Jadwiga Czechowicz - Kresy i Bezkresy. Tom 1.pdf

(2154 KB) Pobierz
Co​py​ri​ght © by Ja​dwi​ga Cze​cho​wicz
Co​py​ri​ght to this edi​tion © by Wy​daw​nic​two Pro​hi​bi​ta
ISBN:
978–83–65546–05–0
Pro​jekt okład​ki:
Szy​mon Pi​p ień
Re​dak​cja i ko​rek​ta:
Bar​b a​ra Ma​n iń​ska
Wy​daw​ca:
Wy​daw​nic​two PRO​HI​BI​TA
Pa​weł To​bo​ła–Per​t​kie​wicz
www.pro​hi​bi​ta.pl
wy​daw​nic​two@pro​hi​bi​ta.pl
Tel: 22 424 37 36
www.fa​ce​bo​ok.com/Wy​daw​nic​two​P ro​hi​bi​ta
Sprze​daż książ​ki w In​ter​ne​cie:
B
abie lato de​li​kat​nie ko​ły​sa​ło się i snu​ło w po​wie​trzu, jak wi​szą​ce bu​jaw​-
ki.
Po​god​ny czas koń​ca wrze​śnia zwia​sto​wał nad​cho​dzą​cą porę kró​lo​wa​nia
je​sie​ni, a ra​zem z nią ko​lo​rów sta​re​go zło​ta, moc​nej czer​wie​ni, tu​dzież sło​-
necz​nych żół​ci i ja​snych od​cie​ni brą​zów. Ła​god​ne pro​my​ki słon​ka po​zwa​la​ły
cie​szyć się pięk​nem wy​grza​nej po go​rą​cym le​cie przy​ro​dy, roz​świe​tla​ły i do​-
da​wa​ły cie​pła bar​wom. Roz​ło​ży​ste ja​bło​nie, gru​sze i śli​wy, nad po​dziw ob​fi​-
cie owo​cu​ją​ce tego roku, do​stoj​nie dźwi​ga​ły ob​cią​żo​ne owo​ca​mi ga​łę​zie.
Skoń​czył się czas doj​rze​wa​nia, zi​ści​ła się na​dzie​ja na plo​ny i oto przy​-
szedł czas koń​co​wych zbio​rów.
W sa​dzie, pod ni​ską roz​ło​ży​stą ja​błon​ką, leży wy​wró​co​ny ły​ko​wy ko​szyk
i wy​sy​pa​ne z nie​go, lek​ko mu​śnię​te czer​wie​nią zło​te jabł​ka, ka​wa​łek da​lej
rzu​co​na nie​dba​le bia​ła lnia​na za​pa​ska. W po​bli​żu nie wi​dać ży​wej du​szy, je​-
dy​nie dwa wy​grze​wa​ją​ce się koty le​ni​wie roz​cią​gnię​te na wiel​kim ka​mie​niu,
tuż przy dro​dze wio​dą​cej od bra​my do ni​skiej cha​ty strze​chą kry​tej.
Jeź​dziec do​sia​da​ją​cy ka​re​go ko​nia za​trzy​mał się przed otwar​tą bra​mą, ro​-
zej​rzał uważ​nie wo​kół, jak​by spraw​dzał, czy ktoś go wi​dzi, i po chwi​li wje​-
chał na po​dwó​rze. Za​pro​wa​dził ko​nia do staj​ni i zbli​żał się już do domu, gdy
usły​szał do​bie​ga​ją​ce przez otwar​te drzwi wo​ła​nie:
– Ooo…, Jezu mój…
Męż​czy​zna, za​trwo​żo​ny, szyb​ko wbiegł do środ​ka.
W izbie ku​chen​nej, przy​trzy​mu​jąc się sto​ją​ce​go przed nią stoł​ka, klę​cza​ła
mło​da ko​bie​ta w sta​nie bło​go​sła​wio​nym.
– Boże mój, Łu​cyj​ko – za​wo​łał męż​czy​zna – to już?! Wy​bacz mi...
Wy​raź​nie umę​czo​na ko​bie​ta, bla​dziut​ka na twa​rzy, mimo cier​pie​nia de​li​-
kat​nie się uśmiech​nę​ła:
– Ja​nie…, je​stem go​to​wa. Dzię​ki Bogu, już je​steś.
– Co mam ro​bić?! – Jan był wy​raź​nie prze​ra​żo​ny.
– Po​móż mi wstać, chcę się po​ło​żyć.
Jesz​cze tej nocy, pod wy​gwież​dżo​nym nie​bem Wi​leńsz​czy​zny, przy​szedł
na świat pier​wo​rod​ny syn Łu​cji i Jana Ol​sie​wi​czów, któ​re​mu dano na imię
Jó​zef, a było to w 1870 roku.
***
C
zuł, jak​by wszyst​kie smut​ki świa​ta ca​łe​go jego sa​me​go przy​wa​li​ły. Zwy​-
kle nie my​ślał o so​bie, wi​dział cier​pie​nie in​nych lu​dzi, ro​zu​miał je, współ​-
czuł i sta​rał się ze swo​jej stro​ny po​móc, ile mógł tym, któ​rzy mają cię​żej, ale
wła​śnie dzi​siaj Jó​zef nie po​tra​fił ode​rwać się od po​czu​cia bo​le​ści i sa​mot​no​-
ści, jaka go do​się​gła.
Umar​ła mat​ka, ta naj​uko​chań​sza, naj​tro​skliw​sza, po​wier​nicz​ka i ra​tu​nek
w każ​dej po​trze​bie i o każ​dym cza​sie.
Okres ostat​nich trzech mie​się​cy był cza​sem wal​ki o jej ży​cie, cza​sem jej
cier​pie​nia i jej umie​ra​nia.
Każ​dy dzień za​czy​nał się i koń​czył lę​kiem i nie​pew​no​ścią, czy zro​bił
wszyst​ko, co po​wi​nien. Noce dłu​gie, ciem​ne, nie​koń​czą​ce się nie przy​no​si​ły
ulgi, po​dwa​ja​ły je​dy​nie lęki. Po​mi​mo zmę​cze​nia czu​wał przy niej, bo uwa​żał,
że tak po​wi​nien ro​bić, chciał być dla niej na każ​de za​wo​ła​nie. Miał do​pie​ro
szes​na​ście lat, ale nie wie​dział, co to zna​czy wiek mło​dzień​czy, był do​ro​sły,
bar​dzo do​ro​sły i od​po​wie​dzial​ny. Oj​ciec umarł dwa lata temu. Kie​dy na​gle
przy​szła cho​ro​ba mat​ki, jej sio​stra wzię​ła do sie​bie jego małe młod​sze sio​-
stry – Aga​tę, Elż​bie​tę i Pau​lin​kę. Cię​żar cier​pie​nia mat​ki dźwi​gał sam.
Le​karz prze​stał przy​cho​dzić, nie da​wał cho​rej szans i wy​raź​nie mu to
oznaj​mił. Gdy cza​sem za​gląd​nął kto do nich, nie umiał być dłu​go, szyb​ko
ucie​kał, nie ra​dząc so​bie z wi​do​kiem przy​tła​cza​ją​ce​go cier​pie​nia. Praw​dą
Zgłoś jeśli naruszono regulamin