Pikantnie_po_wlosku_e_14nf.pdf

(1594 KB) Pobierz
Pikantnie po włosku
Kup książkę
Rozdział 1
To był cholernie kiepski tydzień. Właściwie miałam za sobą
kilka kiepskich tygodni. Zebrało mi się na podsumowania,
więc najpierw zerwałam układ z Adrianem… Taaa, układ.
Związkiem nie dało się tego nazwać, mimo że trwało przez
kilkanaście miesięcy i owocowało dość częstym wzywaniem
siły wyższej. Fakt, Adi był niekiepski w łóżku, ale poza nim
nie miał nic do zaoferowania. Tatko wygadywał mi to średnio
raz dziennie. Serio. Kiedyś wysłał takiego SMS-a: „Adrian
nie ma nic do zaoferowania”. Cholera. Jak zawsze miał rację.
Zerwałam więc układ i zostałam sama. A ja serio, serio źle
znoszę samotność. Zdarzyły się nawet ze dwie, trzy takie chwi-
le, gdy sięgałam po telefon, żeby napisać do byłego. Na szczę-
ście tatko wykasował go wreszcie z kontaktów. Taaa, tatko, mój
własny, osobisty dyktator. To przez niego miałam szczególnie
kiepski tydzień. Pokłóciliśmy się ostro o to, dokąd zmierza moje
beznadziejne życie. Chyba mu się wydawało, że idę w ślady
matki. Dobra, na pewno tym się tatko zamartwiał. No i zrobił
Kup książkę
mi wykład, a że ja byłam właśnie na etapie kiepskiego znosze-
nia samotności, wyszło z tego jakieś małe piekiełko. To było
w czwartek, więc w piątek miałam tak podły nastrój, że w ogóle
nie chciałam iść na grilla. No, ale Roberto powinien tam być…
Tak, oficjalnie jestem patentowaną idiotką. Kompletną.
Szaleję na punkcie gościa, który nie zauważyłby mojego ist-
nienia, nawet gdybym wlazła do jego gabinetu w samym tylko
kwietnym wianku i wykonała uroczy taniec hula. Cholera.
Co więc robiłam w piątkowy wieczór nad Jeziorem Papro-
cańskim? Po diabła przyszłam wbijać spojrzenie zakochanego
kundla w to nieosiągalne cudo? Jakoś nigdy nie podejrzewa-
łam się o skłonności do masochizmu. A przecież byłam prawie
pewna, że pojawi się Karolina. A biorąc pod uwagę, że Roberto
i Karol mieli jakąś tam nie do końca skonsumowaną przeszłość
i facet ewidentnie na nią leciał, mogłam spokojnie założyć,
że wgapi te swoje cudne niebieskie oczy w jej idealność, a ja
pocierpię. Bo pocierpię, tego byłam pewna. Nie żebym nie lu-
biła Karoliny. Przyjaźniłyśmy się od ósmego roku życia, a że by-
łam jedynaczką, kochałam ją jak siostrę. No i rzuciła Roberto.
Tak, ten nagły i szeroki uśmiech na mojej buźce to efekt myśli
o odrzuconym przystojniaku. Potrzebującym pocieszenia…
Głupia Magda. Oj, głupia. Nie dalej niż wczoraj obieca-
łam sobie, że wystarczy szybkich numerków i związków bez
przyszłości. A dzisiaj przyszłam na Paprocany i nieprzy-
tomnie zakochanym wzrokiem wgapiałam się w to nienor-
Kup książkę
malnie przystojne ciacho w obcisłych dżinsach i drogiej ko-
szuli, seksownie opinającej mięśnie przy każdym ruchu.
Chryste, Magda, weź na wstrzymanie! Ślinisz się jak
Bella na widok puszki tuńczyka.
Właśnie kiedy miałam wziąć na to wstrzymanie i przy-
najmniej odwrócić wzrok, na polankę przy jeziorze, na któ-
rej nasza gromadka paliła grilla i piła piwo, wpadł chłopak
Karoliny. Serio, wpadł. Wyglądał trochę jak niedźwiedź
szukający zwady. Potężny i umięśniony, z pochyloną głową,
napiętymi ramionami i wściekłym wyrazem twarzy…
Cholera, ma Karolcia farta.
Jurkowski był największym przystojniakiem, jakiego znałam,
dopóki nie pojawił się Roberto Moretti. Obaj próbowali zdobyć
Karolinę. Pierwsze starcie wygrał Roberto, ale całą kampanię
Kuba. Przynajmniej tak twierdziła Karolina do wczoraj, bo po-
tem się trochę poprztykali. No, jak to Karol. Ciągle wszystko
przeżywa i traktuje śmiertelnie poważnie. Tatko mówi czasa-
mi, że powinnam wziąć z niej trochę przykład. Jaaasne. Żyła-
bym wtedy w cnocie latami… Zaraz, może i byłoby to lepsze?
Nieważne. W tym momencie bardziej przejmował mnie
widok wściekłego Jurkowskiego niż jego panny. Bóg wie, gdzie
ona tam była, bo nad jezioro jeszcze nie dotarła. Czy dlate-
go Kuba rzucił się na to włoskie cudo? Czy może było coś,
o czym nie wiem… Nieee, Karol by mi powiedziała, gdyby
zeszła się z Roberto. Ona bardzo poważnie traktowała związek
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin