Bal w Palermo - Andie Brock.pdf

(654 KB) Pobierz
Andie Brock
Bal w Palermo
Tłumaczenie:
Alina Patkowska
Rozdział pierwszy
Harper McDonald patrzyła na masę skłębionych ciał na
parkiecie. Skąpane w blasku zielonych i niebieskich laserów,
wyglądały jak wzburzone morze. Całe jej ciało pulsowało
w rytm hipnotycznej muzyki, wokół unosił się zapach luksusu,
pieniędzy i hedonizmu.
Harper czuła się tu zupełnie nie na miejscu. Nie przyszła tu,
żeby tańczyć albo bratać się z pięknymi i bogatymi. Znalazła się
tu tylko z jednego powodu: musiała znaleźć siostrę.
Zeszła po schodach i przesuwając się po skraju parkietu,
próbowała znaleźć kogoś, kto mógłby jej pomóc. Ktoś musiał
przecież wiedzieć, co się stało z Leah. Ale ledwie przeszła kilka
kroków, ktoś z potężną siłą pochwycił ją za ramiona i uniósł do
góry.
– Puść mnie! Postaw mnie! – Gwałtownie obróciła głowę
i zobaczyła dwóch osiłków w garniturach. Po ich szerokich,
obojętnych twarzach przemykały smugi laserowego światła.
– Postawcie mnie! – zawołała znowu, próbując przekrzyczeć
hałas. – To boli!
– To przestań się wyrywać.
Prowadzili ją gdzieś bez słowa wyjaśnienia, a ona zupełnie nic
nie mogła z tym zrobić. Ludzie obojętnie rozstępowali się przed
nimi. Jej los nikogo tu nie obchodził.
– Przestańcie! – powtórzyła, próbując zapanować nad
histerią. Nie miała pojęcia, kim są ci dwaj i dokąd ją prowadzą.
Nie ciągnęli jej w stronę wejścia, lecz w przeciwną, w głąb tego
mrocznego, niebezpiecznego budynku. Przez jej umysł
przemykały przerażające obrazy: porwanie, morderstwo, gwałt.
A potem znowu wróciło podstawowe pytanie i największy lęk:
co się stało z Leah?
No cóż, nie zamierzała dać się porwać. Gotowa była walczyć
do ostatka sił, by ocalić siebie i siostrę.
– Ostrzegam was – powiedziała, desperacko wierzgając
nogami – że jeśli natychmiast mnie nie postawicie, to zacznę
wrzeszczeć.
– Nie radziłbym – mruknął jeden z osiłków prosto do jej ucha.
– Na twoim miejscu siedziałbym cicho. Skoro zrobiłaś to, co
zrobiłaś, to musisz się przygotować na konsekwencje. Awantury
w niczym ci nie pomogą.
Cóż ona takiego zrobiła? Nie chodziło chyba o to, że oszukała
bramkarza przy drzwiach? Wejście do tego ekskluzywnego
nocnego klubu okazało się zdumiewająco łatwe. Była
przygotowana na to, że będzie musiała zdać się na łaskę
bramkarza i wyjaśnić mu dokładnie, po co przyszła, ale żadne
wyjaśnienia nie były potrzebne. Bramkarz po prostu odsunął się
na bok i pozwolił jej wejść, mówiąc przy tym:
– Miło cię znowu widzieć. – Oczywiście pomylił ją z siostrą.
Myślał, że ma przed sobą Leah.
Ostatnia wiadomość od siostry pochodziła sprzed miesiąca.
Leah zadzwoniła do niej wtedy nad ranem, wyraźnie
nietrzeźwa, jak zwykle nie zważając na różnicę czasu między
Szkocją a Nowym Jorkiem. Zaspana Harper niewiele
zrozumiała z tego, co siostra próbowała jej powiedzieć. Mówiła
coś, że poznała mężczyznę, dzięki któremu stanie się bogata
i rodzina nigdy więcej nie będzie się musiała martwić
o pieniądze.
To był ostatni telefon, potem Leah już więcej się nie odezwała
i Harper po jakimś czasie zaczęła się martwić. W końcu wpadła
w panikę i przekonana, że jej siostrę spotkał jakiś okropny los,
wykorzystała cały limit na karcie kredytowej, kupiła bilet na lot
do Nowego Jorku i odnalazła nocny klub Spectrum, położony
w samym sercu Manhattanu, gdzie Leah przez ostatnie pół
roku pracowała jako hostessa. To było ostatnie miejsce, gdzie ją
widziano, dlatego tu właśnie Harper rozpoczęła swoje
poszukiwania. A teraz, gdy dwóch osiłków ciągnęło ją
w nieznanym kierunku, zaczęła się obawiać, że spotka ją ten
sam los co siostrę.
Zaprowadzili ją na tyły klubu i wepchnęli przez niemal
niewidoczne drzwi za sceną do ciemnego korytarzyka, tak
wąskiego, że musieli iść gęsiego. Ochroniarze w końcu musieli
ją puścić, ale jeden szedł tuż przed nią, a drugi tuż za nią, tak
blisko, że czuła ciepło ich ciał i zapach potu. Wspięli się po
pogrążonych w półmroku schodach i stanęli przed kolejnymi
drzwiami. Jeden z osiłków zastukał kostkami palców.
– Wejść.
Wepchnęli
Harper
do
niedużego,
kwadratowego
pomieszczenia oświetlonego pojedynczą świetlówką na suficie.
Za biurkiem siedział ciemnowłosy mężczyzna z pochyloną
głową, stukając szybko w klawiaturę komputera. Za nim
rozciągało się weneckie lustro, przez które widać było
poruszającą się na dole masę ludzi.
– Dziękuję wam – powiedział mężczyzna, nie podnosząc
głowy. Po jego gęstych włosach przesuwały się refleksy
barwnego światła. – Możecie już iść.
Ochroniarze wymamrotali coś i wyszli, zamykając za sobą
drzwi. Harper próbowała uspokoić oddech i pomyśleć jasno.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin