Jeździec polski A5.pdf

(3362 KB) Pobierz
Antonio Muñoz Molina
Jeździec polski
Przełożył Wojciech Charchalis
Tytuł oryginalny: El Jinete Polaco
Rok pierwszego wydania: 1991
Wydanie polskie 2003
„Jeździec polski” to wybitna powieść nagrodzona w 1991 r.
prestiżową hiszpańską nagrodą Premio Planeta. Typowe dla
pisarstwa A. Muñoza Moliny motywy miłości i samotności
pojawiają się w niej na tle historii Hiszpanii ostatniego stulecia
oraz rozrachunków z trudną przeszłością tego kraju.
Bohater, Manuel, jako nastolatek mieszkający na prowincji
marzył o tym, by wyrwać się w wielki świat. Udało mu się - został
tłumaczem symultanicznym i wiele podróżował. Jednak
pragnienie odcięcia się od korzeni, całkowitego zerwania z
„siermiężną” przeszłością i bycia wolnym, omal nie okazało się
zgubne. Manuel poczuł, że traci tożsamość, a wraz z nią sens
życia, gubiąc się w obcych językach, krajach, miastach...
-2-
Intrygujący tytuł - „Jeździec polski” - nawiązuje do tak samo
zatytułowanego obrazu Rembrandta. Kim jest tajemniczy samotny
jeździec o nieprzeniknionym wyrazie twarzy? Dokąd zmierza?
Czy zna cel swojej podróży?
Spis treści:
I. Królestwo głosów........................................................................................................................................................5
II. Jeździec w burzy....................................................................................................................................................189
III. Jeździec polski......................................................................................................................................................389
Posłowie......................................................................................................................................................................584
-3-
Dla Antonii Moliny Expósito
i Francisca Muñoza Valenzuela
Dla Leonor Expósito Mediny,
in memoriam
-4-
I. Królestwo głosów.
ZANIM SIĘ SPOSTRZEGLI, zapadł zmrok w pokoju, z
którego nie wychodzili przez wiele godzin, gdzie się kochali i
rozmawiali coraz ciszej, jakby półmrok, a później ciemność, na
którą nie zwracali uwagi, przytłumiały ich głosy, ale nie
namiętność słów, w miarę przygasania początkowego żaru, z
jakim zaspokajali i zarazem podsycali swe pożądanie, gdy w
śniegu i chłodzie wracali pieszo z irlandzkiej tawerny, w której
jedli obiad, a jej bosa stopa zręcznie i bezwstydnie szukała go pod
stołem przykrytym krótkim obrusem, potem niemal napastowanie
w windzie, przed drzwiami, w korytarzu, w łazience, ubranie
zerwane w szale niecierpliwości, gryzione usta, podczas gdy ich
oddechy stawały się coraz szybsze w cieple pokoju późnym
popołudniem, w świetle przenikającym przez szpary żaluzji,
pozwalające dojrzeć szpaler drzew o nagich gałęziach po drugiej
stronie ulicy, której nazwy nie potrafiła mu podać, i rząd domów z
czerwonej cegły z kamiennymi nadprożami, ze złotymi kołatkami
i błyszczącymi drzwiami pomalowanymi na czarno, dającymi mu
kojące złudzenie, iż znajduje się w Londynie lub w jakimkolwiek
innym anglosaskim, cichym mieście, pomimo hałasu samochodów
dobiegającego z alej, policyjnych i strażackich syren, ciężkiego
szumu okalającego ciszę, w której oboje oddychali, tak samo jak
napawające strachem i nieograniczone miasto otaczało niewielką
przestrzeń mieszkania (niczym bezpieczny przedział w okręcie
podwodnym), w którym się spotkali, choć wydawało im się to
niemal niemożliwe, pośród tylu milionów mężczyzn i kobiet,
twarzy, imion, języków, rozmów telefonicznych.
Przeżywali swego rodzaju cud, którego nie poszukiwali ani nie
oczekiwali, nie znani sobie jeszcze kilka dni wcześniej, teraz
rozpoznawali się w spojrzeniach, głosach, ciałach, złączeni nie
tylko spokojnym i rozpalonym do białości miłosnym obyczajem,
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin