Czarna cma.pdf

(349 KB) Pobierz
1
Czarna Ćma
Steve
Liebich
Published by Wydawnictwo Internetowe,
2020.
2
Kup książkę
This is a work of fiction. Similarities to real people, places, or
events are entirely coincidental.
CZARNA ĆMA
First edition. August 21, 2020.
Copyright © 2020 Steve
Liebich. ISBN: 978-
8395773228
Written by Steve Liebich.
3
Kup książkę
Rozdział XVIII
(Fragment)
wysiłkom Petera nalegającego na podzielenie kosztów), wyszli na
parking i wsiedli do rozgrzanej od słońca kabiny ciężarówki.
Wielka pustynia niczyja zaczynała wypuszczać soki. W oddali
horyzont falował i zniekształcał się. Drogą stanową numer
czterdzieści sunęły rozpędzone samo- chody, zostawiając za sobą
martwą ziemię Teksasu. Zaraz potem troje po- dróżnych poszło w
ślady innych i uciekło od marsowych krajobrazów w
stronę wschodzącego słońca.
I Peter, i Lynn starali się zachować pozory spokoju. Oboje czuli
się parszywie, wiedząc, że ryzykują życiem dobrego i poczciwego
człowieka, który nie miał pojęcia, komu tak naprawdę pomaga.
Poczucie winy gryzło ich serca, lecz na szali wisiały także ich
życia. Czy to chęć przetrwania kazała im wystawiać Jeffa na
sztych? Peter nie czuł się wcale lepszy od złoczyńców i okrutnych
filmowych drabów, którzy zabijają niewinych ludzi. Świadomość
narażania drugiego człowieka na śmierć trawiła jego sumienie i
ciążyła mu w głowie bardziej niż cokolwiek innego. Igranie
ludzkim życiem to niemal to samo co świadome zabójstwo. Peter i
Lynn czuli się wszawo i jak wszy karmili się krwią Jeffa.
D
okończyli śniadanie, Jeff zapłacił za wszystkich (wbrew
Kup książkę
4
Z drugiej strony każdemu z nich zależało na życiu swoim
i tego drugiego. Czy to złe i amoralne? Ratowanie jednego
życia
dzięki poświęceniu drugiego? Kto ustanowił prawo
wyższości? Życie za życie. A przecież zostawiając Jeffa samego,
równie dobrze mogli go narazić na niebezpieczeństwo. Kto wie,
może nawet większe, niż groziło mu przy nich. To chwytanie się
brzytwy na wodach zwątpienia i ratowania własnej duszy, ale
lepsze to niż nic.
– Za pół godziny przejedziemy przez Groom, a za godzinę
będziemy w Amarillo, mieście... Sam nie wiem czego, ale
przynajmniej nie taka dziura jak te, które mijamy.
Zwrócił wzrok na Petera i Lynn.
– Mają tam takie festyny kowbojskie. Wiecie, bizony, lassa i
strzelaniny z dubeltówek. Fajna sprawa. Jak ktoś lubi dziki zachód.
Ja tam nie lubię i męczę się, jak widzę, kiedy te bidne zwierzaki się
męczą. To wszystko to jedno wielkie wiadro gówna przemieszane z
popieprzoną historyjką o dzielnych żołnierzykach z lassami
zamiast giwer. Pardon za wyrażanie się,
madame!
Uśmiechnął się do Lynn, ale ona go nie słuchała.
– Co wy tacy nie w sosie, co? Nudzę was, nie?
Peter pierwszy otrząsnął się z czarnych chmur myśli.
– Co? Nie, co ty. Ja też nie lubię
kowbojów. Jeff wyglądał na
zmartwionego.
– Na pewno wszystko w porządku? Jak coś, to walcie jak w
dechę. Nie złamiecie mnie. – Znowu się zaśmiał.
– Strasznie gorąco w tym Teksasie – rzuciła na poczekaniu
Lynn, że- by uciec od tematu ich wspaniałego i różanego
samopoczucia.
– A czegoś ty się spodziewała, dziewczyno? To dziki zachód:
stepy, żar, pustka i wielkie gów... i wielkie nic.
– A skąd dokładnie pochodzisz, jeśli mogę spytać? – spytał
Peter.
Kup książkę
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin