Angela Bissell - Irresistible Mediterranean Tycoons 02 - Tydzień na Lawendowej Wyspie.pdf

(703 KB) Pobierz
Angela Bissell
Tydzień na Lawendowej Wyspie
Tłumaczenie: Agnieszka Baranowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Mamma mia! Nadchodzą!
Dłonie Marietty zamarły nad klawiaturą na dźwięk ostrzeżenia
zabarwionego podekscytowaniem. Teatralny szept jej asystentki
skutecznie wybił ją z rytmu, podniosła więc wzrok znad klawiatury, by
ujrzeć kuriera wchodzącego do zarządzanej przez nią galerii w sercu
Parioli, bogatej dzielnicy Rzymu. Młody chłopak ściskał w dłoniach
ogromny bukiet róż.
– Prześliczne! Chyba najładniejsze, jak do tej pory. – Zauważyła
Lina, stając przy biurku szefowej w głębi galerii.
Marietta musiała niechętnie przyznać, że jej asystentka miała
rację. Krwistoczerwone kwiaty na długich łodygach w białej
przestrzeni galerii robiły piorunujące wrażenie. Przypomniała sobie
eleganckie białe orchidee dostarczone na początku tygodnia,
niespodziewanie, bo wcześniej bukiety zawsze pojawiały się w piątki.
Od intensywnego, duszącego zapachu białych kwiatów zaczęło
jej się kręcić w głowie, musiała się więc ich pozbyć. Nawet zawierający
intymne wyznanie bilecik przyczepiony do bukietu pachniał tak mocno,
że miała ochotę podrzeć go na milion kawałków i wyrzucić do kosza.
Poradzono jej jednak, by zbierała wszystkie bileciki, w razie gdyby
zawierały jakieś wskazówki.
Wrzuciła więc kartonik do szuflady, obiecując sobie, że gdy jej
tajemniczy i coraz bardziej nachalny wielbiciel w końcu się znudzi lub
zostanie ujęty, z wielką satysfakcją spali wszystkie liściki. Ze
ściśniętym żołądkiem obserwowała zbliżającego się kuriera. Nie
chciała dotykać róż, wolałaby w ogóle nie znaleźć się na tyle blisko
bukietu, by poczuć ich zapach.
– Ciao!
Młody chłopak omiótł powłóczystym spojrzeniem smukłą
sylwetkę Liny. Szeroki uśmiech szybko znikł z jego twarzy, gdy za
plecami dziewczyny pojawił się nagle potężny mężczyzna o aparycji
byłego legionisty. Nicolas César, szef renomowanej międzynarodowej
firmy ochroniarskiej i przyjaciel brata Marietty w większości ludzi
wzbudzał przerażenie, nawet jeśli wcale nie starał się wyglądać groźnie.
Zmierzył kuriera podejrzliwym wzrokiem i wyciągnął przed siebie
dłoń, silną i elegancką jednocześnie.
– Daj mi to – zażądał.
Tylko głupiec pozbawiony instynktu samozachowawczego
próbowałby się mu przeciwstawić. Młody człowiek pośpiesznie oddał
bukiet i się wycofał, ukradkiem zerkając ostatni raz na Linę. Marietta
chwyciła mocno metalowe poręcze przy kołach swego lekkiego wózka
inwalidzkiego i odjechała od biurka, zwiększając dystans dzielący ją od
potężnego mężczyzny ściskającego w dłoni wiązankę czerwonych róż.
Nie dlatego, że nie chciała zadzierać głowy; po trzynastu latach w
wózku przywykła już do oglądania świata z innej perspektywy. Polubiła
nawet to urządzenie umożliwiające jej niezależne funkcjonowanie.
Oprócz sparaliżowanych nóg niczym nie różniła się od innych
skoncentrowanych na karierze trzydziestolatek. Nicolas César nie
przypominał ludzi, których miała okazję do tej pory poznać, nie tylko
ze względu na jego onieśmielający wygląd – prawie dwa metry wzrostu,
imponująco szerokie barki i smukłe umięśnione ciało przywykłe do
wysiłku fizycznego.
Przede wszystkim emanował nieujarzmioną, władczą energią, z
którą niewielu śmiałoby się zmierzyć. Marietta także nie oparła się sile
jego charyzmy. Co niezmiernie ją irytowało. Pożądanie fizyczne
stanowiło niepotrzebną komplikację w jej życiu. Szczególnie że
mężczyzna, który obudził jej zmysły, pozostawał poza jej zasięgiem
pod każdym możliwym względem.
– Nie zamierzasz go przesłuchać? – zapytała ostrzej, niż
zamierzała.
Spojrzenie zmrużonych, ciemnoniebieskich oczu przeszyło ją na
wskroś. Oczywiście wyczuł jej złośliwość. Natychmiast dopadły ją
wyrzuty sumienia. Próbował jej pomóc na prośbę jej brata. Nie mógł
wiedzieć, że Leo nie skonsultował z siostrą swego pomysłu, nie
powinna więc się na nim wyżywać. Nico hipnotyzował ją wzrokiem;
miał niesamowite, ciemnoniebieskie oczy. Gdy w nie spoglądała, miała
wrażenie, że tonie w morskiej głębinie. Już chciała go przeprosić, ale ją
uprzedził.
– Bruno sprawdził wszystkich pracowników kwiaciarni i kurierów
przez nich zatrudnianych, nie muszę go – zawahał się na ułamek
sekundy – przesłuchiwać. – Wyraźnie podkreślił ostatnie słowo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin