1.
Pracowała w jednym z wieżowców na Park Avenue, które chętnie fotografują turyści. Miło je odwiedzać, lecz nikt nie chciałby w nich mieszkać.
Niewielka, pretensjonalna firma mieściła się na dziewiętnastym piętrze i zajmowała się projektowaniem opakowań. Przyjechałem o piątej, jak się umówiliśmy, i podałem w recepcji swoje nazwisko, a ona wyszła do mnie w fartuchu, co świadczyło, że oderwałem ją od deski kreślarskiej.
Nina Gibson. Pulchna, niska dziewczyna. Widziałem jej zdjęcie jako dwunastolatki. Mike nosił je w portfelu. Teraz, gdy była dwukrotnie starsza, wyglądała inaczej. Miała bujne kruczoczarne loki, intensywnie błękitne oczy Mike’a, drobną, przekorną twarz i mlecznobiałą cerę.
Zachowała figurę dziewczynki, ale taką, jaką mają te o już kobiecych kształtach. Wąska talia i obfite, przyjemne krągłości u góry i u dołu.
– Przykro mi, musi pan chwilę poczekać – rzekła.
– Więc jak pani wróci, niech się pani uśmiechnie i przywita.
– A powinnam? To spotkanie to nie mój pomysł, panie McGee.
– Tak nakazuje uprzejmość, Nino.
– Nie będziemy mieli wielu okazji do wymiany uprzejmości – odpowiedziała i wróciła do arkanów swojej profesji. Siedziałem wśród gablotek, w których wystawiono opakowania popularnych artykułów gospodarstwa domowego. Miękka plastikowa butelka za trzy centy plus homogenizowana papka o wartości dwóch centów, plus reklamy telewizyjne w najlepszym czasie antenowym oznaczają roczną sprzedaż dwudziestu ośmiu milionów butelek po sześćdziesiąt dziewięć centów za sztukę. Serce amerykańskiego przemysłu. Siedziałem i obserwowałem recepcjonistkę. Była przyzwyczajona, że ludzie na nią patrzą, i wyraźnie to lubiła. Ona również wydawała się opakowana. Recepcjonistka, sztuk jeden, apetyczna, opakowana w afektowany angielski akcent i ziemiański tweed. Firma była niewielka, lecz nowoczesna. Zatrudnili dziewczynę, która wyglądała, jakby owiewał ją wiosenny wiatr znad wrzosowisk, a w korytarzu czekał uwiązany rumak.
Nina wyszła – w rękawiczkach, z torebką, w kapeluszu i jesiennym kostiumie zbyt dopasowanym jak na jej figurę. Towarzyszył jej wątły, bezbarwny mężczyzna. Zatrzymali się i zaczęli rozmawiać, a Nina rzekła:
– Freddie, mój drogi, doskonale wiesz, że jeśli pokażesz mu trzy projekty, to zgłupieje. Z tym swoim ptasim móżdżkiem nie jest w stanie się zdecydować nawet na jeden z dwóch, chyba że wybór jest oczywisty. Dlatego przedstaw mu propozycje Tommy...
renfri73