Spokolenie_czyli_gniew_e_b0x2.pdf

(89 KB) Pobierz
Lubił się zakładać. Często.
— Uwielbiam, jak mnie dotykasz — szepnęły ciemne usta
zanurzone w ciepłym cieniu wnętrza… jego wnętrza.
Był w niej. Skończył. Było… mmm… trochę nudno.
Jak zwykle zresztą, od dnia, gdy poczuł, że seks, właściwie
wszelkie współżycie, kontakty z innymi osobami obrzydły mu
zupełnie. No, prawie zupełnie! Przynajmniej na jakiś czas.
No, dobra, może do przyszłego tygodnia. Ok! Do jutra?
Ona oddychała ciężko, zmęczona swoim odgórnym wysił-
kiem, rytmicznym ruchem masywnych, dwudziestoletnich
bioder. On, w dole, w pozycji horyzontalnej, przypomniał so-
bie zakład, który kiedyś zrobił z licealną koleżanką Anną Ka.
Chodziło o inną jeszcze klasową koleżankę, również Annę,
Anię Wu.
Mieli naście lat. Byli na wycieczce szkolnej. Były to jedne
z pierwszych dni w ich życiu, w których próbowali nowości,
eksperymentowali i tym podobne. Tego wieczoru, pod świe-
tlicą ośrodka, w paczce, w której zwykle trzymali się w klasie,
wypili pół litra wódki na kilka osób i może jedno piwo, może
13
Kup książkę
dwa, albo trzy. Cała ta ilość alkoholu rozłożyła się na kilka
dziewczyn i paru chłopaków. Niby niewiele, ale jak na jeden
z pierwszych razów — akurat. Tak, by zaszumiało, a do głów
powpadały inne, mniej grzeczne niż zwykle, pomysły.
Między Anną Ka a… wywiązała się dyskusja, potem spór,
na końcu zakład. Założyli się, że… nie uda mu się uwieść An-
ny Wu, otyłej koleżanki z ogromnym biustem i ładną buzią.
Wewnętrznie czuł, że nieraz był ukradkiem obserwowany
przez Wu; wtedy obracał się w jej stronę, a ona rumieniła się,
czasem uśmiechała, czasem… Rzadko ze sobą rozmawiali,
lecz on wiedział, że ona… To się po prostu czasem czuje, się
wie. Założył się więc o przekonanie. Był pijany, podnieco-
ny. Lubił wygrywać. Sądził, że zawsze będzie górą. W tamtej
chwili i w kolejnych, w przyszłości także.
Ania Wu siedziała w grupie swoich koleżanek. Całkiem
blisko ich stolika. Podszedł i zagadał. Poprosił, by z nim po-
szła, przeszła się, czy ma ochotę zerknąć w gwiazdy? Tak, to
banalne, ale niebo takie piękne, może piwo? Tak, chętnie,
czemu nie, bo co mi tam, nigdy nie podchodziłeś, nie rozma-
wiałeś ze mną, czemu teraz? A tak, wiesz, jestem nieśmiały.
Nie wyglądam, ale jestem, wierz mi, zawsze się… bałem.
Trzydzieści, czterdzieści minut później całował ją, jej
ciemne, miękkie usta w cieniu… mokre śliną, oczy wilgotne
strachem, prosiła, by przestał, że to za szybko, tak nie moż-
na, że chce ją oszukać, napił się i chce wykorzystać, że ona
nigdy. On również nigdy — odparł. Nigdy w życiu, jest pierw-
sza. Nie, że pierwsza w całowaniu, ale tak pierwsza pierwsza,
w sensie, pierwszeństwa, w sensie absolutnym, seksualnym.
Przestraszyła się tego słowa, nawet bardzo. Chwyciła go za
rękę, wyrwała ją spod stanika, zaczęła zapinać bieliznę, nie
mogła schować tłustej piersi pod pajęczyną materiału; wresz-
14
Kup książkę
cie się udało, zapięła się z tyłu, na plecach. Przeprosiła, że
musi iść, zaczęła odchodzić, chciał ją powstrzymać, przycią-
gnąć do siebie. Miała łzy w oczach tej ładnej, krągłej twarzy,
pulchne dłonie odepchnęły go delikatnie, usta pocałowały,
powiedziały, że chce iść, jest śpiąca, ale jutro od rana może
się spotkać, zobaczyć, ty też chcesz, co? — spytała. No… —
padła odpowiedź. Zobaczymy. Poszła w stronę swojego dom-
ku, w którym spała z dwiema koleżankami, tymi najbliższy-
mi w klasie.
…odczekał jedną, dwie, trzy minuty i ruszył w miejsce,
w którym zostawił Annę Ka i resztę. Podszedł, pochwalił się,
nie chcieli uwierzyć. W końcu ich przekonał, koniec końców
zakład był o przekonanie. Kilka minut później wiadomość
dotarła do Ani Wu. Załamała się, przepłakała całą noc. Ni-
gdy nie odezwała do… Nic poza tym, poza jej upokorzeniem,
a jego wygraną.
Podając pieniądze dziewczynie, z którą spędził godzinę,
w tym połowę w łóżku, myślami był przy Ani Wu. Nawet po
tylu latach nie było mu jej żal. Tak samo jak tej, co wycho-
dziła. To były tylko maszyny. Nieczułe automaty. One uda-
wały, że im zależy, że czują. One nie czuły. To były automaty
rozumne, o dużej sile przebicia. Inaczej nie byłyby w stanie
znosić dnia codziennego. I przetrwać.
— Mało! Jeszcze na taksę daj — dwudziestka syknęła
przy drzwiach, chowając banknoty.
— Na piechotę nie możesz?
— A ty sobie zwalić nie możesz?
— Mogę.
— A ja nie mogę. Dawaj, nie pierdziel. Znam swoje prawa.
— Co ty nie powiesz… — podał pomiętą dychę.
— Mało!
15
Kup książkę
— Spadaj.
Wypchnął ją. Zamknął drzwi na klucz, zasuwkę, łańcuch.
Gdy skończył, odczekał aż ucichną dźwięki kopnięć i krzyków
po drugiej stronie bezpiecznej granicy. W końcu poszła.
Spojrzał na zegarek. Skrzywił się. Ustawił alarm na rano.
Poszedł. Minął sypialnię. Padł na kanapę i włączył telewizor.
Przykrył się kocem. Chwycił szklankę z niedopitym drinkiem
ze śladem szminki. Przymknął oczy. Nie chciał spać w łóżku,
nie chciało mu się zmieniać pościeli po.
— Fuj — wypluł, odłożył szklankę, wyłączył telewizor
i spróbował zasnąć. Jak co noc. Próbował…
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin