Lana - R.K. Lilley.pdf

(1684 KB) Pobierz
Poniższe tłumaczenie w całości należy do autora ksiązki, jak i jego
prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym
służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto poniższe
tłumaczenie nie służy uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie
każda osoba wykorzystująca treść poniższego tłumaczenia w celu innym niż
marketingowym łamie prawo!
Przypominam, że nie wyrażam zgody na umieszczenie, ani
rozpowszechnianie go w jakiejkolwiek formie na innych chomikach, jak i
nigdzie indziej w sieci.
Lana nie pamięta czasów, kiedy nie była beznadziejnie
zakochana w Akirze. Nawet, wiedza, że on traktuje ją
jak siostrę, nigdy nie pomogła jej stłumić jej uczuć.
Jedna noc tylko wszystko pogorszyła. Po uwodzeniu
Akiry, okazało się, że ich beznadziejna miłość była
jednostronna, a Lana uciekła z ukochanej rajskiej wyspy
ze złamanym sercem.
Osiem lat później, Lana wreszcie wraca do domu,
planując pozostać na krótko i tylko w biznesach, ale jej
plany szybko się komplikują, gdy wpada na mężczyznę,
którego nigdy nie mogła odżałować.
Rozdział 1
Poczułam się przesadnie wystrojona, gdy wysiadłam z samolotu. Moja prosta biała
koszula połączona z dopasowaną blado szarą marynarką i pasującą blado szarą
spódnicą ołówkową, wydawała się całkiem właściwa, gdy byłam na pokładzie
samolotu. Ale jeden oddech powietrza mojej kochanej rajskiej wyspy, a cały strój był
zły. To była podróż służbowa, więc nie zapakowałam nic odpowiedniego do raju
mojego dzieciństwa. Nie miałam już nawet czegoś takiego. Te myśli były
demoralizujące.
To nawet nie był szczególnie gorący dzień. Chłodne powietrze uderzyło w moją skórę,
gdy wyszłam na zewnątrz. W każdym razie i tak ściągnęłam swoją marynarkę,
odpinając niezliczoną ilość guzików od kołnierza mojej koszuli. Ale dekolt nie był tutaj
zły. Teraz byłam w miejscu, gdzie w mojej szafie były zazwyczaj małe stroje
kąpielowe. Czy spakowałam chociaż jeden z nich?
Byłam zdeterminowana umówić się na kilka spotkań wkrótce, gdy przyjechałam tutaj,
więc byłam ubrana odpowiednio, ale moja determinacja odfrunęła wraz z łagodnym
powietrzem Maui. Wzięłam głęboki wdech, kochając zapach powietrza wyspy, które
było boskie, nawet zmieszane z oparami odrzutowców.
Samochód już czekał zaparkowany przy krawężniku, a kierowca wysiadł, aby zabrać
mój skąpy bagaż. Przewyższałam go w moich czerwonych Jimmy Choo. Przy stu
osiemdziesięciu centymetrach wzrostu, pomyślałam, że przewyższałabym go nawet
jeśli miałabym płaskie buty.
- Panno Middleton, jak twój lot? – zapytał.
Uśmiechnęłam się do znanego kierowcy. Pracował dla kurortu mojej rodziny. Szybko
przypomniałam sobie jego imię.
- Całkiem dobrze, Thomas. Jak obecnie życie na wyspie?
Posłał mi uśmiech. Był blisko mojego wieku dwadzieścia sześć lat, ze smukłą budową i
szybkim uśmiechem.
- Wciąż nie mogę się oderwać od tej skały, tak dobrze. Założę się, że za tym tęsknisz.-
posłał mi sympatyczne spojrzenie. To było spojrzenie zarezerwowane dla kogoś
wystarczająco szalonego, aby opuścić ten raj dla stałego lądu.
Westchnęłam ciężko.
- Nie masz pojęcia. – powiedziałam mu. Mój głos zdradził więcej smutku, niż
zamierzałam. Skarciłam się psychicznie za bycie przygnębioną przy jego strapionym
spojrzeniu.
Otworzył dla mnie drzwi od samochodu, wślizgnęłam się, posyłając mu uspokajające
spojrzenie.
- Przepraszam. Tęsknie za tym, ale nie jest aż tak źle.
Był za kierownicą zanim zapytał.
- Do hotelu, Pani Middleton?
Zaczęłam mówić „Tak”, ale moje serce opanowało nagle moje usta.
- Do sklepów Kalua.
Spojrzał trochę zaskoczony, ale tylko skinął i ruszył.
Sklepy naprawdę nie były daleko od hotelu, uspokajałam samą siebie. I mogłam kupić
sobie najpotrzebniejsze artykuły na wyspie dla siebie.
Opuściłam okno, gdy jechaliśmy. Wiatr szybko narobił bałaganu w moim warkoczu i
rozpuściłam moje falujące blond włosy z ulgą. Teraz zwisały luźno do połowy moich
pleców.
Kiedy mieszkałam w raju, wisiały aż do mojego tyłka, z biały smugami rozjaśnionymi
przez słońce. Moja skóra była teraz blada, nieopalona, tak jak lubiłam.
Dorosłam kiedy opuściłam raj i widziałam to teraz. Lata bez mojego ukochanego raju
zrobiły swoje.
Thomas wysadził mnie przy sklepie Kalua z pewną niechęcią. Pomachałam mu,
prosząc go, aby zabrał mój bagaż do mojego pokoju hotelowego. Zapewniłam go, że
zadzwonię po niego, jeśli będę potrzebowała podwózki. Wiedziałam, że tego nie
zrobię. Jeden z Kaluas mnie podwiezie; byłam pewna. Byli moją drugą rodziną.
Rozmawiałam z Tutu i Mari każdego tygodnia w jakiejkolwiek formie.
Ścisnęłam śmiertelnie swoją torebkę i weszłam do sklepu surfowego. Nie byłam
jeszcze wystarczająco odważna, aby wejść do kawiarni albo do baru. Wciąż
obejmowałam zmiany w sklepie, gdy usłyszałam okropny krzyk zza lady.
Zostałam zaatakowana w mgnieniu oka przez niską, zgrabną kobietę. Uścisnęłam ją,
czując ukłucie nieoczekiwanych łez w oczach. Czułam się winna, że nawet brałam pod
uwagę pójście najpierw do hotelu. Jednak ktoś za mną tęsknił, po tym wszystkim.
Przejechałam ręką w dół jej czarnych włosów, czułam się z nią w sposób, w jaki nigdy
nie mogłabym ze swoją własną matką.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek wrócisz. – szepnęła, odsuwając się. Jej oczy były
brązowe, tak ciemne, że wyglądały na czarne. Były piękne i tajemnicze. Ona była
piękna i tajemnicza. Miała czterdzieści parę lat, ale nie wiedziałbyś tego, gdybyś na
nią spojrzał. Była zgrabna, dbała bardzo o swoje ciało, a jej twarz była złoto-brązowa.
Czas nie zmienił jej linii twarzy.
Jej twarz była pięknym połączeniem jej pochodzenia Japońskiego i Hawajskiego. Jej
usta były pełne, jej nos mały i zuchwały, jej oczy duże i w kształcie migdałów. Była
drobna, ale w żadnym wypadku niemalutka. Nie była ani szczupła, ani gruba. Była po
prostu… zgrabna, aż do samym kostek. Miała na sobie pół T-shirt i malutkie spodenki,
tak jak pamiętałam i wciąż pracowała tam od dwudziestu jeden lat odkąd ją
spotkałam. Nosiła plamerię we włosach, jak zawsze.
- Rozmawiamy co tydzień, ciociu. Nie możesz powiedzieć, że nie jesteśmy w
kontakcie.
Uśmiechnęła się na mnie, ale to był smutny uśmiech.
- Wiem, ale to nie to samo. Kiedy wróciłaś do domu, Lana?
Przygryzłam wargę, czując się dziwnie niekomfortowo z tym pytaniem. To był dom,
ale nie mogłam wrócić. Bolało nawet samo myślenie o tym.
- Cóż, jestem tutaj teraz. Przyjechałam w interesach, ale zdałam sobie sprawę, że nie
zabrałam nic poza odpowiednimi ubraniami do pracy.
Uśmiechnęła się, spoglądając na mnie.
- Cóż, wyglądasz w tym gorąco, ale tak, musisz odzyskać swoją wyspę z powrotem.
Idź, przywitaj się z Tutu. Będę cię kryła, piękna dziewczyno.
Dałam jej wdzięczny uśmiech, ruszając w kierunku drzwi, który łączyły kawiarnię Tutu
ze sklepem surfowym. Mari zatrzymała mnie słowem. Podeszła, położyła plumerie w
moich włosach, na moich uchu. Dotknęłam jej, uśmiechając się.
Westchnęła, jakby z wielkiej ulgi i dotknęłam identycznego kwiata na jej uchu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin