Mrożek S. ''Dziennik Tom 1 (1962 - 1969)''.pdf

(4958 KB) Pobierz
SŁAWOMIR MROŻEK
DZIENNIK tom 1
1962- 1969
SPIS TREŚCI
SPIS TREŚCI..................................................................................................................2
1963...............................................................................................................................20
1964...............................................................................................................................54
1965.............................................................................................................................154
1966.............................................................................................................................267
1967.............................................................................................................................374
1968.............................................................................................................................428
1969.............................................................................................................................490
KALENDARIUM ŻYCIA I TWÓRCZOŚCI SŁAWOMIRA MROŻKA (LATA
1930-1969)..............................................................................................................................601
SPIS ILUSTRACJI.....................................................................................................614
INDEKS OSÓB..........................................................................................................619
1962
26 października, piątek
We wrześniu, czternaście lat temu, zacząłem pisać dziennik. W październiku, trzy lata
temu, spaliłem bez żalu kilkanaście albo dwadzieścia kilka tomów, po dwieście stron blisko
każdy. Uczucia dla tego dziennika straciłem już mniej więcej na trzy lata przed spaleniem,
prowadziłem go coraz mniej regularnie, w ostatnich latach przed
auto dafé
1
zupełnie nie.
Monstrum składało się z trzech motywów: potrzeba znalezienia się jakoś sam na sam z
czystym papierem (było to na długo przed debiutem), potrzeba zatkania przed kimś, choćbym
to był ja sam, gromadzenia jakichś doświadczeń, notatek z lektury, poglądów etc. Trzy
potrzeby to oczywiście uproszczenie. Ani granica między nimi nie była wyraźna, ani ich
liczba nie jest ostateczna. Podobnie z motywami zaprzestania tej akcji. Najprostszy i
najbardziej powierzchowny to ten, że zacząłem pisać zawodowo. Rzeczywiście, w miarę jak
drukowałem, przestałem się oddawać temu młodzieńczemu rękopiśmiennictwu. Choć
prowadziłem dziennik jeszcze długo po tym, jak zostałem „pisarzem”.
Te parę kilo moich przeżyć serdecznych spaliłem, oczywiście ze strachu przed
niepowołanym czytelnikiem w przyszłości. Zdałem sobie sprawę z tego, że ich przed nim nie
uchronię, po włamaniu do mojego krakowskiego pokoju, dokonanym, kiedy byłem w
Ameryce. W naszym kraju sejfy nie istnieją, zdaje się, a jeżeli istnieją, to nie mam do nich
zaufania.
Ale nie tylko dlatego. W owym czasie ogarnął mnie najsilniej strach przed
cmentarzem, przed tym, jakim już nie byłem, przed starzyzną. Problem, czy rzeczywiście już
byłem kim innym albo w jakim stopniu już byłem kim innym, a w jakim tym samym, w
dalszym ciągu oczywiście pozostaje otwarty. Może wstydziłem się siebie, chciałem się
wyprzeć małego, ale garbatego przodka, jakim byłem sam dla siebie. Zresztą nie będę mnożył
tłumaczeń.
Mniej więcej po trzech latach od daty ogniska, które miało tak ładnie zaznaczyć
odejście mojej młodości, a w jakieś sześć po wygaśnięciu owego instynktu samoskargi i
mówienia do siebie doznaję podobnego odruchu pisania.
Z trzech motywów wymienianych poprzednio, a właściwie czterech, pozostaje: jak
żyć.
1
auto dafé
(dosł. akt wiary) - całopalenie
Chodzi o arkę przymierza między tym, co leci i toczy się, życiem, można powiedzieć,
a pracą zawodową, o przygotowanie platformy pośredniej, podobnie jak chodzi gdzie indziej i
komu innemu o przygotowanie stacji pośredniej do wylądowania na Księżycu. Należę do
pokolenia, dla którego pojawienie się samolotu na niebie było sensacją. I dlatego piszę na
maszynie, a nie moim ukochanym sposobem, piórem i na dobrym papierze. Notowanie
surowca nigdy nie było u mnie porządne. Ale po co właściwie tłumaczę się tak i przed kim?
Oczywiście nie trzeba się okłamywać. Warto by ustalić granice, co powinno być
sprecyzowane w słowach dla samego siebie, a co pominięte. Swoje wprawdzie wiem, ale
tylko w sekundzie, kiedy to wiem naprawdę, czyli przemijanie, proszę pana. Ustalmy więc
uczciwie: to, co zaczynam, może czytać każdy.
Rozmowa towarzyska nie jest dla mnie ani narzędziem, ani sposobem. Tylko za
pomocą papieru staję się swobodnym dyskutantem, a próby z magnetofonem dały żałosne
rezultaty Żałuję, że nie mam wyraźnego pisma, bo maszyna do pisania nie jest całkiem
obłaskawiona.
Mam nadzieję, że się przyzwyczaję do tej formy. Na razie czuję się nieswojo. Koniec
przedmowy.
27 października, sobota
Zdaje się, że wiem, dlaczego lubię czytać w obcych językach, mimo że są obce.
Język polski jest dla mnie wciąż za jasny, za oczywisty, nie stawia oporu, a sztuczne
stwarzanie, to znaczy doszukiwanie się w nim oporu pod postacią tak zwanej pracy nad
stylem, zupełnie mnie nie bawi. Kiedy czytam po francusku czy po angielsku, mam wrażenie,
że wyrażam nim tajemnicę, choćbym sam jej nie znał.
Z lektury Jasia
2
: jak to kapitan przybija do molo w Tromsö
3
. Określenie „tao”
4
na
spełnienie. Spełnione powołanie, mistrzostwo, w którym rozkwita najlepsza część natury
ludzkiej, znalazłszy swoje miejsce w porządku świata.
28 października
Sztuka w jednym akcie pt.
Kto tam
5
.
Od pewnego czasu śpię w dziwny sposób. Tylko
jeżeli kładę się do łóżka pijany, zasypiam od razu i bez żadnych snów. Ponieważ pijaństwo
Jan Józef Szczepański. (Niektóre nazwiska opatrzono krótkimi notami w
Indeksie osób -
zob. s. 721).
Zob. J.J. Szczepański,
Zatoka białych niedźwiedzi,
Kraków 1960, rozdz.
Tromsö
4
Tao (chiń. droga) - w taoizmie jednolita pierwotna zasada będąca źródłem wszystkich bytów i
panującego we wszechświecie ładu.
3
5
2
Sztuka Mrożka pod takim tytułem nigdy się nie ukazała
rzadko się teraz zdarza, więc można powiedzieć, że normalnie mój sen jest rodzajem
maszyny, do której wieczorem wrzuca się przeżycia świadome, a przez całą noc ona je miele i
układa na swój tajemniczy, niemniej uporządkowany sposób, według niewiadomego mi
systemu. Przez całą noc, śniąc, wiem, że powinienem pisać sztuki i opowiadania. Ta inhibicja
działa nieustannie i komponuje moje sny. Jeszcze wyraźniejsze są stany pół jawy, to znaczy
jeszcze wyraźniej objawia się ta zawodowość snu, o której mówię. Kiedyś, kiedy grałem w
siatkówkę albo płynąłem łodzią, wiosłowałem i odbijałem piłkę przez całą noc. Jest to
właściwie to samo.
Zapewne nie ze snu, ale ze stanu pół jawy stają się te pomysły (nie jest to wcale
odpowiednie słowo, ale nie widzę w tej chwili innego), które bardzo nieraz cenię. Kilka dni
temu, właśnie w stanie takiej pół jawy, o świcie, zapukała do drzwi mleczarka i w ostrych
słowach zganiła mnie, że mieszkam na piątym piętrze (przesadziła o jedno piętro, ale byłem
zbyt zaspany, żeby sprostować). Wracając, zapadłem jeszcze po drodze w półsen i wtedy
wysnuło mi się, jak następuje:
Kto tam
Osoby:
Prawie Jaś
Ojciec między innymi
Jak gdyby Mleczarka
Matka do pewnego stopnia
Scena przedstawia pokój (salon) rodzinny, nie posprzątany, jak po wieczorze, o piątej
nad ranem. Dzwonek do drzwi wejściowych. Przez pokój przechodzi Prawie Jaś, zaspany, w
płaszczu kąpielowym. Otwiera. Mleczarka. Po Mleczarce dzwoni Dozorca:
- Nic, chciałem tylko powiedzieć państwu, że jest mleczko pod drzwiami.
Potem Listonosz. Prawie Jaś, już nie pytając, wdrożony spotkaniami z Mleczarką i
Dozorcą, prowadzi go do pokoju i siadać prosi.
- Jestem tylko listonoszem, a tu siadać.
- Aha, ha, pan mnie nie zmyli. Pan zapewne jest, zaraz, czym to pan jest...
Próba dialogu z Mleczarką.
- Dlaczego pani dzwoni?
- Pan mieszka na piątym piętrze.
- Na czwartym. Czy to powód, żeby dzwonić?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin