓLU MURDASIE
Projekt okładki: Artur Wandzel
ISBN 978-83-7009-730-1 (mobi)
ISBN 978-83-7009-695-3 (epub)
ISBN 978-83-7009-714-1 (pdf)
Biblioteka Narodowa
al. Niepodległości 213
02-086 Warszawa
www.bn.org.pl
Sfinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
w ramach programu wieloletniego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Priorytet 4.
bajka o królu mu rdasie
Po dobrym królu Heliksandrze wstąpił na tron jego syn, Murdas. Wszyscy
się tym zmartwili, bo był ambitny i strachliwy. Postanowił sobie zasłużyć na
przydomek Wielkiego, a bał się przeciągów, duchów, wosku, bo na wywo-
skowanej posadzce można nogę złamać, krewnych,  że w  rządzeniu prze-
szkadzają, a najwięcej przepowiedni. Kiedy został koronowany, zaraz kazał
w  całym państwie zamknąć drzwi i  nie  otwierać okien, zniszczyć wszyst-
kie szafy wróżące, a  wynalazcy takiej maszyny, która usuwała duchy, dał
order i pensję. Maszyna rzeczywiście była dobra, bo ducha nigdy nie zoba-
czył. Nie wychodził też do ogrodu, żeby go nie zawiało i spacerował tylko
po zamku, który był bardzo wielki. Pewnego razu, chodząc po korytarzach
i amfiladach, zawędrował do starej części pałacu, dokąd nigdy jeszcze nie
zaglądał. Najpierw odkrył salę, w której stała gwardia przyboczna jego pra-
-pradziadka, cała nakręcana, jeszcze z czasów, kiedy nie znano elektryczno-
ści. W drugiej sali ujrzał rycerzy parowych, też zardzewiałych, ale nie było
to dlań nic ciekawego i już chciał wracać, gdy zauważył małe drzwiczki z na-
pisem: „Nie wchodzić”. Pokrywała je gruba warstwa kurzu i nawet by ich
nie dotknął, gdyby nie ten napis. Bardzo go oburzył. Jak tojemu, królowi,
ośmielają się czegoś zabraniać? Nie bez trudu odemknął skrzypiące drzwi
i po krętych schodkach dostał się do opuszczonej baszty. Stała tam bardzo
stara szafa miedziana z rubinowymi oczkami, kluczykiem i klapką. Zrozu-
miał, że to szafa wróżąca i rozgniewał się znowu, że wbrew jego rozkazowi
pozostawiono ją w pałacu, aż tu przyszło mu do głowy, że raz jeden moż-
na przecież spróbować, jak to jest, kiedy szafa wróży. Podszedł więc do niej
na palcach, pokręcił kluczykiem, a gdy nic się nie stało, postukał w klapkę.
Szafa westchnęła chrapliwie, mechanizm zazgrzytał i spojrzał na króla rubi-
nowym oczkiem, jakby zezując. Przypomniało mu to kosę spojrzenie stryja
Cenandra, ojcowego brata, który dawniej był jego preceptorem. Pomyślał,
że to stryj kazał pewno ustawić tę szafę, jemu na złość, bo inaczej dlaczego
by zezowała? Dziwnie zrobiło mu się na duszy, a szafa, jąkając się, powolut-
ku zagrała ponurą melodyjkę, jakby ktoś łopatą obstukiwał żelazny nagrobek
i przez klapkę wypadła czarna kartka z żółtymi jak kość rządkami pisma.
BIBLIOTEKA NARODOWA
1
bajka o k rólu murdasie
Król przeląkł się na dobre, lecz nie potrafił już opanować ciekawości.
Porwał kartkę i pobiegł do swych apartamentów. Kiedy został sam, wyjął
ją z kieszeni. – Popatrzę, ale tylko jednym okiem dla pewności – zadecy-
dował i uczynił to. Na kartce było napisane:
Wybiła godzina – ścina się rodzina,
Brat brata lub ciotkę, a kuzyn kuzyna.
Bulgocesaganek – dochodzi bratanek,
Żre podagra szwagra, kat mu zaraz zagra.
Pociotek przez płotek, wujny, stryjny rojne
Idą już na wojnę, oj, będzie łoskotek.
Idzie wnuczę, idzie teść, ja cię uczę, jak ich grześć:
Lewą tnij, prawą kłuj, bo tu stryj, a tam wuj,
Niech ojczyma kto przytrzyma, w łeb pasierba, będzie szczerba.
Leży zięć, grobów pięć, pada teść, mogił sześć,
Stryk dziadowi, stryk babusi, stryk stryjkowi, tak być musi,
Bo krewni, choć rzewni, tylko w ziemi pewni.
Wybiła godzina – gadzina rodzina,
Na kogo wypadnie, na tego się wspina.
Pochowaj go ładnie, sam się ukryj wszędzie,
Nie schowasz się wcześnie – pochowają we śnie.
Tak się przestraszył król Murdas, że aż mu w  oczach pociemniało.
Rozpaczał nad lekkomyślnością, wskutek której nakręcił wróżącą  szafę.
Było jednak za późno na żale, widział,  że musi działać, by nie przyszło
do najgorszego. Ani wątpił w sens proroctwa: jak dawno już podejrzewał,
zagrażali mu najbliżsi krewni.
Prawdę mówiąc, nie wiadomo, czy wszystko odbyło się dokładnie tak,
jak opowiadamy. W każdym razie doszło potem do wypadków smutnych,
a nawet okropnych. Król kazał ściąć całą rodzinę, jeden tylko jedyny stryj
jego, Cenander, uciekł w ostatniej chwili, przebrawszy się za pianolę. Nic
mu to nie pomogło, został wnet schwytany i oddał głowę pod topór. Tym
razem Murdas mógł podpisać wyrok  z  czystym sumieniem, bo stryja
chwycono, kiedy brał się do spiskowania przeciwko monarsze.
BIBLIOTEKA NARODOWA
2
bajka o królu mu rdasie
Osierocony tak gwałtownie, król przywdział żałobę. Na duszy było mu
już lżej, choć i smutno, bo w gruncie rzeczy nie był zły ani okrutny. Nie-
długo trwała pogodna żałoba królewska, przyszło bowiem Murdasowi na
myśl, że może ma jakichś krewnych, o których nic nie wie. Każdy z pod-
danych mógł być jakimś dalekim jego pociotkiem; przez pewien czas ści-
nał więc tego lub owego, ale to go wcale  nie uspokajało, bo nie można
przecież być  królem bez poddanych, a  jak tu zgładzić  wszystkich? Taki
się zrobił podejrzliwy, że kazał się przynitować do tronu, aby go nikt zeń
nie strącił, sypiał w pancernej szlafmycy i wciąż tylko myślał, co począć.
Nareszcie  uczynił rzecz niezwykłą, tak niezwykłą, że sam  na nią chyba
nie wpadł. Podobno podszepnął  mu ją wędrowny przekupień, przebra-
ny za  mędrca, albo też mędrzec, przebrany za przekupnia – rozmaicie
o tym mówiono. Mówią, że służba zamkowa widywała zamaskowaną po-
stać, którą król nocą wpuszczał do swych  apartamentów. Dość na tym,
że Murdas wezwał pewnego dnia wszystkich nadwornych budowniczych,
mistrzów elektrycerskich, nastrojczych i podblaszych, i oświadczył im, że
mają powiększyć jego osobę, a to tak, by przekroczyła wszystkie horyzon-
ty. Rozkazy te spełniono z zadziwiającą szybkością, gdyż dyrektorem biura
projektów mianował król zasłużonego kata. Szeregi elektrykarzy i budow-
niczych jęły wnosić do zamku druty i  szpule,  a  gdy rozbudowany król
wypełnił swoją osobą cały pałac, tak że był jednocześnie z frontu, w piw-
nicach i oficynie, przyszła kolej na stojące w pobliżu domostwa. Po dwóch
latach rozprzestrzenił się Murdas na śródmieście. Domy nie dość okazałe,
a  więc niegodne tego,  by zamieszkała w  nich myśl monarsza, równano
z ziemią i na ich miejscu wznoszono pałace elektronowe, zwane wzmac-
niaczami Murdasa. Król rozrastał się z wolna a nieustannie, wielopiętro-
wy, dokładnie połączony, potęgowany  podstacjami personalistycznymi,
aż stał się  całym miastem stołecznym i  nie zatrzymał się  na jego grani-
cach. Humor mu się poprawił. Krewnych nie było, oleju ani cugów już się
nie  bał, bo nie potrzebował i  kroku postąpić,  skoro był wszędzie naraz.
– Państwo, to ja – powiadał nie bez kozery, gdyż oprócz niego, zaludnia-
jącego rzędami elektrycznych budowli place i aleje, nikt już nie mieszkał
w  stolicy;  oprócz, rzecz jasna, odkurzycieli królewskich  i  przybocznych
ścieraczy prochów; czuwali oni nad królewskim myśleniem, które płynę-
ło z gmachu do gmachu. Tak krążyło milami po całym mieście zadowo-
BIBLIOTEKA NARODOWA
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin