Różnowiercy polscy.pdf

(1704 KB) Pobierz
ALEKSANDER BRUCKNER
Różnowiercy polscy
SZKICE OBYCZAJOWE I LITERACKIE.
SERJA I.
WARSZAWA
Nakładem Księgarni Naukowej
1905
Badanie dawnej literatury naszej naprowadziło mnie i na literaturę
różnowierczą, polemiczną, teologiczną. Liczne jej i ciekawe okazy nie
nęciły mnie jednak ze strony dogmatycznej, ani nawet z historycznej; nigdy
nie powziąłem zamiaru napisania dziejów np. wzrostu czy upadku
reformacji, czy wyznania któregoś, choćby np. ariańskiego.
Podchodziłem do tych ksiąg wyłącznie ze strony, z której je dotąd
najmniej badano. Historię reformacji czy wyznań kreśliły dawno przede
mną powołane pióra, nasze i obce, polskie i rosyjskie (należą tu
znakomite prace prof. Lubowicza); spory dogmatyczne same złożono w
niezliczonych woluminach; kompletną ich bibliografię ułożył Jocher-
Sobolewski. Czego jednak dotąd niedostawało, to wyzyskania tych
spleśniałych i zbutwiałych broszur i foliantów dla dziejów obyczajowości, a
po części i literatury. Jakie na tle zaniepokojenia sumień walkami
wyznaniowemi toczyło się życie po zborach i pałacach, w warsztatach i
szkołach, na ulicach i w obozach; jak się zwalczali i godzili katolicy i
protestanci, luteranie i bracia czescy, kalwini i arjanie; jakiemi były ich
broń literacka, rynsztunek umysłowy, podkład ideowy; co za
dziwaczne męty i skazy, cnoty i zbrodnie, poświęcenia i napaści
wyłaniał bieg wypadków; jakie to świadectwa ducha i życia polskiego: oto,
co mnie zajmowało, gdym po najrozmaitszych bibljotekach zapylone i
zapomniane pomniki całkiem innego poglądu na świat i ludzi wertował.
Stykałem się z coraz nowemi okazami myśli i pióra, serca i wiary, miłości
i nienawiści, i luźną, dorywczą lekturę początkową starałem się coraz
systematyczniej uzupełnić i pogłębić.
Owocami tej lektury zacząłem się dzielić z czytelnikami „Ateneum"
w szeregu szkiców napisanych w latach 1896 — 1898 p. t. „Z dziejów
różnowierców polskich". Dziś je ponownie wydaję - ale w innym układzie,
rozszerzone i poprawione znacznie.
Szkice te poświęcam głównie arjanom polskim, najciekawszemu, bo
niemal zupełnie domorosłemu, a najmniej u nas znanemu okazowi
najgorętszych walk i przejść wyznaniowych.
Pierwszy rozdział, niby wstępny, wyznaczyłem Janowi Łaskiemu, z
którego śmiercią arianizm, nie krępowany żadną więcej powagą, tak się
rozbujał, że zagroził zupełnym rozbiciem kalwinizmowi polskiemu; drugi
— Marcinowi Krowickiemu, co już sam arjanem został; właśnie na
Kaskim i Krowickim początki różnowierstwa polskiego badać możemy
*).
Artykuły te przeznaczam dla szerszej publiczności, więc balastu
naukowego, bibliograficznych opisów itp. unikam; czasem tylko, szperacz
niepoprawny, grzeszę notatką, ciekawą dla bibljografa, obojętną dla
ogółu. Zbytnio nie skrupulizuję: dla urozmaicenia zmieniam i formę
szkicu i nie wzdrygam się przed przytaczaniem drastycznych nieraz
anegdot, żartów, wyzwisk - niech je czytelnik wybaczy, wina to czasu, nie
moja. Dzisiejszego spokoju wyznaniowego wznawianiem dawnych, nieraz
ostrych i gorszących swarów, zakłócać nie myślę; niczyich przekonań
religijnych ręką świętokradzką nie tykam: celem moim było jedynie
wznowić zapomniane a ciekawe karty dawnej obyczajowości, wykazać
nadmierną nieraz bujność dawnego życia polskiego, nie skrępowanego
jeszcze jedynym wyznaniem, próbującego w wierze i nauce
najrozmaitszych torów. W razie przychylnego przyjęcia tych szkiców
nastąpią inne.
A. Bruckner.
Berlin, 1 września 1904.
*) Pierwszym początkom tegoż różnowierstwa, propagandzie religijnej
dominikanina Samuela i pisarka Seklucjana między 1540 a 1550 r. poświęcił
znakomite studjum ks. dr. Warmiński w Przeglądzie Kościelnym Poznańskim,
1902 —1904.
Jan Łaski.
Ród i wychowanie. Katastrofa domowa. Przełom umysłowy. Tułaczka
długoletnia. Sława i znaczenie na obczyznie. Powrót do kraju; praca
nadmierna a siły sterane. Śmierć przedwczesna. Duch pojednawczy a
stanowczy zarazem.
iada zwyciężonym – ze sprawą, której daremnie
bronili, sami giną i wszelka pamięć o niej; nawet o najsilniejszych
sercem, wolą i wiedzą, o najczystszych i najświętszych własne pokolenia
następne zapominają niewdzięcznie. Tak mieli i protestanci polscy
pomiędzy sobą Hozjusza, Skargę i Wujka, tylko pamięć o nich wśród
zwycięzców - katolików zmarniała zupełnie. A stało się to tym łatwiej,
im słabszą cała ta walka była, z im mniejszym trudem katolicyzm
reformację pożył, im mniej śladów po niej zostało.
Historycy nasi i obcy, katoliccy jak protestanccy, żywią dotąd o
znaczeniu reformacji polskiej nadto wygórowane pojęcia; biadają nad
spustoszeniem, jakie reforma po głowach i sumieniach sprawiała; nad
jej „zbyt wczesnym pojawieniem (gdy w istocie, jeśli już przyjść miała,
o trzydzieści lat się spóźniła!); nad skomplikowaniem politycznej i
społecznej „naprawy" rzeczypospolitej kościelną i religijną; nad
zjawieniem się nowego, rozkładowego żywiołu; w końcu filozofują nad
tym, jak należało „reformę", stanowczo ją przyjmując czy też sta-
nowczo wytępiając, zużyć do zbudowania silnego ustroju
państwowego.
Wobec olbrzymiego hałasu, jaki reformacja niegdyś wywołała, i
wobec znaczenia, jakie jej dziś jeszcze, choć mylnie, przypisują, nie
można się dosyć nadziwić, jak nędznie, mizernie i ubożuchno
reformacja ta nawet w r. 1560 się przedstawiała. Słomiany ogień,
rozdmuchany na chwilę do potwornych rozmiarów — oto polska re-
formacja, od pierwszego dnia chorująca na straszny brak ludzi i
środków, któremu i książę pruski wydołać nie mógł, choć czynił nad
siły niemal. Ci sami magnaci, których stać było na setki tysięcy, aby np.
jakiegoś awanturnika zbrojnie do Włoch wprowadzać, nie mieli w r.
1560 dla reformacji ani grosza, chociaż bez skrupułów dobra kościelne
zabierali—dla reformacji umieli tylko żebrać moralnego poparcia w
Zurychu, a materjalnego w Królewcu: jedyny Radziwiłł na Litwie
stanowił zaszczytny wyjątek—nie można mu też w całej ówczesnej
Polsce nikogo przeciwstawić, nikogo z nim porównać. Cóż wielkiego
zrobili dla reformacji choćby Bonerzy i Górkowie, nie mówiąc o
Szafrańcach czy Stadnickich, o Oleśnickim, zagarniającym bezczelnie na
własny użytek wszelkie dochody kościelne? Gorszono się powszechnie,
protestowano o to na synodach. Magnaci małopolscy nawet na koszta
biblji zdobyć się nie mogli
musiał ją Radziwiłł zapłacić. Jedyny Rej
ratuje honor małopolski w tych czasach.
Lecz nędza materjalna — to jeszcze nie najsłabsza strona
reformacji. Co ważniejsza, w głowach polskich korzeniła się ta
reforma niesłychanie płytko, wyskakiwała też z nich za byle jakim
powodem bez śladu. Wiecznie chwiejny Zygmunt August może
uchodzić za typ większości polskich protestantów: starczy, że ks. biskup
uchwyci za cugle woźniki królewskie, aby króla do katolickiego kościoła
nawrócić; wobec byle energiczniejszego ruchu protestantyzm polski
zaraz mięknie. Albo taki stary Tarnowski: protestanci liczą go z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin