Wiktor Noczkin
Lichwiarz
Tłumaczył: Michał Gołkowski
Ilustracja na okładce Vladimir Nenov
Ilustracje Rafał Szłapa
Tytuł oryginalny: Мир короля Ингви: Меняла
Rok pierwszego wydania: 2004
Rok pierwszego wydania polskiego: 2016
Gdy zapada zmrok, miasto układa się do snu. Jednak co ciekawsza część establishmentu dopiero się wtedy budzi...
Siedzący w swoim skromnym kantorku Kulawy chce tylko jednego: mieć święty spokój. Niestety, nie to jest mu pisane, gdy dwóch hersztów potężnych gangów rzuca się sobie do gardeł, a pradawna legenda o przeklętym skarbie z Siedmiu Wież ożywa dosłownie na jego oczach.
Dodajmy do tego chylące się ku upadkowi Cesarstwo, polityczne intrygi w Radzie Miasta, niewyjaśnione morderstwa i tajemnicze knowania...
A wszystko to od zmierzchu do świtu. Oj tak. To będzie długa, pracowita noc.
Spis treści:
Prolog. 4
Rozdział I. 14
Rozdział II. 27
Rozdział III. 43
Rozdział IV. 55
Rozdział V. 65
Rozdział VI. 75
Rozdział VII. 85
Rozdział VIII. 95
Rozdział IX. 107
Rozdział X. 117
Rozdział XI. 127
Rozdział XII. 137
Rozdział XIII. 147
Rozdział XIV. 158
Rozdział XV. 167
Rozdział XVI. 179
Rozdział XVII. 189
Rozdział XVIII. 199
Rozdział XIX. 208
Rozdział XX. 218
Rozdział XXI. 229
Rozdział XXII. 238
Rozdział XXIII. 247
Rozdział XXIV. 257
Rozdział XXV. 267
Rozdział XXVI. 278
Rozdział XXVII. 288
Rozdział XXVIII. 297
Rozdział XXIX. 307
Rozdział XXX. 317
Rozdział XXXI. 328
Rozdział XXXII. 338
Rozdział XXXIII. 348
Rozdział XXXIV. 358
Rozdział XXXV. 369
Rozdział XXXVI. 380
Rozdział XXXVII. 392
Rozdział XXXVIII. 404
Epilog. 420
Od tłumacza słów kilka 427
Na miejsce dotarłem równo o czasie. Jeszcze wychodząc na skrzyżowanie Kaletniczej i Starego Zaułka, gwizdnąłem cicho. Odpowiedział mi taki sam, pozornie nieistotny gwizd.
W podcieniu budynku nieopodal czekał na mnie człowiek: solidny, zwalisty, ale coś niskawy. Hm, raczej nie Obuch, ten był sporo wyższy. Dopiero przyjrzawszy się, poznałem Higa, zwanego też Krótkim. Ciemno było choć oko wykol, ale widziałem całkiem nieźle dzięki zapobiegliwie włożonemu amuletowi.
- Cześć, Krótki. A gdzie Obuch?
- Pilnuje się Obuch - odpowiedział Hig z niezadowoleniem. - Sam widzisz, Kulawy: kazał się z tobą spotkać, powiedzieć, co i jak, a w razie czego pomóc. Potem, jak ty skończysz, to i on się zjawi. Znaczy ja po niego pójdę.
- Dobra. - Wzruszyłem ramionami. - To co robimy?
Hig sapnął i zrobił jakiś taki nie do końca przekonujący gest. Czekałem. W końcu wydusił:
- Nie moja sprawa, żeby myśleć... No bo co ja? Co mi Obuch powie, to robię. Tylko że... No, nie leży mi to. Rozumiesz, zdecydował, żeby Chudego, no... w sensie, ten teges. U niego w domu, na rympał. Żeby się ludzie dowiedzieli. A ty drzwi otworzysz.
Jasne. Wszystko jasne. Ten teges. Żeby się wszyscy dowiedzieli. Drzwi otworzę. A drzwi do domu Chudego, rzecz jasna, zamówił swoimi czarami Nieśpiący. I to zamówił na fest.
No, ale dobra, załóżmy, że otworzę. A za drzwiami niby kto będzie? Ani z Nieśpiącym, ani tym bardziej z Rzeźnikiem nie miałem ochoty się spotykać. Nawet jeżeli jest akurat środek głuchej, ciemnej nocy, to Nieśpiący nie dostał swojego przezwiska przypadkiem, a i Rzeźnik może mieć przy sobie wystarczająco dobry amulet alarmowy. Aha. I jeszcze Obuch woli się pilnować i nie pchać, żebym to ja sam drzwi otworzył. Paskudnie to wygląda... Ale co robić? Przecież Obuchowi się nie odmawia.
Na głos zapytałem tylko:
- Rzeźnik...? Nieśpiący...?
- Rzeźnika akurat nie ma w mieście. Dom sobie kupił gdzieś w Hawszy, pojechał tam dzisiaj ze swoją młódką. No a Nieśpiący zachlał w trzy dupy i chrapie u siebie.
- O, co ty nie powiesz? - W ogóle podejrzane mi się wydało, że akurat obydwaj niedysponowani, ale kto wie... - No to co, idziemy?
- Ano, idziemy.
Puściłem Krótkiego przodem - kiedy sprawy nie tyczyły się magii, a zwykłej mądrości życiowej w tym cokolwiek paskudnym mieście, to Hig miał nade mną sto punktów przewagi. Do tego Chudy mieszkał w „czystej” części miasta, więc teoretycznie mogliśmy nadziać się nawet na patrol straży. Nie była to najgorsza nieprzyjemność z gatunku tych, które czyhają na zbłąkanych przechodniów nocą, ale i tak lepiej było, żeby Krótki prowadził.
Dwie ulice od celu Hig kazał mi poczekać i zniknął w ciemnościach. Po kilku minutach coś zaszeleściło, zgrzytnął kamień pod butem - Krótki wyjrzał zza rogu i machnął na mnie ręką. Podeszliśmy pod dom Chudego, Hig pokazał mi prześwit pomiędzy dwoma budynkami po drugiej stronie - dostrzegłem leżące nieruchomo ciało.
- Jeden z ludzi Chudego - szepnął mój towarzysz. - Rozumiesz, jak Rzeźnika nie ma w mieście, to Chudy niepewnie się czuje. Ochronę postawił.
We dwóch wzięliśmy pechowego ochroniarza pod ręce i odciągnęliśmy w sąsiednią bramę. Swoją drogą, jeszcze zipał. Właśnie za to Higa lubiłem, bo starał się nie zabijać bez potrzeby, co w naszych czasach i kręgach było rzadkością. Wróciłem po zostawioną pod ścianą laskę, a Hig podszedł do właściwych drzwi i zbliżył do nich ucho. Rzecz jasna, tylko zbliżył, a nie przyłożył - lepiej było nie dotykać. Kto wie jakimi zaklęciami je Nieśpiący obłożył? Starając się nie szurać i nie hałasować, dołączyłem do towarzysza.
- Niedobrze - mruknął. - Ktoś w środku nie śpi. Słyszę.
Dziwne trochę, nie śpi, ale alarmu nie podniósł? Nawet bardzo dziwne, ale słuchowi i powonieniu Krótkiego akurat ufałem. Pomyślałem chwilę, w końcu powiedziałem:
- Dobra, dalej sam spróbuję. Weź się pokręć dookoła, żeby strażnicy na nas nie wleźli. Jakby co, to zagwiżdżę, daleko nie odchodź.
- Spoko. - Hig zniknął w ciemności.
Zwinny jest, skubany, ani pół szmeru nie zrobi. Dobrze, jak się ma obie nogi sprawne...
Popatrzyłem na drzwi, w których wyraźnie wyczuwałem zaklęcia ochronne. Hig mówił, że ktoś w domu nie śpi. Hm, hm... Mój skąpy arsenalik nie dawał szczególnego wyboru, więc sięgnąłem po cienką, miedzianą rurkę. Odszukałem szczelinę pomiędzy drzwiami a futryną, wsunąłem tam spłaszczony koniec rurki i dmuchnąłem mocno. Mag, któremu podwędziłem ten czar, nazywał go Tchnieniem Erhula Starego. Musiała to być oczywiście ledwie słaba podróbka potężnych zaklęć usypiających tego - skądinąd znanego - czarownika, ale nic lepszego na podorędziu nie miałem.
Za drzwiami, dosłownie zaraz po drugiej stronie, rozległo się głośne sapanie, które po upływie pacierza przeszło płynnie w równomierne, głębokie oddechy. Powiadają, że prawdziwe czary Erhula działały błyskawicznie... No i patrzcie, co to za strażnik mógł tam być? Przecież musiał chyba pod samymi drzwiami przykucnąć i czekać, nie wydając najmniejszego nawet dźwięku. Czekać, aż otworzę drzwi! Czekać celowo, na mnie.
Posłuchałem parę chwil tego idealnie równego oddechu i przyjrzałem się drzwiom raz jeszcze, ale już uważniej. O złamaniu czarów na zamku nie było nawet co myśleć... No dobra, a zawiasy? Zawiasy też zaklęte, hm... lecz tu magia nie była szczególnie mocna, a poza tym nie miałem zamiaru tych zawiasów nawet naruszać. Bo jeśli zasuwa nie siedzi nazbyt głęboko w futrynie... Tak, była szansa!
Wyciągnąłem płaski przecinak i spróbowałem podważyć główkę jednego z hufnali, którymi przybite były okucia zawiasów. Rzecz jasna, gwoździ tkwiących w samych drzwiach nawet nie dotykałem, chociaż wyglądały na mniej solidne. Wszystko, co tyczyło się samych drzwi, było nasycone splątaną magią tak, że i przez cały dzień bym się nie wyrobił, żeby przełamać zaklęcia Nieśpiącego. A miałem, od biedy, godzinę - albo nie znam Obucha. No dobra, ale wróćmy do mocowania zawiasów w futrynie.
Po dobrych trzech pacierzach pot lał się ze mnie ciurkiem, ale większą część pracy miałem za sobą. Dałem radę nieco przytłumić magię w futrynie i nawet na próbę zacząłem wyciągać jeden gwóźdź. A drzwi sobie Chudy sprawił takie, że dajcie bogowie zdrowie! Dodatkowym problemem było to, że chciałem działać jak najciszej. W końcu hufnal wyszedł, ale do kolejnych o wiele bardziej przydałaby się czysta, brutalna siła Higa niż moja powierzchowna znajomość sztuk rzekomo tajemnych. Świsnąłem krótko, przywołując partnera - ten pojawił się jakby znikąd, tak absolutnie bezszelestnie i niespodziewanie, że aż znów mu szczerze pozazdrościłem.
Pokazałem gestem, co trzeba zrobić. Krótki tylko pokręcił głową z powątpiewaniem i pociągnął się za płatek ucha: hałasu narobimy. Ja w odpowiedzi energicznie pokazałem na drzwi i podniosłem dłoń z amuletem: dobrze będzie!
Ledwo zobaczywszy moje świecidełko na konopnym sznurku, Hig kiwnął głową z uśmiechem i podszedł do drzwi. Już nie pierwszy raz robiliśmy z Krótkim w parze, więc wiedział, do czego służy amulet. Chciałem Higowi pokazać, jak wyciągałem przecinakiem pierwszy gwóźdź, ale on tylko odsunął mnie pogardliwie i wydobył spomiędzy fałd swoich lekko przepoconych ciuchów pełnowymiarowy łom. Technikę używania amuletu już znał: okręcił go sobie na nadgarstku i bez zwłoki wziął się do roboty.
Żeby zająć się czymkolwiek chociaż w przybliżeniu pożytecznym, postanowiłem, że jeszcze trochę podmucham rurką Erhula za drzwi. Magia w artefakcie już praktycznie się wyczerpała, a ja nie miałem możliwości w tym miejscu i stanie jej doładować, więc warto było wykorzystać tę odrobinkę, jaka jeszcze pozostała.
Jakiś czas później Hig leciutko puknął mnie w ramię. Dał radę, skubaniec, wyciągnąć wszystkie gwoździe. Na wszelki wypadek wsunąłem pod drzwi koniec laski i oparłem się o nie plecami. Nie daj Gangmarze, żeby miały nam teraz z hukiem wylecieć. Hig podważył łomem obydwa zawiasy, po kawałku odczepiając je od futryny. Odbywało się to w absolutnej, idealnej ciszy - amulet działał jak ta lala. Wykorzystując moją laskę jako punkt podparcia, powolutku zaczęliśmy odciągać drzwi, wysuwając zasuwę z ...
entlik