Rafał Dębski - Krzyże na rozstajach(1).pdf

(1290 KB) Pobierz
KRZYŻE NA R OZSTAJACH
Rafał Dębski
Krzyż e na r ozstajach
Copyright © by Rafał Dębski
Copyright © for the cover illustration by Łukasz Ciesielski, used
under the Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 license
Skład i korekta: Paweł Dembowski i Katarzyna Derda
Projekt graficzny okładki: Mariusz Cieśla
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
ISBN 978-83-64416-61-3
Wydawca: Code Red Tomasz Stachewicz
ul. Sosnkowskiego 17 m. 39
02-495 Warszawa
http://www.bookrage.org
Ledwie zdążył przysnąć, kiedy obudził go delikatny szmer.
Czujność, wyostrzona przez lata pracy, nie pozwoliła zlekceważyć
podobnego zjawiska. Czasem tak bywa — na granicy snu i jawy
pojawiają się zwidy i omamy, w głowie rozbrzmiewają nieoczekiwane
dźwięki, mające źródło w wyładowaniach elektrycznych gdzieś pośród
zwojów mózgowych, a nie na zewnątrz. Zwyczajny człowiek najwyżej
przestraszy się i przejdzie nad tym do porządku, znów przyłoży głowę
do poduszki. Jednak komuś, kto całe życie żył na krawędzi, nie wolno
tego uczynić. Zapalił światło, odetchnął z ulgą. Nikogo, nie zauważył
żadnych podejrzanych zmian w pomieszczeniu. Położył się z
powrotem, zamknął oczy. Wtedy na równe nogi poderwał go kobiecy
głos.
— Pozdrowienia, skurwielu.
Błysnęło światło — zapaliła się lampa obok fotela. Sięgnął
natychmiast w miejsce, gdzie położył pistolet — tuż obok zagłówka,
na starannie rozłożonej lnianej ściereczce. Zawsze bawiło go, kiedy
obserwował na filmach sensacyjnych, jak bohater wyciąga broń spod
poduszki. Po pierwsze trudno sobie wyobrazić, żeby w nocy nie ruszać
się. Przecież człowiek poprawia przez sen poduszkę, zmienia pozycję,
a wtedy każdy ukryty przedmiot musi ulec przesunięciu, po drugie
plamy smaru na pościeli byłyby praktycznie niemożliwe do usunięcia.
No i kwestia wygody, szczególnie w przypadku pękatego rewolweru.
Na początku kariery próbował tego filmowego sposobu, ale kilka razy
wstał z bolącą głową, bo twardy przedmiot miał przykry zwyczaj
wędrować właśnie tam, gdzie poduszka okazywała się najcieńsza albo
zgoła jej nie było. Dlatego zmienił sposób postępowania. Położenie
broni na szmatce, obok zagłówka okazało się najlepszym wyjściem.
— Odradzam — powiedziała kobieta. — Mam cię na muszce.
Pozdrowienia, skurwielu — powtórzyła.
— Od kogo?
— Nie domyślasz się?
— To jakaś pomyłka — odparł drżącym głosem.
— Co ty powiesz! — zadrwiła. — A teraz spokojnie i bez numerów.
Najpierw delikatnie podniesiesz spluwę i rzucisz ją na podłogę.
Prolog
Dwoma paluszkami. Zaraz, zaraz, nie tak! Kciukiem i małym za lufę,
nie za kolbę. A pozostałe trzy mają być ładnie rozczapierzone i
doskonale widocznie. Myślisz, że nie znam takich sztuczek?
Zaklął w myślach. Suka! Najwyraźniej fachowiec od mokrej roboty!
Doskonale wiedziała, że jeśli podnosi się broń kciukiem i palce
wskazującym, dość łatwo zawinąć nią, przerzucić do dłoni. Prawdziwi
mistrzowie czynią to w ułamku sekundy, a potem oddają
błyskawiczny, celny strzał. On też nie był najgorszy, jeśli chodziło o
podobne umiejętności. Umieszczenie zaś lufy broni między
pierwszym i ostatnim palcem uniemożliwiało podjęcie jakiejkolwiek
akcji. Posłusznie wykonał polecenie. Zaraz potem jakiś błyszczący
przedmiot pofrunął w jego stronę, brzęknął, padając na kołdrę.
— Załóż to.
Wyciągnął rękę, namacał kajdanki. Nie miał wyjścia, zatrzasnął
bransoletkę na prawym nadgarstku.
— Nie, znowu nie tak — zaprotestowała, kiedy chciał to samo
uczynić z drugą ręką. — Nie próbuj być za cwany. Teraz lewa kostka.
No już! Chyba że wolisz mieć przestrzelone biodro albo kolanko!
Manipulując przy stopie, próbował przyjrzeć się kobiecie. Nie był w
stanie dostrzec twarzy — skrywała się w półmroku, w dodatku z
kapelusza zwieszała się woalka — delikatna i zwiewna, ale w tych
warunkach doskonale maskująca rysy.
— Kto cię, przysłał, suko? — warknął.
— Grzeczniej proszę. Domyśl się, komu tak bardzo zalazłeś za
skórę.
— On? — zdumiał się. — Przecież to niemożliwe. Jemu nie
wolno…
— Wszystko jest możliwe — w jej głosie usłyszał uśmiech. —
Trzeba było nie wracać do kraju. Myślałeś, że jeśli się ukryjesz na
jakimś zadupiu, nikt z dawnych przyjaciół nie zacznie cię szukać?
— Myślałem, że jesteś od Łazarza…
— Myśleć możesz, co chcesz. Jest paru ludzi, którzy chętnie by cię
dopadli. Namieszałeś, utrudniłeś nam pracę. A potem doszedłeś do
wniosku, że trochę tego za dużo. Nie zaprzeczaj, bo to nie ma sensu!
Kto zabił niemiecką agentkę? Komu zaczął się palić grunt pod nogami,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin