Kieser Egbert Operacja Lew Morski A5 ilustr.doc

(2855 KB) Pobierz
Operacja „Lew Morski”




Egbert Kieser

Operacja „Lew Morski”

Planowana inwazja na Anglię w 1940 roku.

 

 

Przekład: Barbara Górecka

Tytuł oryginału:

„Unternehmen Seelöwe” Die geplante Invasion in England 1940

Wydanie oryginalne 1987

Wydanie polskie 2000

 

 

Pierwsza w Polsce książka o planowanej niemieckiej inwazji na Wyspy Brytyjskie latem 1940 roku, oznaczonej kryptonimem „Lew Morski”. Inwazji, która nigdy nie doszła do skutku. Książka ukazuje działania obu stron - niemieckiej i brytyjskiej - kulisy przygotowań wojskowych, przedsięwzięć politycznych, gospodarczych oraz naukowych i społecznych związanych z inwazją. 18 września Niemcy odwołali jej termin, przesuwając lądowanie na wiosnę, potem zaś zrezygnowano z tego przedsięwzięcia. Polecamy tę książkę wszystkim miłośnikom historii drugiej wojny światowej oraz militariów.


Spis treści:

Przedmowa.              5

Wojna pozycyjna. Wciąż jeszcze jest szansa na pokój.              10

Niemieckie czołgi nad kanałem La Manche. Postrach dla wysp.              23

Z miotłami na spadochroniarzy. Początek obrony cywilnej kraju.              35

Żydzi i naziści do jednego worka. Brytyjczycy zamykają wszystkich.              51

Dokąd uciec na wyspie? Szok związany z ewakuacją.              71

Dunkierka - klęska, której nie było. Brytyjczycy uznali to za cud.              82

Bojowa guerrilla. Partyzanci, których obawiał się Goebbels.              100

Sporządźmy więc plan. Jak wielki admirał Raeder spowodował lawinę.              117

Flota francuska się droczy. Z Pétainem lub bez niego, za Hitlerem lub przeciw niemu.              149

Churchill uderza. Przeżyć za wszelką cenę.              161

Okręty, promy, łodzie. Armada Kriegsmarine.              176

Marynarka wojenna i wojska lądowe biorą się za łby. Gdzie wylądować?              192

Zawiedli szpiedzy i służby specjalne.              206

„Propozycja pokojowa” Hitlera pozostaje pustym gestem.              217

Stany Zjednoczone nadal neutralne, a ich sympatie podzielone.              228

Luftwaffe rozpoczyna walkę „bitwą o kanał”.              241

Brytyjski system ostrzegania kluczem do zwycięstwa.              260

RAF i jego strategia robienia oszczędności.              270

Dover musi cierpliwie znieść pierwsze ciosy.              297

„Dzień Orła” przybliża zwycięstwo Luftwaffe.              311

Przez atak na Londyn Göring przegrywa ostatnią szansę.              331

Armia i marynarka są gotowe do skoku przez kanał.              346

Royal Air Force zdobywa przewagę. Londyn nadal niepokonany.              366

Zajęcie wysp na kanale La Manche. Przedsmak okupacji.              382

„Lew Morski” śpi - aż do czasu inwazji aliantów.              396

Wnioski płynące z grzechu zaniedbania.              410

Dodatek: dokumenty i liczby.              428

Bibliografia.              449


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Książkę tę poświęcam Niemcom i Brytyjczykom, którzy zginęli w lecie 1940 roku


Przedmowa.

Przez długi czas nie miałem pojęcia, że w lecie 1940 roku istniały plany operacji „Lew Morski”, a niemieckie wojska miały wylądować w Anglii. Na Wyspach Brytyjskich nie zapomniano jednak o tym epizodzie, o czym mogłem się przekonać przy okazji wielu wizyt w hrabstwie Kent. W pamięci Brytyjczyków ówczesne zagrożenie pozostało wciąż żywe. Przyjaciel pokazał mi miejsce nieopodal Dover, gdzie Brytyjczycy pompowali ropę do kanału La Manche, zamierzając ją następnie podpalić. Staliśmy wtedy akurat na betonowym klocu, który służył do zakotwiczania balonów zaporowych. Posągi jeźdźców hiszpańskich zdobiące wówczas nabrzeże dawno zniknęły, lecz betonowe garby, które miały powstrzymać napór czołgów, istnieją nadal: chronią wjazdy i miejsca postoju przed parkującymi na dziko. Ciągle jeszcze z żyznych przybrzeżnych ziem wydobywa się szczątki zestrzelonych samolotów, a trzecie już pokolenie dzieci zbiera pamiątki w postaci kawałków blachy i odznak. Ciągle jeszcze znajduje się bomby i odłamki granatów, a pill boxes (jednoosobowe schrony) urozmaicają pola uprawne. Wzdłuż wybrzeża wznoszą się wysoko wieże Martella, jakby wygrażając Francji.

Emitowany w telewizji brytyjskiej, cieszący się wielkim powodzeniem, serial komediowy o obronie kraju nie pozwala zapomnieć o wydarzeniach sprzed niemal pół wieku. Nawet małe dzieci wiedzą, że spadochroniarze niemieccy spadali z nieba przebrani za zakonnice, a ich samych nie byłoby w ogóle na świecie, gdyby to zależało od niemieckich U-Bootów.

Lato 1940 roku było dla Brytyjczyków koszmarem. Dlaczego strona niemiecka o tym zapomniała? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie okazało się pasjonujące. Rezultat badań wprawiał w zdumienie: operacja „Lew Morski” miała być jednym z najpotężniejszych niemieckich działań wojennych, mającym rzucić Wielką Brytanię na kolana. Ten plan się nie powiódł. Hitler przegrał drugą wojnę światową już w lecie 1940 roku. Po „Lwie Morskim” niemieckie dowództwo wojskowe ponosiło wyłącznie klęski. Dlaczego więc Hitler nie zajął Anglii? Cała Anglia była przekonana, że Niemcy nadejdą, a Brytyjczycy nie dysponowali niczym, co można by przeciwstawić niemieckim czołgom.

Na początku kampanii zachodniej, 10 maja 1940 roku, Hitler zaapelował do swoich wojsk: Brytyjczycy i Francuzi nigdy nie chcieli pozwolić na to, by państwo niemieckie stało się potęgą. Chcieli je pozbawić żywotnych korzeni i podzielić na wiele małych państewek. „Wybiła dla was godzina. Rozpoczynająca się dziś walka rozstrzygnie o losie narodu niemieckiego w kolejnym tysiącleciu. Spełnijcie swój obowiązek!”

I żołnierze swój obowiązek spełnili. W ciągu zaledwie pięciu tygodni podbili dla Hitlera Francję, a teraz stali nad kanałem La Manche czekając, aby führer wysłał ich do Anglii. Marynarka wojenna przeprowadziła na nie spotykaną dotąd skalę operację uzbrojenia wszystkich dostępnych jednostek pływających i przystosowania ich do transportu żołnierzy. Gotowa do działań flota stacjonowała u wybrzeży kanału. Dzień i noc eskadry niemieckich bombowców i myśliwców atakowały Wielką Brytanię, by złamać opór Anglików. Luftwaffe miała przygotować grunt dla operacji „Lew Morski”: zdobyć panowanie w powietrzu, bez którego niemożliwe było lądowanie na wybrzeżu Anglii. Walki rozwinęły się w bitwę powietrzną o Anglię, która w istocie rozstrzygała o dalszym istnieniu tego kraju. Gdyby niemieckim eskadrom udało się nie tylko zwyciężyć w powietrzu, lecz także zniszczyć porty i zadać zdecydowane straty brytyjskiemu przemysłowi lotniczemu, wówczas nic już nie mogłoby przeszkodzić inwazji.

Wysiłkom mającym na celu zdobycie przewagi w powietrzu poświęcono w niniejszej książce więcej miejsca, niż pierwotnie planowano. Luftwaffe była jedynym członem Wehrmachtu, który przeprowadzał potężne działania bojowe w ramach przygotowań do operacji „Lew Morski”. Z poszczególnych faz kampanii wstępnej - „Walki o kanał”, „Dnia Orła” i ataku na Londyn - można wnioskować o szansach powodzenia operacji „Lew Morski”, jak również odczytać brak koordynacji między poszczególnymi członami Wehrmachtu, co było widoczne zwłaszcza wobec elastyczności i zdecydowania obrony brytyjskiej. Data rozpoczęcia inwazji mniej była zależna od przygotowań marynarki i wojsk lądowych, a bardziej od wyników walki powietrznej. W pierwszych dniach września RAF poniósł ciężkie straty, Hitler mógł więc w każdej chwili wydać rozkaz przeprawienia wojsk przez kanał.

Otóż nie ma żadnych przesłanek świadczących o tym, że Hitler naprawdę chciał zająć Wyspy Brytyjskie. Wiele natomiast przemawia za tym, że od początku do końca, na podstawie całkowicie błędnej oceny sytuacji, pragnął nakłonić Brytyjczyków do pokojowego rozwiązania, zapewniającego mu swobodę manewru w planowanej napaści na Rosję. Czy więc piloci niemieccy i angielscy cywile zginęli wyłącznie dla jakiegoś blefu? Według wszelkich dostępnych materiałów należy to uznać za pewnik. W związku z operacją „Lew Morski” pojawia się jeszcze jedna wymagająca wyjaśnienia kwestia. Czy niemieccy generałowie i admirałowie byli tak naiwni, że nie potrafili przejrzeć intencji Hitlera? Dlaczego, mimo wszelkich wątpliwości, ostatecznie w pełni go poparli?

Dokumenty, które udostępniono po zakończeniu wojny, a szczególnie w czasach najnowszych, udzielają odpowiedzi na te pytania. W lecie 1940 roku generałowie i admirałowie istotnie nie mieli powodu wątpić w prawdziwość zamiarów Hitlera. Nie traktowali jego dyrektywy jako blefu, mogli jednak zasadnie powątpiewać w powodzenie takiego przedsięwzięcia. Jeszcze w czerwcu głównodowodzący wchodzących w skład Wehrmachtu wojsk lądowych, lotnictwa i marynarki uważali je za niewykonalne. Kiedy jednak Hitler przedstawił im swoją dyrektywę nr 16, sztabowcy uznali nagle, że wszystko jest możliwe i pozostaje jedynie zrealizować len plan. Zabrano się do tego z taką precyzją, szybkością i dokładnością, że Wehrmacht na przygotowanie przeprawy przez kanał potrzebował zaledwie dwóch miesięcy, podczas gdy aliantom przygotowanie ich ofensywy zajęło ponad dwa lata.

Wydając tę dyrektywę, Hitler zwolnił generałów i admirałów z odpowiedzialności. Operacja „Lew Morski” stała się paradygmatem całej drugiej wojny światowej. Jedno słowo führera uruchomiło potężną wojskową biurokrację, która nie oglądając się na nic brała, dostarczała, rozkazywała i rozporządzała obcym krajem jak swoim. Raeder, von Brauchitsch, Haider, Jeschonnek nie musieli pytać, dlaczego należy podbić i zniszczyć Anglię, nie musieli pytać, dlaczego setki tysięcy ludzi trzeba wypędzić z gospodarstw i domów, tysiące z nich zabić, spustoszyć miasta i wioski. Rozkaz Hitlera był dostatecznym alibi, „walka za ojczyznę” wystarczała za motyw, a pycha za bodziec mający poruszyć masy, które wcale nie czuły nienawiści do Anglików, tak samo jak nie odczuwały jej wcześniej wobec Francuzów ani później wobec Rosjan.

Machina wojenna usamodzielniła się, stała się celem samym w sobie. Otwarła się wówczas przepaść, która również dzisiaj nie przestaje być groźna. Jej istotą jest gra sił politycznych i potencjału wojskowego. Po tym jak podczas „kryzysu generalskiego” w listopadzie 1939 roku Hitler brutalnie wykorzenił wszelki opór, generałowie zrobili wszystko, co było w ich mocy, aby urzeczywistnić jego pełne pychy idee za pomocą środków wojskowych, abstrahując od moralności i poczucia odpowiedzialności ludzi cywilizowanych. Bismarck powiedział, że wojny wszczynają zawsze mniejszości, a nie narody. Miał na myśli polityków i wojskowych, i to nie tylko w Niemczech. Historia i teraźniejszość dostarczają wielu przykładów na to, jak pompatyczna ideologia przy pomocy aparatu wojskowego forsuje swą żądzę władzy i jak wojskowi mogą pomóc politykom tę pełnię władzy osiągnąć. Rachunek dokonuje się zawsze ponad głowami większości, narodu, który chętnie płaci krwią, ponieważ wmówiono mu słuszność sprawy, dla której ponosi ofiary.

Wiosną 1940 roku z punktu widzenia logiki działań wojskowych zajęcie Wysp Brytyjskich stało się koniecznością. Sam Hitler określi! inwazję jako politycznie bezsensowną, lecz czy odwlekałby ją także wówczas, gdyby Luftwaffe zwyciężyła, a Anglia mimo to wciąż jeszcze nie zechciała się poddać? Operacja „Lew Morski” stanowi sztandarowy przykład sytuacji, gdy nadmiernie rozrośnięta machina wojenna zaczyna się rządzić własnymi prawami i samoistnie funkcjonuje nadal nawet wówczas, kiedy zabrakło już świadomego nadzorcy. Gdyby operacja ta się powiodła - a jej sukces można uznać za prawdopodobny, gdyby tylko Hitler wydał rozkaz ataku - Świat wyglądałby dziś z pewnością inaczej. Jednak należy przypuszczać. Że ze względu na wysokie morale bojowe Brytyjczyków przedsięwzięcie to zakończyłoby się klęską, chociaż strach przed inwazją ciągle jeszcze jest żywy w hrabstwach Kent i Sussex. Niniejsza książka stara się wyjaśnić przyczyny takiego stanu rzeczy, będąc jednocześnie ostrzeżeniem, by pamiętając o mechanizmach, nie zapominać o człowieku. Machina wojenna jest bowiem również rodzajem mechanizmu, który jest pożyteczny jedynie wtedy, kiedy służy człowiekowi, a nie wówczas, gdy staje się celem samym w sobie, niosąc zagładę innym ludziom.


Wojna pozycyjna. Wciąż jeszcze jest szansa na pokój.

Po napadzie wojsk niemieckich na Polskę i podziale kraju między Wielką Rzeszę Niemiecką i Związek Sowiecki we wrześniu 1939 roku, w Europie zapanował pozorny spokój. Wielka Brytania i Francja 3 września niechętnie wypowiedziały Niemcom wojnę i na tym poprzestały. Komunikaty Wehrmachtu stereotypowo donosiły o działaniach patroli i lekkim ogniu artyleryjskim na zachodzie, jak również o działaniach zwiadowczych Luftwaffe. W Rzeszy zajmowano się zarządzeniami o racjonowaniu żywności i tekstyliów po wprowadzeniu uprawniającej do odbioru przydziałów specjalnej karty. W Generalnym Gubernatorstwie odbywały się pierwsze masowe egzekucje polskich Żydów, Nad Zatoką Niemiecką co jakiś czas przelatywały brytyjskie samoloty zrzucając bomby na Borkum i Sylt, nie czyniąc przy tym jednakże większych szkód.

W Paryżu Simone de Beauvoir zanotowała w swym dzienniku w grudniu 1939 roku: „Tak więc ciągnie się ta dziwna wojna. Zarówno na froncie, jak i na tyłach głównym problemem pozostaje zabijanie czasu, cierpliwe przeczekiwanie tego okresu, dla którego z trudem jedynie da się znaleźć nazwę - czy to strach, czy nadzieja?”

Nadzieja była raczej pragnieniem, żeby ta wojna się skończyła, żeby Niemcy zadowolili się swymi dotychczasowymi podbojami. Odpowiadało to nastrojom wśród ludności niemieckiej, która już po zakończeniu kampanii w Polsce wykazywała dużo mniejszy zachwyt. Na żadnym domu nie pojawiły się flagi. Brakowało węgla i kartofli, ludzie oczekiwali pokoju. Teraz, skoro odzyskano Gdańsk i korytarz, nie było powodu, aby dalej prowadzić wojnę.

Grupa opozycyjna skupiona wokół Carla Goerdelera wykorzystała przerwę, aby nawiązać kontakty z rządem brytyjskim. Pragnęła wysondować możliwość pokojowego zakończenia konfliktu we współdziałaniu z demokratycznym niemieckim rządem. Chamberlain nie chciał jednak niczego obiecywać, ponieważ członkowie grupy obstawali przy zachowaniu raz zdobytych nowych granic. Podobnie działania Amerykanów nie przyniosły żadnych rezultatów. Sekretarz stanu Sumner Welles jako osobisty wysłannik Roosevelta udał się do Rzymu i Berlina, próbując nakłonić państwa osi do zakończenia konfliktu zbrojnego. Nie spotkał się tam jednak ze zrozumieniem. Współpracy odmówili również Francuzi i Brytyjczycy, ponieważ Hitler nie czynił żadnych przygotowań do wycofania się z Polski.

Bardziej wyraźne od słabych przebłysków nadziei były obawy panujące w obozie aliantów. Szczególnie Francuzi, którzy ponieśli największe ofiary w pierwszej wojnie światowej, musieli patrzeć, jak Niemcy znowu stoją w tych samych miejscach, w których stali dwadzieścia pięć lat temu: nad Sommą, nad Mamą i w Wogezach. Wspomnienie rozlewu krwi było wciąż świeże. Wojna z lat 1870-1871 także nie została do końca zapomniana. Wielu Francuzów było przekonanych, że w naturze Niemców leży przemoc, i nie ma znaczenia, jak nazywają się wodzowie: Fryderyk, Wilhelm czy Hitler. Niemcy byli w ich oczach nie tylko niebezpieczni, byli po prostu niepoprawni. II faul en finir[1], mówili, nie mając na myśli wojny, lecz państwo niemieckie, które znowu groziło spustoszeniem ich kraju.

Brytyjczycy natomiast oznajmili wyraźnie, że nie prowadzą wojny z narodem niemieckim, lecz z Hitlerem i nazizmem. Emisariusze Goerdelera pozostawili jednak po sobie pewne wrażenie, przede wszystkim uzmysłowili im, że trzeba widzieć różnicę między Niemcami i nazistami. Na przykład konserwatywni Brytyjczycy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych nic sobie nie robili z francuskich wyobrażeń na temat Niemców jako rasy agresywnej, kolportowanych również przez brytyjskiego posła w Paryżu. John Colville, późniejszy prywatny sekretarz Churchilla, zastanawiał się, co powinno się stać z państwem niemieckim po zakończeniu wojny. Zasadę Il faut en finir, czyli eksterminację, uważał za niechrześcijańską i niecywilizowaną. Narodowi niemieckiemu należało okazać wielkoduszność i oddzielić przeszłość grubą kreską. Niemcy powinny gospodarczo znowu stanąć na nogi i przejść proces demilitaryzacji, podobnie jak kraje alianckie. Naród niemiecki nie powinien czuć się pariasem. Nie należało odbierać mu żadnych prawnie należących do Niemiec terytoriów ani też dzielić kraju.

Nawet kiedy świat obiegły pierwsze relacje z obozów koncentracyjnych oraz zdjęcia pokazujące deportacje polskich Żydów i ogłoszono brytyjską białą księgę o niemieckich obozach koncentracyjnych, ludzie pokroju Colville'a nie chcieli potępiać w czambuł wszystkich Niemców. Natomiast lord Halifax miał się rzekomo opowiadać za opublikowaniem białej księgi, za której spiritus rector uchodził „fanatycznie antyniemiecki” Kirkpatrick (sir Ivone Kirkpatrick w latach 1933-1938 był pierwszym sekretarzem ambasady brytyjskiej w Berlinie, a od roku 1950 do 1953 brytyjskim wysokim komisarzem w Niemczech).

Przerażające wieści z podobnym sceptycyzmem przyjmowane były w Paryżu. Tak przynajmniej twierdziła w swym pamiętniku w kwietniu 1940 roku Simone de Beauvoir: „Na początku kwietnia Hitler ogłosił, że 15 czerwca wkroczy do Paryża. Nikt nie wziął [...] tego poważnie. Okropne historie krążyły o zajęciu Polski: Niemcy spędzili wszystkich patriotów, wsadzili ich do obozu koncentracyjnego i z pełną świadomością pozwolili im tam umrzeć z głodu. Niektórzy mówią o wypełnionych więźniami uszczelnionych wagonach, do których wpuszczano gazy duszące. Nie chce się wierzyć podobnym pogłoskom, kiedy się wspomni bajki rozpowszechniane w czasie pierwszej wojny światowej. Nie można też jednak dawać wiary optymistycznemu gadaniu”.

Strach przed Niemcami przeważył. Podczas gdy Brytyjczycy przesuwali do Francji swoje wojska ekspedycyjne i jednostki lotnictwa, Francuzi umacniali Linię Maginota i koncentrowali trzon swych sił zbrojnych na granicy belgijskiej. Nie mieli wątpliwości: kiedy nadejdą Niemcy, stanie się to na pewno, tak jak poprzednim razem, z północy, zgodnie z planem Schlieffena.

Strach ten był co najmniej uzasadniony. Już 12 listopada 1939 roku Hitler chciał rozpocząć ofensywę na zachód, przesunął ją jednak pod wpływem sprzeciwu generałów. Goebbels nakazał swoim propagandystom na nowo zinterpretować pojęcie neutralności w rozumieniu nazistowskim, po tym jak zwabiono i porwano dwóch agentów brytyjskich na granicy holenderskiej. Goebbels zrobi! z tego naruszenie neutralności Holandii. Na zewnątrz jednak panował pozorny spokój. Ton komunikatów Wehrmachtu był nadal taki sam; na zachodzie bez zmian.

Koło wprawili w ruch Rosjanie. 30 listopada 1939 roku Sowieci napadli na Finlandię. Opinia publiczna z oburzeniem przyjęta do wiadomości naruszenie prawa międzynarodowego. Żaden rząd oficjalnie nie zaproponował pomocy małemu krajowi, nikt bowiem nie chciał ryzykować otwartego konfliktu z Rosją. Alarmujący meldunek brytyjskiego ambasadora w Moskwie, sir W. Seedsa, że Sowieci prawdopodobnie zajmą całą Skandynawię, wobec czego wypowiedzenie Rosji Sowieckiej wojny przez Wielką Brytanię będzie wkrótce konieczne, został w londyńskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych milcząco odłożony ad acta. Również w Berlinie nie było poruszenia. Nieoficjalnie jednak przez Europę przeszła fala sympatii dla Finlandii. W fińskich placówkach konsularnych w Skandynawii zgłaszali się na ochotnika Norwegowie, Szwedzi i Duńczycy, gotowi walczyć z Sowietami. Z Włoch, Węgier, Szwecji i Wielkiej Brytanii nadchodziły tajne dostawy broni. Finowie bronili się tak dzielnie, że w krótkim czasie cztery sowieckie dywizje zostały całkowicie zniszczone bądź unieruchomione.

Z rozgrywającego się w kręgu polarnym dramatu niewiele przedostało się do angielskiej opinii publicznej. Natomiast pierwszemu lordowi w londyńskiej Admiralicji, ministrowi marynarki Winstonowi Spencerowi Churchillowi, atak Związku Sowieckiego na Finlandię był bardzo na rękę. Od dawna już zaopatrywanie niemieckiego przemysłu zbrojeniowego w szwedzką rudę żelaza przez porty norweskie było mu solą w oku. Wytrwale pracował nad uzyskaniem zgody swych kolegów z gabinetu na zaminowanie portów norweskich i przechwycenie frachtowców z ładunkiem rudy. Teraz oto Sowieci dostarczyli mu pretekstu do bezpośredniego uderzenia na szwedzki obszar wydobywania rud żelaza Gällivare i związany z nim norweski port Narwik.

Plan był prosty: Finowie powinni oficjalnie poprosić Szwedów i Norwegów o pozwolenie na transportowanie przez ich terytorium sprzętu wojskowego i żołnierzy obcych państw. Wtedy „ochotnicy” z Wielkiej Brytanii (zgodnie ze sprawdzoną metodą „niemieszania się w sprawy wewnętrzne”) mogliby wylądować w Narwiku i Trondheim, a następnie znaczna ich część pozostałaby w Szwecji i Norwegii w celu obrony tych krajów.

7 lutego 1940 roku plan ten został zaakceptowany w gabinecie Jego Królewskiej Mości. Francuzi już od dawna byli poinformowani o przedsięwzięciu i zadeklarowali gotowość do współpracy. Przygotowania kontynuowano nawet po zawarciu 12 marca pokoju w Moskwie między Finlandią a Sowietami. 20 marca w portach francuskich i szkockich stały gotowe do zaokrętowania wojska: trzy dywizje brytyjskie, kontyngent francuskich strzelców alpejskich i kilka batalionów polskich ochotników. Pod rozkazami Brytyjczyków miały one zająć złoża rudy żelaza w Gällivare lub też przynajmniej unieszkodliwić urządzenia wydobywcze i zniszczyć połączenie kolejowe Gällivare-Narwik. W tak zaplanowanej akcji krył się jeden drobny błąd: już w lutym kursowały w Sztokholmie pogłoski o brytyjsko-francuskiej ekspedycji. Przypuszczano, że przeciek informacji pochodził z Paryża. Niedyskrecja ta była dla przedsięwzięcia katastrofalna w skutkach. 5 kwietnia korespondent „Daily Telegraph” doniósł ze Sztokholmu, że jeśli brytyjska blokada na morzu rozciągnie się także na transport szwedzkiej rudy żelaza, naziści zajmą Norwegię.

W niedzielę 7 kwietnia - brytyjskie oddziały były już częściowo zaokrętowane - brytyjskie służby zwiadowcze doniosły o obecności licznych jednostek niemieckiej floty u wejścia do cieśniny Skagerrak, posuwających się kursem na północ. W portach brytyjskiej Home Fleet rozbrzmiały dzwonki alarmowe. O godzinie 20.30 z przylądka Scapa Flow wyruszyła pierwsza jednostka składająca się z 3 pancerników, 2 krążowników i 10 niszczycieli, aby zagrodzić Niemcom drogę na północ. O 22.00 podążyły za nią kolejne 2 krążowniki i 15 niszczycieli. Jednostki te stanowiły praktycznie całość floty pozostającej w dyspozycji brytyjskiej Home Fleet. zdolnej do przeciwstawienia się zakrojonej na szeroką skalę operacji przeciwnika w Skandynawii i ochrony własnych wojsk.

Pod Narwikiem stały już wówczas 4 brytyjskie niszczyciele, zaminowujące wody przybrzeżne. Ciężki krążownik Renown, krążownik Birmingham i kolejne 8 niszczycieli zostało odkomenderowanych do ich ochrony. W poniedziałek rano okręty minujące zakończyły pracę na fiordzie i wraz z okrętami osłaniającymi udały się na południe, by założyć tam pole minowe Wilfred. Jedynie niszczyciel Glowworm musiał zawrócić, aby odszukać marynarza, który poprzedniej nocy wypadł za burtę.

Morze było niespokojne, a po niebie pędzi ty gnane wiatrem bure deszczowe chmury. Widoczność była słaba. Kapitan Gerard Roope myślał już o przerwaniu poszukiwań i powrocie, kiedy nagle tuż przed nim wynurzyły się dwa niemieckie niszczyciele, które natychmiast otworzyły ogień. Glowworm odpowiedział salwą ze wszystkich luf, lecz silnie wzburzone morze niemal uniemożliwiało celowanie. W środku bitwy pojawił się niemiecki krążownik Hipper i ostrzelał Glowworma z ciężkich dział. Brytyjczycy zastosowali zasłonę dymną. Hipper przedarł się przez zasłonę, a kilka sekund później burta krążownika pękła pod straszliwym uderzeniem. To kapitan Roope widząc, że nie zdoła ujść pogoni, całą siłą swych maszyn uderzył w Hippera. Płonący Glowworm wkrótce potem wyleciał w powietrze. Czterdziestu rozbitków znalazło ocalenie na niemieckim krążowniku, lecz kapitana Roope'a wśród nich nie było.

Wieczorem tego samego dnia ciężko uszkodzony Hipper przybił do Trondheim i przez długie miesiące stał w doku, gdzie naprawiano mu podziurawioną burtę. Brytyjska admiralicja skreśliła okręt Glowworm z rejestru, nie znając prawdziwej przyczyny tej straty. Brytyjczycy zbyt późno się dowiedzieli, że Hipper transportował wojska niemieckie do Norwegii.

Rankiem 9 kwietnia Niemcy zajęli nie tylko Trondheim, Bergen i Narwik, lecz wkrótce dotarli w głąb kraju. W ich rękach znalazło się również Oslo. Brytyjczycy przybyli zbyt późno. Francusko-brytyjski korpus ekspedycyjny zdołał wprawdzie wylądować, lecz po kilku tygodniach ciężkich walk został wycofany.

Flota brytyjska również nie potrafiła pokonać swego przeciwnika. W ciągu trwających dwa miesiące walk o Norwegię Brytyjczycy stracili jeden lotniskowiec, 2 krążowniki, 9 niszczycieli i 6 okrętów podwodnych, choć zważywszy wielkość floty brytyjskiej, była to strata do przebolenia. Co innego Kriegsmarine, która przypłaciła walkę utratą 4 krążowników, 10 niszczycieli, 3 okrętów podwodnych i jednej łodzi torpedowej. Była to niemal połowa zdolnych do walki jednostek. Brytyjczycy mieli nadal 184 niszczyciele, podczas gdy Niemcom pozostały jedynie 4.

W parlamencie brytyjskim podczas szalejącej 7 i 8 maja debaty na temat Norwegii opozycja wytoczyła przeciw premierowi Chamberlainowi najcięższe zarzuty, czyniąc go odpowiedzialnym za klęskę. Stare animozje wobec Chamberlaina, zwolennika appeasementu[2], wybuchły z nową siłą. Lloyd George, wielki starzec z Liberal Party, zarzucił mu, że to jego polityka jest przyczyną, iż deklaracje pomocy złożone Czechom, Polsce, Finlandii i Norwegii stają się makulaturą.

Minister marynarki Churchill, który nawarzył swemu premierowi tego piwa, wygłosił wprawdzie namiętną mowę obrończą, lecz musiał też przyznać: „Zostaliśmy całkowicie zaskoczeni i ograni przez Niemców”. Sam Churchill nie miał łatwej pozycji. Nie po raz pierwszy jako minister marynarki musiał przyznać się do zawinionej przez siebie klęski. 25 kwietnia 1915 roku, wbrew woli pierwszego lorda admirała Fishera, kazał wylądować na odkrytym wybrzeżu półwyspu Gallipoli całkowicie do tego nie przygotowanym oddziałom, głównie australijskim i nowozelandzkim, posługującym się przeznaczonymi na złom starymi okrętami wojennymi. Manewr ten miał doprowadzić do zajęcia Bosforu. Na wąskich plażach praktycznie bezbronne wojska zostały wycięte w pień przez oddziały tureckie pod wodzą niemieckiego generała Limana von Sandersa. Kiedy wreszcie po wielu miesiącach ewakuowano nędzne resztki wojsk do Salonik, życie zdążyło już stracić 213 000 Australijczyków i Nowozelandczyków, jak również pewna liczba Brytyjczyków, Churchillowi nie pozostało wówczas nic innego, jak ustąpić i zgłosić się na ochotnika na front francuski, gdzie przez cały rok dowodził 6. Batalionem Fizylierów Królewskich, zanim ponownie odważył się pokazać w parlamencie jako zwykły deputowany. Wielu nigdy nie zapomniało mu tej bezsensownej ofiary z ludzi, którą należało przypisać wyłącznie jego niepohamowanej impulsywności. Tę wadę Churchill równoważył jednak wyjątkową siłą woli, wytrwałym, czasem nawet bezwzględnym, dążeniem do celu, niesłychaną pracowitością, zdolnością do urzeczywistniania swych planów i nieodpartym urokiem osobistym. Cieszył się takim poważaniem, że Lloyd George mógł zawołać do premiera, żeby nie chował się za Churchillem.

Zaufanie do rządu Chamberlaina zostało poważnie naruszone, ponieważ do ataków opozycji dołączyła prasa. Spekulacje na temat utworzenia nowego rządu, pogłoski o dymisjach wypełniały korytarze parlamentu i gmachów rządowych. Chamberlain spędził cały dzień 9 maja na rozmowach. Konsultował się nie tylko z członkami gabinetu, lecz także z przywódcami opozycji. Coraz częściej dawało się słyszeć słowo koalicja, które w uszach Brytyjczyków brzmiało niemal jak rezygnacja z demokracji. Stawało się oczywiste, że z trudnym położeniem, w jakim znalazła się Anglia, pozwoli się uporać tylko wspólna wola rządu i parlamentu. Kończył się dzień 9 maja, nie przynosząc na razie żadnych rozstrzygnięć.

10 maja wypadał w piątek, a promienie słońca zapowiadały piękny weekend. Londyńczycy byli już myślami przy wyjazdach z okazji Zielonych Świątek. Na przedmieściach warczały motory elektrycznych wózków mleczarzy, pierwsi pasażerowie tłoczyli się do wagonów kolei podmiejskiej, ażeby wkrótce wypełnić ulice śródmieścia zabieganym tłumem. Przedmiotem rozmów był wszędzie najnowszy rozwój sytuacji politycznej, o ile ludzie w ogóle interesowali się polityką.

W porannych wiadomościach BBC o godzinie siódmej spiker oznajmił bez ogródek, że wojska niemieckie przekroczyły tego rana niemiecką granicę zachodnią, wciągając obrońców w ciężkie walki. Godzinę później ukazał...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin