Zemsta ma twoje imie.pdf

(398 KB) Pobierz
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą
kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,
magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź
towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci –
żyjących obecnie lub w przeszłości – oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc
czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.
Helion SA
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail:
editio@editio.pl
WWW:
http://editio.pl
(księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
http://editio.pl/user/opinie/zemsta
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-283-6496-7
Copyright © Helion SA 2020
Printed in Poland.
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
Heraklion, 15 sierpnia
Położyłem dłoń na skórzanej teczce,
żeby
sprawdzić, czy jeszcze
tam jest. Była. Leżała na stoliku, a na jej okładce inkrustowane
złotem
świeciły
się litery
TT. Tott’s Tower.
Wreszcie tego doko-
nałem. Przez całą moją karierę marzyłem o współpracy z Sau-
dyjczykami, a teraz to marzenie stało się faktem. Doprowadziły
mnie do niego ciężka praca i wiara,
że
mogę więcej niż inni.
Byłem wyjątkowy. W wieku trzydziestu trzech lat posiadałem
miliony na kontach, a za dwa lata w Rijadzie, mieście niedo-
stępnym dla zachodnich inwestycji, miał stanąć mój największy
hotel.
Umowa została zawarta, lecz formalności administracyjne
miały potrwać jeszcze kilkanaście miesięcy. Czas, bym odpoczął
przed realizacją kolejnego projektu. Przymknąłem powieki i opu-
ściłem
skórzany fotel do pozycji leżącej. W moim prywatnym
samolocie miałem do dyspozycji sypialnię. Mógłbym z niej
skorzystać, ale byłem zbyt zmęczony, by ruszyć się z miejsca.
Dopiero teraz poczułem, jak bardzo wypompowały mnie ostat-
nie wydarzenia. Marzyłem o kilku dniach spędzonych w
łóżku
w mojej podlondyńskiej rezydencji, jednak w głębi duszy wie-
działem,
że
to na zawsze pozostanie sferą wyobraźni. Byłem
pracoholikiem, nie umiałem leniuchować, każda bezczynna
minuta to niezarobione pieniądze. Moje pieniądze. Nikt nie za-
dba o nie tak jak ja i nikt ich za mnie nie zarobi.
9
Kup książkę
Poleć książkę
Włożyłem do uszu słuchawki i puściłem cicho pierwszy lep-
szy utwór. Nie miało znaczenia, co to będzie. Ważne,
że
był to
utwór klasyczny. Klasyka mnie odprężała. Wolałem ją od no-
woczesnych ryków i pień topowych wokalistów. Ułożyłem się
wygodnie i zacząłem odpływać. Niczym senna mara na dnie
umysłu zwizualizowała się moja najnowsza inwestycja. Stałem
na dachu najwyższego hotelu w Rijadzie. Byłem bogiem patrzą-
cym na maluczkich z góry. Srebrny drapacz chmur opatrzony
minaretami i złotymi ornamentami wykończył tamtejszą hote-
larską konkurencję. Widziałem moją wieżę, jakby już tam stała,
gdy nagle z sennych imaginacji wybudził mnie zaniepokojony
głos pilota. Muzyka ucichła, a ja otworzyłem oczy poirytowany,
że
ten debil za sterami
śmiał
przerwać moją drzemkę.
— Co jest? — warknąłem do mikrofonu, gdyż nie usłysza-
łem
wcześniejszego komunikatu.
— Panie Tott. Mamy problem z prawym skrzydłem — po-
wtórzył pilot. — Nie możemy go w pełni rozwinąć.
— No i? — Wzruszyłem ramionami.
— Jesteśmy zmuszeni awaryjnie lądować.
— Nie dolecimy z tym do Londynu?
— Nie, panie Tott. Dla pana bezpieczeństwa wolę spraw-
dzić, co się stało. Nie możemy ryzykować. Mamy przed sobą
jeszcze kilka godzin lotu.
— Gdzie teraz jesteśmy? — spytałem.
Nie uśmiechało mi się tracić czasu na jakimś zadupiu.
W Londynie czekała na mnie masa spraw do załatwienia. Moje
biurko w stylu Ludwika XIV było zawalone papierami. W końcu
nie było mnie w firmie ponad tydzień. A ja nie uznawałem
przekazywania najważniejszych spraw Tott’s Empire komukol-
wiek innemu. Musiałem trzymać rękę na pulsie.
— Wlecieliśmy w strefę powietrzną Grecji. Mamy zgodę na
lądowanie w Heraklionie.
10
Kup książkę
Poleć książkę
— Kreta? — prychnąłem.
Przereklamowane miejsce. Dobre dla bezmyślnego tłumu.
Wolałem moją własną hawajską perełkę. Cisza, spokój, brak
debilnych turystów. Co prawda odkąd ją kupiłem, nie byłem
tam ani razu, ale i tak chełpiłem się z posiadania prywatnej wy-
spy. Dodawała mi splendoru.
— Tak, panie Tott. Wylądujemy w jej stolicy. Pan Evans już
załatwia formalności.
Ech. I znów formalności. To oznaczało dłuższy pobyt w tym
mieście przepełnionym niewyrafinowaną rozrywką i prostakami.
Westchnąłem, patrząc, jak za oknem słońce chowało się za ho-
ryzontem, a niebo przybrało barwę fioletu i różu. Nie chciałem
bratać się z plebsem. Miałem interesy na głowie. Czas mnie go-
nił, a taki przestój oznaczał,
że
jutro prawdopodobnie nie wkroczę
z rana do mojego biura i nie zacznę realizować postanowień
umowy z Saudyjczykami oraz szykować się do kolejnego, tym
razem polskiego projektu. Pozostawał mi jedynie kontakt telefo-
niczny z moimi podwładnymi w Londynie.
— Macie noc — odparłem władczo. — Tyle wam daję na na-
prawę. Za każdą godzinę zwłoki potrącę wam z wynagrodzenia!
— Tak jest, panie Tott — odparł pilot, a brak zająknięcia
w jego głosie
świadczył
o profesjonalizmie.
Uśmiechnąłem się. Dobrze dobierałem moich współpracowni-
ków. Znali mnie, wiedzieli,
że
nie
żartuję,
a ja wiedziałem,
że
staną
na głowie, aby spełnić moje wymagania. Tylko tacy bowiem
nadawali się do pracy w Tott’s Empire.
— Lećmy zatem do tej Grecji. Może poznam tam jakąś bo-
ginię… — mruknąłem i podczas gdy samolot zaczął miękko
opadać, ponownie pogrążyłem się w drzemce.
***
11
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin