Jednostka.pdf

(447 KB) Pobierz
Tytuł oryginału: Enhet
Tłumaczenie: Alicja Rosenau
ISBN: 978-83-283-4580-5
Copyright © 2006, 2010 by Ninni Holmqvist
First published by Norstedts, Sweden 2006.
Published by arrangement with Nordin Agency AB, Sweden.
Polish edition copyright © 2019 by Helion SA
All rights reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą
kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,
magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź
towarowymi ich właścicieli.
Autor oraz Helion SA dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były
kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie,
ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz
Helion SA nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe
z wykorzystania informacji zawartych w książce.
Helion SA
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail:
editio@editio.pl
WWW:
http://editio.pl
(księgarnia internetowa, katalog książek)
Printed in Poland.
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
JEDNOSTKA
1
Było wygodniej, niż mogłam sobie wyobrazić. Własny pokój z
ła-
zienką czy raczej apartament, bo składał się z dwóch pokoi, sypialni
i salonu z wnęką kuchenną. Pomieszczenia były jasne i przestronne,
nowocześnie urządzone, w wysmakowanych kolorach. Każdy naj-
mniejszy zakątek oczywiście monitorowały kamery, wkrótce miałam
się przekonać,
że
pomieszczenia naszpikowano też ukrytymi mikro-
fonami. Ale kamery nie były ukryte. W każdym rogu sufitu zamon-
towano po jednej — małej, ale całkowicie widocznej — tak samo
w każdym kącie i zakamarku, którego nie było widać z góry, na przy-
kład w garderobie, za drzwiami czy za wystającymi szafami. Nawet
pod
łóżkiem
i w szafce pod zlewem w kuchence. Wszędzie, gdzie tyl-
ko mógł się wczołgać lub ukryć skulony człowiek, znajdowała się
kamera. Czasem, kiedy szło się przez pokój, urządzenie
śledziło
czło-
wieka swoim jednookim spojrzeniem. Cichy szmer zdradzał wtedy,
5
Kup książkę
Poleć książkę
NINNI HOLMQVIST
że
ktoś w sztabie kontroli z jakiegoś powodu zwraca szczególną uwagę
na to, co dana osoba akurat robi. Monitorowano także
łazienkę.
Na
tej małej powierzchni znajdowały się ni mniej ni więcej tylko trzy
kamery, dwie na suficie, jedna pod umywalką. Tak
ścisłej
obserwacji
podlegały nie tylko apartamenty prywatne, lecz także pomieszczenia
wspólne. Zresztą trudno się spodziewać czegoś innego. Chodziło
o to,
żeby
nikt nie odebrał sobie
życia
lub nie wyrządził sobie sam ja-
kiejś krzywdy. Nie tutaj. Nie, kiedy ktoś już tu trafił. Należało to za-
łatwić
wcześniej na własną rękę, jeśli ktoś nosił się z takim zamiarem.
Przez pewien czas chciałam to zrobić. Rozważałam, czy powin-
nam się powiesić, czy rzucić pod rozpędzony pociąg, czy też wykonać
pełny skręt na autostradzie i ruszyć pod prąd. Albo po prostu zjechać
z drogi. Zabrakło mi jednak odwagi. Dlatego posłusznie czekałam
przed swoim domem w umówionym terminie.
Pierwsze przebiśniegi zaczęły właśnie wychodzić z ziemi w moim
ogródku, który już od kilku tygodni jarzył się od
żółtych
gwiazdek
ranników. Było sobotnie przedpołudnie. Rano napaliłam w kominku.
Przejrzysty rozedrgany dym unosił się nad domem, kiedy stałam przed
furtką i czekałam. Dzień był bezwietrzny, zimny i bezchmurny.
SUV miał kolor bordo metalik i został tak wypolerowany,
że
pusz-
czał zajączki, kiedy powoli zjeżdżał w dół przez wieś, by zatrzymać
się przede mną. Wszystkie szyby oprócz przedniej i obu bocznych
z przodu były czarne; poza tym pojazd wyglądał na całkowicie ano-
nimowy,
żadne
logo czy inny napis nie zdradzały, skąd przyjechał
ani dokąd zmierzał. Kierowała nim kobieta w czarnej pikowanej
kurtce; wysiadła, skinęła mi na powitanie głową i uśmiechnęła się
przyjaźnie, włożyła moją wielką walizę do bagażnika, po czym ruchem
ręki pokazała mi,
że
mam usiąść z tyłu. Zapięłam pasy, położyłam na
6
Kup książkę
Poleć książkę
JEDNOSTKA
kolanach swoją podręczną torbę i objęłam ją ramionami. Kobieta
wrzuciła pierwszy bieg, zwolniła hamulec ręczny i ruszyłyśmy. W sa-
mochodzie byłyśmy tylko we dwie. Nie odzywałyśmy się do siebie.
Po ponad dwóch godzinach jazdy za szybami tak mocno zaciem-
nionymi,
że
nawet gdybym próbowała, nie mogłabym
śledzić
trasy ani
nawet powiedzieć, w jakim kierunku jedziemy, droga opadła stromo
w dół, a odgłos silnika i opon się zmienił, stał się przytłumiony i po-
jawiło się echo, jak gdybyśmy jechały przez tunel. Najpierw po dru-
giej stronie szyb zrobiło się mroczniej, potem się rozjaśniło, samo-
chód się zatrzymał, silnik zamilkł. Drzwi tylnego siedzenia zostały
otwarte od zewnątrz. Zobaczyłam dwie twarze, mężczyzny i kobiety.
Kobieca twarz uśmiechnęła się, otwierając usta, i powiedziała:
— Witaj Dorrit! Jesteś na miejscu.
Wysiadłam i zorientowałam się,
że
jesteśmy w garażu, wyglądał na
podziemny. Mężczyzna i kobieta mieli na sobie jasnozielone koszule
z białym logo jednostki na piersi — rozpoznałam je, było na broszu-
rach informacyjnych, które zamówiłam do domu kilka miesięcy temu.
Mężczyzna i kobieta przedstawili się jako Dick i Henrietta. Hen-
rietta dodała:
— Jesteśmy funkcyjnymi twojego oddziału.
Przeszła na tył samochodu, otworzyła bagażnik, wyjęła moją wa-
lizkę i ruszyła w stronę wind na drugim końcu garażu, w którym
znajdowało się około pięćdziesięciu samochodów, większość to
zwykłe osobówki, SUV-y i minibusy, choć zauważyłam też kilka ka-
retek. Dick wziął moją torbę na ramię z betonowej posadzki, gdzie
postawiłam ją podczas powitania. Wolałam nieść bagaż sama, bo za-
wierał moje najbardziej prywatne rzeczy, ale on nalegał, a ja nie
chciałam urządzać sceny, wzruszyłam tylko ramionami i zostawiłam
mu torbę. Gestem wskazał mi windy, więc ruszyłam za Henriettą, on
szedł tuż za mną.
7
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin