Patron_patron.pdf

(2830 KB) Pobierz
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą
kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,
magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź
towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci —
żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy
przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Redaktor prowadzący: Justyna Wydra
Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.
Helion SA
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail:
editio@editio.pl
WWW:
http://editio.pl
(księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
http://editio.pl/user/opinie/patron
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-283-6224-6
Copyright © Helion SA 2020
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
Patron
Prolog
(Thomas)
Tamten dzień nie różnił się niczym szczególnym od wszystkich
innych. Pogoda była przepiękna. Słońce wisiało wysoko na niebie,
a nieliczne chmury od czasu do czasu przesłaniały jego blask.
Czułem się perfekcyjnie przygotowany do prowadzenia kolejnych
batalii w sądzie. Dźwięk telefonu przerwał mi pisanie wniosku
dowodowego.
— O co chodzi? — zapytałem ostro.
Zauważyłem,
że
dzwoniono do mnie z recepcji. Bez wątpienia
można było nazwać mnie dupkiem, ale szczerze nie lubiłem
naszej sekretarki.
— Przyszedł pan Alexander Rosso i mówi,
że
to bardzo waż-
ne — odpowiedziała przerażonym głosem.
Przeanalizowałem w milczeniu jej słowa, próbując przypo-
mnieć sobie, kiedy właściwie miałem okazję poznać tego męż-
czyznę. Coś zaświtało mi w głowie, było to jednak tak ulotne
wspomnienie,
że
umknęło, nim zdążyłem się na nim skupić.
— Wpuść go — mruknąłem, gwałtownym ruchem zdejmując
okulary z nosa.
Poprawiłem krawat, przeczesałem mechanicznym ruchem
moje gęste włosy i upiłem
łyk
czarnej kawy, przygotowując się
w ten sposób do rozmowy. Nie wiedziałem, czego chciał mój gość,
z pewnością jednak nie przychodził po poradę prawną.
3
Kup książkę
Poleć książkę
Eliana Lascaris
Instynkt jak zwykle mnie nie zawiódł. Słuchałem rozpaczli-
wej paplaniny, obserwując promienie słoneczne, które rozświe-
tlały przestronny gabinet. Mężczyzna był bardziej niż zdespe-
rowany, próbując wręcz przebłagać mnie, bym ze wszystkich
kandydatów wybrał jego przyjaciółkę.
Analizowałem w skupieniu bogaty
życiorys
leżący na biur-
ku, zastanawiając się jednocześnie, jak wybrnąć z niezręcznej
sytuacji. Nie należałem do osób wyświadczających przysługi na
prawo i lewo, a przyjęcie nowej pracownicy z polecenia znajo-
mego z pewnością mogło stać się pierwszą rysą na mojej nie-
skazitelnej opinii. Pracowałem na nią całymi latami od momentu,
gdy zostałem prawnikiem, początkowo nic nieznaczącym w
świe-
cie zajadłych batalii sądowych. Z pewnością Alexander Rosso
nie był osobą, dla której zaryzykowałbym cokolwiek, i dobitnie
chciałem mu to uświadomić.
— Proszę, przyjmij ją. To moja najlepsza przyjaciółka i mogę
już teraz powiedzieć,
że
z pewnością nie pożałujesz tej decyzji.
Sam zresztą zobacz jej CV — zapewniał mnie
żarliwie.
Ponownie spojrzałem na kartkę leżącą na drewnianym blacie
i w milczeniu przeanalizowałem dość bogaty dorobek zawodowy
anonimowej dziewczyny, na której tak bardzo zależało Alexan-
drowi. Liczne wolontariaty w kancelariach, coroczne praktyki,
ukończenie studiów z wyróżnieniem, biegła znajomość dwóch
języków, charytatywna praca w fundacji. Wszystko to tworzyło
obraz ambitnej młodej kobiety, która najwyraźniej spędziła
wiele lat w otoczeniu książek. Gdzie zatem był czas na normal-
ne
życie?
Zamyślony stukałem palcami w biurko. Zastanawia-
łem
się, jakimi słowami spławić rozmówcę tak, by zabrzmiało to
kulturalnie. Potrzebowałem u siebie walecznych ludzi, którzy
twardo stąpają po ziemi, a nie prymusek i filantropek w jednym.
— Masz rację, Rosso, jej dokonania edukacyjne są impo-
nujące. Rozumiem,
że
zdała nasz test wstępny i brała udział
4
Kup książkę
Poleć książkę
Patron
w rozmowie kwalifikacyjnej? — zapytałem, choć wiedziałem,
że
nie miało to większego znaczenia.
Tamtego roku razem z pozostałymi wspólnikami postano-
wiliśmy,
że
zatrudnimy trzech nowych, młodych prawników.
Chcieliśmy dać innym taką samą szansę, jaką i my kiedyś do-
staliśmy, stworzyliśmy więc autorski proces rekrutacyjny, który
miał odsiać nieodpowiednich kandydatów. Pierwszym etapem
był test, kolejnym zaś rozmowa kwalifikacyjna. Każde z nas wy-
brało jedną osobę, która była przydzielona na okres adaptacyjny
do innego partnera. W ten sposób rzucaliśmy wyzwanie nie tylko
młodym ludziom, ale i sobie samym.
— Tak — odpowiedział.
Przypomniałem sobie niezwykle męczący dzień, podczas
którego prowadziliśmy rozmowy. Niektóre bzdurne odpowiedzi
mogły przyprawić doświadczonego praktyka o migrenę.
— W takim razie sprawdzę jej wynik, ale jeśli będzie bardzo
źle,
to w niczym nie będę mógł pomóc.
Ciągnąłem rozmowę, chociaż w każdą kolejną wypowiedź
wkładałem coraz mniej entuzjazmu. Miałem szczerą nadzieję,
że
to zauważył. Powoli szykowałem go na odmowę. Z cichym
westchnieniem podniosłem się ze skórzanego fotela i podszedłem
do szafki, na której piętrzyły się bieżące dokumenty. Osobny sto-
sik szarych teczek aż się prosił o segregację, z ulgą dostrzegłem
jednak dołączoną osobną kartkę, na której wypisano wyniki
zgodnie z uzyskaną liczbą punktów.
— Przypomnij mi, proszę, jej imię i nazwisko.
— Felicia Andrews — odrzekł cicho, drapiąc się nerwowo
po głowie.
Nagle w mojej głowie rozległo się kliknięcie. Przypomniałem
sobie bardzo dokładnie tę dziewczynę.
***
5
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin