Abby Green - Burza na pustyni.pdf

(721 KB) Pobierz
Abby Green
Burza na pustyni
Tłumaczenie:
Ewelina Grychtoł
PROLOG
Piekielnie gorący prysznic nie zdołał rozproszyć poczucia
pustki, jakie zostawił u szejka Salima Ibn Hafiza Al-Noury’ego
seks z nową kochanką. Był tym bardziej rozczarowany, że
dziewczyna zapowiadała się naprawdę dobrze. Urodą
przyćmiewała niejedną modelkę, a co ważniejsze, bez wahania
przystała na jego główny warunek: żadnych zobowiązań.
Nigdy nie wdawał się w relacje z kobietami, które nie
uznawały tej reguły. Odkąd pamiętał, niezależność stanowiła
jego priorytet. Tylko tak mógł się odizolować od rodziny i uciec
przed odpowiedzialnością, jaką niosło ze sobą jego dziedzictwo.
Od bolesnych wspomnień. Od emocjonalnego zaangażowania,
które prędzej czy później musiało się na nim zemścić.
Salim i jego brat Zafir zostali wychowani z chłodną
starannością, niczym rasowe zwierzęta. Spłodzono ich
w jednym celu: by pewnego dnia objęli rządy nad sąsiednimi
królestwami Tabatu i Jandoru.
Kraje te przez setki lat pozostawały ze sobą w stanie wojny.
Traktat pokojowy udało się podpisać dopiero, kiedy ich matka,
księżniczka Tabatu, poślubiła księcia Jandoru. Wówczas
postanowiono, że ich synowie będą wspólne rządzić
królestwami, by zapewnić trwały pokój. Gdy rok temu zmarł ich
ojciec, Zafir, jako pierworodny syn, został koronowany na
władcę Jandoru, natomiast Salim wciąż nie objął tronu Tabatu,
mimo stale rosnącej presji.
Zawiązał ręcznik wokół bioder, zły, że znowu o tym myśli. Nie
musiał się tym przejmować. Co w tym złego, że zdążył inaczej
ułożyć sobie życie? Zarządzał rozległym biznesowym imperium,
wartym miliardy dolarów. Nie było to coś, z czego mógłby łatwo
zrezygnować.
Kątem oka zauważył swoje odbicie w lustrze. Wyglądał na
znużonego, zmęczonego życiem. Niebieskie oczy wyraźnie
odznaczały się na tle smagłej cery. Mocna szczęka pokryta była
kilkudniowym zarostem.
Obojętnie zarejestrował przyjemną dla oka symetrię swoich
rysów, które przywiodły mu na myśl inną, niemal identyczną
twarz. Tylko że tamta twarz należała do jedenastoletniej
dziewczynki. Jego siostry bliźniaczki, która nie doczekała
dwunastego roku życia.
Jej śmierć nieodwracalnie zmieniła Salima. Wraz ze
złamanym sercem utracił dziecięcą wiarę w ludzi i we własną
niezniszczalność. Stracił bratnią duszę i nigdy więcej nie chciał
przeżywać tego rozdzierającego bólu.
Westchnął ciężko. Mimo upływu dziewiętnastu lat na myśl
o Sarze wciąż czuł dotkliwą pustkę w sercu. Pomścił jej śmierć,
ale to wcale nie przyniosło mu ukojenia.
Głośny, drażniący dzwonek telefonu wyrwał go z zamyślenia.
Poszedł do sypialni swojego nowojorskiego penthouse’u
i podniósł komórkę z szafki nocnej. Zobaczywszy, kto dzwoni,
poczuł znajomy ucisk w piersi. Miał ochotę zignorować
połączenie, ale wiedział, że to tylko odwlekanie nieuniknionego.
– Witaj, bracie. Jak miło, że dzwonisz – rzucił chłodno do
słuchawki.
Zafir jęknął z irytacją.
– Od tygodni usiłuję się z tobą skontaktować! Salim, co się
z tobą dzieje? Wszystkim tylko utrudniasz życie. Sobie również.
Salim udał, że go nie słyszał.
– Moje gratulacje. Wybacz, że nie było mnie na ślubie.
Zafir westchnął ciężko.
– I tak się nie spodziewałem, że przyjedziesz. Ale owszem,
byłoby miło, gdybyś w końcu poznał Kat. Bardzo na to czeka.
Ból w piersi Salima przybrał na sile. Tak długo trzymał Zafira
na dystans, że pokonanie dzielącego ich muru wydawało się
niemożliwe. Tylko dlaczego właściwie mu to przeszkadzało?
W duchu zapewnił samego siebie, że nie jest nic winien ani
Zafirowi, ani swojej szwagierce, królowej Jandoru.
– Nie mam czasu na czcze pogawędki. Czego ode mnie
chcesz?
– Dobrze wiesz, czego – warknął jego brat. – Już dostatecznie
długo unikałeś swoich obowiązków. Rząd Tabatu od roku czeka,
aż obejmiesz tron, wypełniając obietnicę naszego ojca.
Zanim Salim zdążył zareagować, Zafir kontynuował.
– Tabat wkrótce pogrąży się w chaosie. Tu nie chodzi tylko
o ciebie. Jeśli nie przywrócisz porządku, mogą się pojawić
ofiary. Będziesz królem, czy ci się to podoba, czy nie.
Salim miał ochotę warknąć, że jest tak daleki od bycia
królem, jak to tylko możliwe. Przez całe życie trzymał się z dala
od dworskiej polityki i całego tego hermetycznego światka.
Nigdy nie prosił o tę rolę; przeznaczono mu ją, zanim się
urodził. Był dokładnym przeciwieństwem brata, który bez
sprzeciwu zaakceptował swój los.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, Zafir mówił dalej.
– Nie możesz tego uniknąć, Salim. To twoje przeznaczenie.
Jeśli go nie wypełnisz, będziesz miał krew na rękach.
Salim pomyślał o tym, co spotkało jego siostrę. Od czasu jej
tragicznej,
niepotrzebnej
śmierci
przestał
wierzyć
Zgłoś jeśli naruszono regulamin