Murdoch Iris Henryk i Kato A5.pdf

(3179 KB) Pobierz
Iris Murdoch
Henryk i Kato
Przełożyła: Agnieszka Kreczmar
Tytuł oryginału Henry and Cato
Rok pierwszego wydania: 1976
Wydanie polskie 1982
Gesty, których się wstydzimy, słowa, które przychodzą za
późno, uczucia, które tłumimy... Czy istnieje jakiś ratunek, coś, co
nadałoby sens naszej egzystencji? Gdzie szukać wytchnienia od
beznadziejnej jałowości dnia codziennego? W Bogu? W bliskości
innego człowieka? Czy szczęście jest osiągalne, czy to tylko
złudne, efemeryczne odbicie naszych marzeń? Iris Murdoch
poprzez historię dwojga przyjaciół, którzy spotykają się po latach,
próbuje odpowiedzieć na tych kilka podstawowych pytań
nurtujących człowieka od zarania jego dziejów.
Spis treści:
Część pierwsza - Prawa Przemiany................................................................................................................................4
Część druga - Wielki nauczyciel.................................................................................................................................325
-2-
Stephenowi Gardinerowi
-3-
Część pierwsza - Prawa Przemiany.
Kato Forbes szedł mostem kolejowym Hungerford, który
poprzednio przemierzył już trzy razy - raz z północy na południe,
potem z południa na północ i znowu z północy na południe. Teraz
powolnym krokiem zbliżał się jeszcze raz do środka mostu.
Oddychał głęboko, świadomy głośnego kontrapunktu oddechu i
uderzeń serca. Jak gdyby pod nerwowym przymusem wciągał
powietrze zbyt długo, lekko sapiąc. W kieszeni płaszcza rewolwer
w pochwie, ciężki i niezdarny, za każdym krokiem uderzał
nieregularnie w jego udo.
Było po północy. Ostatni słuchacze koncertu w Royal Festival
Hall minęli już Katona i poszli do domu. A jednak ku swemu
utrapieniu ciągle jeszcze nie był na moście sam. Mgła, tak bardzo
pożądana, wprowadzała go w błąd. Podniosła się z Tamizy lekkim
ruchem i otoczyła go, mokra, szara i cienka jak tiul, a choć
pozornie przezroczysta, tłumiła przybrzeżne światła po obu
stronach rzeki i kroki postaci, które uparcie pojawiały się, aby
przybrać nagle konkretną formę tuż przy jego boku, minąć go
podejrzliwie i zniknąć w ciemności. A może były to wszystko
wizje tego samego człowieka, jakiegoś agenta w cywilu, którego
zadaniem było obserwować most?
Lekko ogrzane powietrze owej kwietniowej nocy niosło za sobą
świeże podmuchy, woń morza, a może po prostu stary roślinny
zapach rzeki, ożywiony daleką obecnością wiosennych drzew i
kwiatów. Choć tego dnia prawie nie padało, wszystko było mokre.
Pod stopami Katona asfalt się lepił, a grube żelazne poręcze mostu
pokryte były zimnym potem cieknącej wody. Szedł wąskim
przejściem dla pieszych obok torów kolejowych, jedną ręką
podtrzymując rewolwer, a zmarzniętymi i wilgotnymi palcami
drugiej przesuwając po poręczy mostu. Mokrą, płonącą od
-4-
niepokoju twarz wycierał co chwila niezręcznie rękawem
płaszcza. Za przegrodą, która oddzielała tory od przejścia dla
pieszych, powoli turkocąc przesunął się pociąg, który właśnie
opuścił stację Charing Cross; drżące światło wagonów rozjaśniło
mgłę. Kato odwrócił głowę.
Ach, jaki ze mnie głupiec - powiedział do siebie, używając
słów, którymi od czasu dzieciństwa posługiwał się już niezliczoną
ilość razy. W tej chwili wydało mu się, że popełniał w życiu jeden
błąd za drugim i że teraz, jako mężczyzna trzydziestojednoletni,
zaczął pakować się w najgłupszy ze wszystkich. Pociąg
przejechał. Jakaś wysoka postać ukazała się i minęła go
przypatrując mu się z natężeniem. Panowała dziwna napięta cisza,
której nie mącił delikatny szum skąpego ruchu na nabrzeżu. Z
oddali zahuczała smutno syrena mgłowa, potem zabrzmiała
znowu, jak prawdziwy głos nocy. Kato wiedział, że nie może po
prostu zrezygnować i pójść do domu. Sam stworzył sobie klatkę z
postanowień i dał się w nią złapać. Obawa, którą odczuwał równie
intymnie jak podniecenie seksualne, zamieniła się w końcu w
przymus działania.
Nie próbując nawet sprawdzić, czy kogoś nie ma w pobliżu,
ukląkł mniej więcej w połowie mostu, dotykając kolanami
chłodnej, błotnistej ziemi. Zaczął wyciągać pochwę rewolweru z
kieszeni płaszcza, ale jednym rogiem zaczepił o podszewkę i
klęczał tak, szarpiąc i prując materiał. Kiedy wreszcie udało mu
się wyciągnąć rewolwer, znowu się zawahał, zastanawiając się,
czy wyjąć broń z pochwy. Dlaczego nie pomyślał o tym
wcześniej? Czy pochwa nie będzie unosić się na wodzie? -
zastanawiał się głupio. Wpatrywał się z uporem w dół, ale woda
była niewidoczna. Dotknął policzkiem mokrego, chłodnego
żelaza. Wreszcie wepchnął rewolwer pomiędzy sztachety, we
mgłę, i rozluźnił palce. Zniknął natychmiast, cicho wchłonięty
przez ciemność, jak gdyby delikatnie wyłuskany spomiędzy
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin