J.R.Ward-Blood Fury.pdf

(1524 KB) Pobierz
J.R.Ward
Blood Fury
The Black Dagger Legacy
Pierwszy
Kiedy miałeś wszystko na świecie, nigdy nie przyszłoby ci do głowy, że jest możliwość
by przegapić jakieś szanse. Szanse, które były tylko tymczasowe. Marzenia, których już nie
można było spełnić.
Kiedy Peyton, syn Peythone'a, skrywał oczy za niebieskimi okularami, patrzył na pokój
wypoczynkowy ośrodka treningowego.
Paradise, córka krwi Pierwszego Doradcy Króla, Abalona, siedziała w poprzek na niezbyt
wyszukanym krześle, z nogami zwisającymi z jednego ramienia, a z plecami opartymi o
drugie.
Jej blond głowa była spuszczona, a oczy przeglądały notatki na temat
IED.
Improwizowanych
Urządzeń Wybuchowych.
Wiedząc, co było na tych stronach - obietnica śmierci, rzeczywistość wojny z Korporacją
Reduktorów, niebezpieczeństwo, na jakie się narażała, dołączając do programu
szkoleniowego dla żołnierzy Bractwa Czarnego Sztyletu - sprawiło, że chciał zabrać jej notatki
i cofnąć czas.
Chciał wrócić do ich dawnego życia, zanim przyjechała tutaj, aby nauczyć się walczyć… i
zanim się dowiedział, że była kimś więcej niż arystokratką o gwiazdorskim rodowodzie i
klasycznej urodzie.
Jednak bez tej wojny wątpił, by kiedykolwiek się do siebie zbliżyli.
Ta okropna noc, kiedy Korporacja Reduktorów zaatakowało domy glymerii, mordując całe
rodziny i legiony służących, była dla nich katalizatorem, aby się zaprzyjaźnić.
Zawsze był ostrym imprezowiczem, biegnąc z tłumem bogatych samców, dla których świat
stał otworem, odwiedzając nocne kluby człowieków i upalając się w domu przez cały dzień.
Ale po atakach?
Obie ich rodziny przeniosły się do bezpiecznych domów poza Caldwell i on i Paradise wpadli
w nawyk dzwonienia do siebie, kiedy nie mogli spać. Co zdarzało się przez większość czasu.
Spędzili godziny przy telefonie, rozmawiając o wszystkim i o niczym, od poważnych spraw,
przez niemądre, po durne.
Powiedział jej rzeczy, którymi nigdy się z nikim nie podzielił: Przyznał się jej, że się boi, że jest
samotny i martwi się o przyszłość. Po raz pierwszy powiedział na głos, że uważa, że ma
problem z narkotykami. Martwił się, czy uda mu się oddzielić prawdziwe życie od
rozrywkowego. Ona zawsze była tam dla niego.
Była pierwszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miał.
Tak, jasne, pieprzył na lewo i prawo mnóstwo osób płci przeciwnej, ale z Paradise nie
chodziło o seks. Chociaż pragnął jej. Oczywiście, że tak. Była niesamowita…
-"Przyznaj..."
Gdy Paradise przemówiła, zwrócił na nią uwagę. Potem rozejrzał się. Pomieszczenie socjalne
było puste, z wyjątkiem ich dwojga, wszyscy byli albo w siłowni, w szatniach, albo wałęsali się
po korytarzu, czekając na wyjście na cały dzień. Więc tak, mówiła do niego.
Patrząc na niego również.
-„No już”.
Jej oczy były bardzo bezpośrednie. -„Dlaczego
nie powiesz tego wprost”.
Nie wiedział, jak na to odpowiedzieć.
A kiedy cisza rozciągnęła się między nimi, poczuł się, jakby przyjął cios, serce zamieniło jego
klatkę piersiową w otchłań, dłonie się spociły, a powieki oślepły od mrugania.
Paradise wyprostowała się na krześle, obracając swoje długie nogi i krzyżując je sztywno w
kolanach. To był wyćwiczony ruch, coś, co wynikało z jej linii i arystokratycznego
wychowania: każda kobieta na jej pozycji siedziała prawidłowo. To było po prostu to, co się
robiło, bez względu na to, na czym się siedziało i co miało na sobie. Ikea czy Ludwik XIV. H&M
czy Dior. Normy, kochanie.
Wyobraził ją sobie w sukni, iskrzącej od klejnotów po zmarłej
mahmen,
pod kryształowym
żyrandolem w sali balowej, z wysoko podniesionymi włosami, promienną idealną twarzą,
ciałem… poruszającym się przy jego własnym.
-"Gdzie jest twój mężczyzna"
powiedział szorstkim głosem - takim, który, jak miał nadzieję, że
obwiniała jego nałóg.
Uśmiech, który rozjaśnił jej twarz, sprawił, że poczuł się stary i brzydko-wyniszczony, chociaż
byli w tym samym wieku, a on był trzeźwy.
-„Po prostu się przebiera”.
-„Wielkie plany na noc?”
-"Nie."
Tak, jasne. Ten rumieniec powiedział mu dokładnie, co zamierzają zrobić - i jak bardzo ona
nie może się tego doczekać.
Zdjął okulary przeciwsłoneczne i przetarł oczy. Trudno było uwierzyć, że on nigdy się nie
dowie, jak to jest… mieć ją pod sobą, gdy ją ujeżdżał, eksplorując jej nagie ciało, z udami
rozchylonymi szeroko, żeby mógł…
-„I nie zmieniaj tematu”.
Przesunęła się do przodu na tym krześle.
-"Daj spokój. Powiedz to.
Prawda nas wyzwoli, prawda?”
Kiedy włączył się kompresor za automatem, zerknął na ladę gastronomiczną, gdzie
podawano posiłki i przekąski, kiedy oni spędzali czas w klasie i na siłowni.
Mimo że bracia wypuszczali kursantów w pole w celu właściwego starcia z wrogiem, wciąż
było wiele teorii, robótek ręcznych z bronią, z którą ćwiczyli regularnie na miejscu. Jadał tutaj
przynajmniej dwie do trzech nocy w tygodniu…
Łał. Masz to.
Próbował się rozproszyć.
Peyton znowu spojrzał na nią.
Boże, była taka piękna, taka blond, z tymi dużymi niebieskimi oczami… i tymi ustami.
Miękkimi, naturalnie różowymi.
Jej ciało stało się trochę mniej filigranowe, trochę bardziej umięśnione, odkąd zaczęła tak
dużo ćwiczyć, a jej moc była podniecająca.
-"Wiesz"
szepnęła, -"był
czas, kiedy nie ukrywaliśmy niczego przed sobą".
Niezupełnie,
pomyślał. Zawsze zachowywał swoje zauroczenie nią dla siebie.
-"Ludzie się
zmieniają."
Przeciągnął się, chrupnęło mu w plecach.
-„Związki też”.
-"Nie nasz."
-"I w czym rzecz."
Potrząsnął głową.
-„Nic dobrego z tego nie wyniknie…”
-"No weź, Peyton. Czuję, że gapisz się na mnie w klasie, w terenie. To jest tak cholernie
oczywiste. I posłuchaj… Wiem, skąd to się bierze. Nie jestem naiwna”.
Napięcie w niej było
oczywiste, jej ramiona napięte, usta zaciśnięte.
I hej, wiesz co, on też nienawidził pozycji, w której ich umieszczał.
Gdyby mógł to powstrzymać, zrobiłby to, ale uczucia były jak dzikie zwierzęta. Robiły, co
chciały i do diabła z tym, co stratowały, ugryzły lub skopały w trakcie.
-„Chociaż staram się to zignorować”
odrzuciła włosy na ramię
- „i chociaż jestem pewna, że
chcesz poczuć się inaczej, tak właśnie jest. Myślę, że musimy o tym porozmawiać, żeby
oczyścić atmosferę, wiesz to? Zanim zacznie to wpływać na nas lub innych w terenie”.
-„Nie sądzę, że da się to rozwiązać”. Nie, chyba że zechcesz zacząć ważyć sto pięćdziesiąt kilo
i stracić partnera. -„I nie sądzę, żeby to miało znaczenie”.
-"Nie zgadzam się."
Podniosła ręce.
-"Och przestań. Tyle razem przeszliśmy. Nie ma nic, z
czym ty i ja nie moglibyśmy sobie poradzić. Pamiętasz te godziny na telefonie? Mów do
mnie."
Zgłoś jeśli naruszono regulamin