Jolanta Maria Kaleta - Operacja Kustosz.doc

(1378 KB) Pobierz

Jolanta Maria Kaleta

 

 

 

Operacja „Kustosz”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Generalne Gubernatorstwo, Kraków

sierpień 1944 - styczeń 1945

 

Przez otwarte okna Sali Pod Ptakami na Zamku Wawelskim wlewało się sierpniowe, upalne powietrze. Siedzący za długim prezydialnym stołem, otoczonym dużą ilością krzeseł, szef kancelarii Generalnego Gubernatorstwa, dr Max Meidinger, dyskretnie obcierał śnieżnobiałą chusteczką spocone czoło. Jego wzrok co chwilę zatrzymywał się na barokowym kabinecie ozdobionym widokami Rzymu, dając mu złudne wrażenie, że znajduje się w całkiem innym miejscu, znacznie bardziej oddalonym od Armii Czerwonej stacjonującej tuż za Wisłą. Po przeciwnej stronie siedział doradca Króla Frank-Reichu Wilhelm von Palezieux. Czas oczekiwania skracał sobie oglądaniem wspaniałego stropu ozdobionego ptakami oraz plafonami Dolabelli. Obydwaj panowie doskonale wiedzieli co będzie przedmiotem zwołanej na godziny południowe narady. Kilkakrotne spotkania gubernatora Hansa Franka z Guntherem Grundmannem miały miejsce także w ich towarzystwie. Od pewnego czasu w rozmowach tych uczestniczył także gauleiter Dolnego Śląska Karl Hanke.

Temat nie był palący, ale za to ogromnej wagi. Rozważanie, zwłaszcza publiczne, o możliwości przegrania wojny uważano za sianie nastrojów defetystycznych, za co groziła kula w łeb, lecz w ścisłym gronie przyjaciół rozmowy o zbliżającym się końcu były na porządku dziennym. Poruszano w nich zwłaszcza istotny problem zabezpieczenia sobie przyzwoitego poziomu życia na po wojnie. Myśl, że trzeba będzie ponieść jakiekolwiek jej konsekwencje nikomu nie przychodziła do głowy. Planowali wspólnie, ale z pewnością każdy czynił też jakieś kroki na własną rękę. Tak na wszelki wypadek.

Punktualnie o godzinie trzynastej piękne, intarsjowane drzwi otworzyły się
i do sali wkroczył Hans Frank. Brunatny mundur Reichsleitera, ozdobiony złoto-czerwonymi naszywkami na kołnierzu, leżał na jego dobrze zbudowanej sylwetce nienagannie. Czerwona opaska z czarną swastyką w białym polu na lewym ramieniu
i wysokie oficerskie buty dopełniały całości. Przywitał oczekujących go towarzyszy krótkim i ledwie słyszalnym Heil Hitler. Od czasu, gdy popadł w niełaskę u Wodza
i groziła mu nawet utrata stanowiska Generalnego Gubernatora, mścił się w taki właśnie sposób. Meidinger i Palezieux zerwali się z miejsc i również niezbyt głośno odpowiedzieli, podnosząc leniwie prawe ramię w faszystowskim pozdrowieniu.

- Siadajcie panowie! - polecił stanowczym tonem, zasiadając na prezydialnym miejscu, w zdobionym zabytkowym fotelu, który w czasach dla niego szczęśliwszych gościł na sobie królewskie pośladki Jagiellonów - Sytuacja na froncie przedstawia się następująco: Linia frontu, mówiąc jak najkrócej, przebiega od Bałtyku, wzdłuż Niemna, Narwi i Wisły. Plan obrony opracowany przez generała Guderiana zakłada obronę terenów na zachód od tej linii, w miejscach istniejących umocnień miast-twierdz.
W obszarze nas interesującym najbardziej, czyli w rejonie Krakowa, takie obiekty nie istnieją. Mówiąc szczerze panowie, a jesteśmy przecież w gronie przyjaciół, co zobowiązuje do szczerości, szanse na utrzymanie wyznaczonej linii frontu, a tym bardziej na zwycięstwo w tej wojnie, są znikome. W tej sytuacji należałoby się zastanowić jaki plan działań mamy przyjąć my - urzędnicy cywilni. Swoją propozycję przedstawiłem na ostatnim naszym spotkaniu. A dziś trzeba podjąć decyzję. Jaka jest panów opinia?

- Koncepcja zarysowana przez pana gubernatora wydaje się być najbardziej roztropna. Zresztą w tym kierunku zostały już poczynione pewne kroki - odezwał się dr Palezieux, doradca do spraw sztuki, otwierając leżący przed nim na stole sporych rozmiarów notatnik.

- Tak... Proszę referować - zezwolił gubernator i rozparł się wygodnie w fotelu. Zimny, stalowy wzrok zatopił w twarzy swego intendenta.

- Otrzymałem od dr Grundmanna wykaz 80 obiektów na terenie Dolnego Śląska, gdzie przygotowano już odpowiednie pomieszczenia zdolne przyjąć wybrane przez pana gubernatora i pana gauleitera, Karla Hanke, dzieła sztuki - wyjaśniał.

- Ile osób o tym wie? - oczy Franka delikatnie zwęziły się, jak u zwierzęcia szykującego się do skoku na swoją ofiarę.

- Niewiele. Oprócz nas oczywiście Karl Hanke, a cały dokument jest zaszyfrowany. Proszę łaskawie spojrzeć... - Palezieux wstał i położył przed gubernatorem kilka stron dokumentu.

Gubernator zaledwie spojrzał na kartki papieru zapisane dziwnym szeregiem liter i cyfr. On przecież na szyfrowaniu się nie znał. Nie było jednak potrzeby tego podkreślać. Pochwalił zatem krótko:

- No... perfekt... Proszę to schować - zdecydowanym ruchem odsunął od siebie zaszyfrowane kartki papieru. - A które miejsce wybraliście panowie jako numer jeden? - spytał patrząc to na jednego, to na drugiego spośród mężczyzn siedzących za stołem.

- Pałac w Sichowie, koło Jawora... - zaczął Meidinger, ale Frank mu przerwał:

- Własność Manfreda von Richthoffena... W ostateczności okazał się prawdziwym patriotą.

- Tak jest! - potwierdził skwapliwie Meidinger. - Od jakiegoś czasu przebywa tam współpracujący z nami doktor Eduard Kneisel...

- Konserwator zabytków z Wiednia... - Frank znowu przerwał doktorowi, dając dowód doskonałego rozeznania wśród najwyższych urzędników III Rzeszy.

- Tak jest! - służbiście przytaknął Meidinger. - Otrzymałem od niego pismo, że pracuje nad przygotowaniem solidnych, a zarazem tajnych skrytek na nasze najcenniejsze eksponaty.

- Bardzo dobrze! - pochwalił gubernator. - Nie ma na co czekać, panowie! Te czerwone wszy miały czelność dotrzeć aż tutaj! - uderzył otwartą dłonią o lśniący blat stołu, dając wyraz swemu najwyższemu oburzeniu, aż podskoczyły leżące na nim pióra i ołówki.

- Wobec tego już dziś wydam polecenie załadowania skrzyń...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin