MacLean Alistair Czterdziesci osiem godzin A5.pdf

(1951 KB) Pobierz
Alistair MacLean
Czterdzieści osiem godzin
Przełożył Mieczysław Derbień
Tytuł oryginalny: When Eight Bells Toll
Data wydania oryginalnego: 1966
Rok pierwszego wydania polskiego: 1978
Na Morzu Irlandzkim, u wybrzeży Szkocji znikają statki
transportujące złoto, diamenty i szmaragdy; ich załogi są przez
kilka dni więzione, a następnie wypuszczane na wolność. Philip
Calvert, tajny agent udający biologa odkrywa, że na ostatnim ze
statków zostali zamordowani dwaj agenci należący do jego załogi.
Szef Calverta, admirał Arnford-Jason chce go odwołać z misji, ale
ten uprasza admirała o dodatkowe czterdzieści osiem godzin na
rozwiązanie sprawy i rozpracowanie szajki piratów.
-2-
Poniedziałek: od wieczora do trzeciej nad
ranem we wtorek.
Już od ponad stu lat produkuje się colty bez zmian w
konstrukcji, a te, które sprzedaje się obecnie, są bliźniaczo
podobne do egzemplarza noszonego niegdyś przez Wyatta Earpa
w Dodge City. Colt jest najstarszym i z pewnością najbardziej
znanym rewolwerem na świecie, a jeśli za kryterium oceniania
przyjmiemy skuteczność w okaleczaniu i zabijaniu, to jest to
prawdopodobnie najlepszy kiedykolwiek wyprodukowany
przyrząd tego rodzaju. Nie jest rzeczą błahą - to prawda - zostać
trafionym przez bardziej docenianych konkurentów peacemakera
jak luger czy mauser, ale ich pociski - o dużej prędkości
początkowej, małym kalibrze i ze stalowym płaszczem - po prostu
przechodzą przez ciało, pozostawiając po sobie małą, okrągłą
dziurkę i wyładowują większą część swojej energii gdzieś w
odległym terenie. Natomiast pozbawiona stalowego płaszcza
wielka ołowiana kula wystrzelona z lufy colta zniekształca się w
momencie uderzenia w cel, rozrywa straszliwie mięśnie i tkanki i
roztrzaskując kości wyładowuje właśnie na nich całą swoją siłę.
Jednym słowem, jeśli dostaniesz kulą peacemakera - na
przykład w nogę - nie klniesz uskakując za węgieł domu, aby
jedną ręką skręcić sobie papierosa, a drugą trafić przeciwnika
bezbłędnie między oczy. Jeśli kula peacemakera zrani twoją nogę,
popadasz w głębokie omdlenie, a jeśli uderzy w twoje udo i
będziesz miał dosyć szczęścia, aby przetrwać szok i poszarpanie
tętnic, to nigdy nie będziesz już chodził bez szczudeł, ponieważ
chirurg po całkowitym zdruzgotaniu kości udowej nie ma innej
możliwości, jak odciąć nogę.
-3-
Tak, więc stałem zupełnie nieruchomo, wstrzymując oddech,
ponieważ peacemaker, którego widok wywołał te nieprzyjemne
refleksje, był skierowany dokładnie w moje prawe udo.
Jeszcze jedno o peacemakerze: uruchomienie jego
półautomatycznego mechanizmu wymaga bardzo mocnego, a
jednocześnie pełnego wyczucia nacisku na spust, może być on
zatem szalenie niecelny, jeśli nie trzyma go silna i pewna dłoń. W
tym przypadku nie mogłem mieć na to nadziei. Ręka trzymająca
rewolwer, lekko i zdecydowanie oparta o stolik radiooperatora,
była najbardziej pewną ręką, jaką widziałem w życiu. Była
dosłownie nieruchoma. Widziałem ją wyraźnie, mimo że światło
w kabinie radiowej było przyćmione, a klosz lampy kierował je na
metalowy, podrapany blat stołu i mimo że snop żółtego światła
przecinał przedramię na wysokości mankietu koszuli. Dłoń, którą
widziałem, wydawała się być dłonią marmurowego posągu. Poza
kręgiem światła na wpół wyczuwałem, na wpół widziałem
sylwetkę człowieka siedzącego w półmroku, opartego o ścianę, z
głową lekko przechyloną w jedną stronę, z nieruchomymi oczami
połyskującymi pod daszkiem czapki. Znów skierowałem wzrok na
nieruchomą dłoń. Kąt ustawienia colta nie zmienił się nawet o
ułamek stopnia. Niemal podświadomie napiąłem mięśnie prawego
uda, czekając na uderzenie. Był to rzeczywiście bardzo dobry
środek obronny. Prawie tak skuteczny jak zasłonięcie się gazetą.
Dlaczego, do diabła, pułkownik Samuel Colt nie zajął się
wynalezieniem innych pożytecznych rzeczy, na przykład agrafek?
Bardzo powoli, bardzo spokojnie uniosłem obie ręce na
wysokość barków, mając dłonie zwrócone do przodu. Być może
mój przeciwnik to człowiek nerwowy, nie chciałem, więc, by
pomyślał, że mam zamiar mu się przeciwstawiać. Było to jednak
zupełnie zbędne, gdyż osobnik trzymający rewolwer sprawiał
wrażenie posągu pozbawionego nerwów. Nie postało mi zresztą w
głowie, aby stawiać opór; stałem w prześwicie otwartych drzwi i
-4-
sylwetka moja wyraźnie rysowała się na tle bladoczerwonej
poświaty, jaką pozostawiło zachodzące słońce na północno-
zachodniej stronie horyzontu. Przeciwnik trzymał lewą dłoń na
oporniku lampy, którą gotów był mnie w każdej chwili oślepić.
Poza tym to nie ja, lecz on trzymał w dłoni colta. Płacono mi za
ponoszenie ryzyka, nawet za narażanie się na niebezpieczeństwo,
ale nie za to, by grać rolę skończonego idioty o samobójczych
skłonnościach. Podniosłem ręce jeszcze parę centymetrów wyżej.
Starałem się nadać własnej twarzy wyraz możliwie najbardziej
pokojowy i dobrotliwy, co zresztą nie było zbyt trudne w tym
stanie ducha.
Człowiek z coltem pozostawał wciąż nieruchomy. Widziałem
błysk jego białych zębów. Błyszczące oczy spoglądały na mnie
bez zmrużenia powiek. Ten uśmiech, ta przechylona na jedną
stronę głowa, ta lekceważąca poza... Emanowała z tej ciasnej
kabiny groza tak intensywna, że aż prawie namacalna.
Nieruchomość, cisza i zimnokrwista obojętność człowieka z
coltem miały w sobie coś złowieszczego, przeraźliwie
nienaturalnego i złego. Czułem śmierć wyciągającą swój lodowaty
palec w tej małej kabinie. Pomimo dwóch pradziadków Szkotów
w moim rodowodzie nie mam - niestety! - ich daru jasnowidzenia,
a na różne bodźce pozazmysłowe reaguję jak bryła ołowiu. A
jednak teraz wyraźnie czułem w powietrzu śmierć.
- Wydaje mi się, że się mylimy. Zarówno pan, jak i ja -
powiedziałem. - Pan w każdym razie. Być może jesteśmy po tej
samej stronie.
Słowa z trudem przeciskały mi się przez gardło, a wysuszone
usta i język nie sprzyjały jasności wysławiania się. Mimo to
wydawało mi się, że mój głos zabrzmiał przekonywająco.
Mówiłem cicho, spokojnie i kojąco. Być może mój przeciwnik był
tylko szaleńcem. Udobruchać go. Zrobić cokolwiek. Byle tylko
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin