Barbara Nawrocka-Dońska - Zatruty bluszcz.doc

(970 KB) Pobierz

Barbara Nawrocka-Dońska

 

 

 

Zatruty bluszcz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

 

Na dole, trzy piętra niżej, roztopiony asfalt błyszczał jak płynna smoła w rozgrzanym na węglach kociołku. Miasto, kamienie, bruki dyszały upałem. Gęsty bluszcz oplatał balkon, zakrywał go szczelnie przed okiem przechodniów. Gęstwina pnączy ochraniała wnętrze loggi, czyniąc z niej zieloną oazę w środku miasta. Skomplikowany system rurek milimetrowej średnicy doprowadzał wodę i utrzymywał stałą wilgoć w podłożu rośliny. Woda ciurkała i szeleściła, płynęła wolno, spokojnie, ale skutecznie. Korzenie pnącza trzymały się mocno drobin zapełniających rowki blach ściekowych. Trzeba całymi latami hodować pnącze, żeby osiągnąć taki efekt
- pomyślał kapitan Korda - i lubić roślinność. To spostrzeżenie nastroiło go przychylnie do właściciela mieszkania.

- Muszę powiedzieć chłopakom, żeby utrzymali dopływ wody. Szkoda zmarnować tyle pracy.

Zrobił krok do przodu, chciał się oprzeć o balustradę balkonu. Rozmyślił się. Lepiej, żeby go nikt nie oglądał z dołu. Z miejsca, w którym stał, widział korony drzew, pustą przestrzeń zieleńca, kurz wytyczonych między trawnikami pieszych ciągów.

Osiedle zbudowano w ostatnich latach. Nikt nie miał sąsiadów z przeciwka. Patrzyło się na drzewa, trawniki, na obudowane piaskowcem geometryczne figury kwietników albo na niebo. Przestrzeń, światło, słońce i zieleń.

Korda westchnął - i kompletny brak świadków. Wrócił do pokoju, pozostawiając otworem drzwi balkonu. Obok tapczanu wbudowanego w biblioteczną półkę
- tam mieścił się t niewielki barek, miejsce na radio i telewizor - stała fotografia. Wziął w ręce ramkę ze zdjęciem, ale nie spojrzał. Próbował zapamiętać kombinację meblo-półki, zajmującej jedną ścianę pokoju. Rozwiązywała cały problem umeblowania pożytecznego. Resztę powierzchni mieszkalnej zostawała na przyjemności - puszysty, nylonowy dywanik, wygodny, długi fotel, kilka świateł, ogromny wazon z chińskiej porcelany, postawiony wprost na podłodze.

Człowiek z fotografii umiał mieszkać. Był wygodny, ale nie sadził się na zbytek. Wykorzystał właściwie światło, powietrze, przestrzeń - zagospodarował je roślinami i drewnem.

Kapitan wyrobił sobie o nim zdanie. Teraz - mógł przyjrzeć się zdjęciu.

Był to niewątpliwie piękny mężczyzna, chociaż przeszedł swoją smugę cienia. Minął już szczyt męskich lat. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin